Wredne, jasne światło zaatakowało mnie gdy tylko otworzyłem na chwilę oczy. Szpital, pierwsza myśl. Zacisnąłem je szybko i byłem pewny, że moja twarz jest wykrzywiona w grymasie. Usłyszałem gdzieś obok podłączony respirator, co oznaczało jedno. Przeżyłem. Druga myśl, że chcę natychmiast umrzeć. Teraz i tu. Mój plan się nie powiódł, przegrałem. Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie, tak skrupulatnie zaplanowałem tą próbę, ale czemu do cholery leżę żywy w szpitalu, a nie zasypany piachem na cmentarzu. Co poszło nie tak?
Z drugiej strony zastanawiałem się jak długo mogę tutaj leżeć i jak dużo osób już wie. Na pewno wieść o młodym samobójcy rozniosła się echem po mieście. Jak zachowali się rodzice, co pomyślała sobie ekipa Ralfa, czy Dereck domyśla się czegoś. Najważniejsze jednak to jak czuje się Kate. Tak bardzo mi ufała, a ja jej zaufanie zawiodłem.
- Damien...
Otworzyłem lewe oko i ujrzałem ją siedzącą obok łóżka, swoją dłoń położyła na mojej. Otworzyłem prawe oko. Widać, że była bardzo zmęczona, i śmiem twierdzić, że nie jest przemęczona z powodu pracy. Na jej twarzy nie było łez, znajdowało się na niej tysiące emocji, złość, smutek, rozpacz, gniew, czy współczucie...
- Trochę narozrabiałeś.
- Yhym - wydusiłem po chwili, nie mogłem patrzeć na jej twarz, nagle zwykła, szpitalna biała pościel wydała się o wiele interesująca.
- Powiesz mi chociaż co ty sobie myślałeś? Zastanawiałeś się, jak ja to wszystkim wytłumaczę? Co powiem rodzicom? - zapytała wypranym głosem. - Co ty do cholery sobie myślałeś!?
- Kate...
- Może inaczej - zabrała dłoń i wstała. - Jak ja mam cię bronić przed Jackiem?
Spojrzałem na nią niezrozumiałym wzrokiem. Dlaczego miałaby mnie bronić przed ojcem? Od kiedy chce mnie przed nim ochraniać? Zrobi awanturę jak zwykle i na tym się skończy.
- Gdy tylko zostaniesz wypisany ze szpitala, ojciec chce się wysłać do psychiatryka...
Przełknąłem ślinę. Teraz mnie zaskoczyła, bo tego się nawet po takim ojcu jak Jack się nie spodziewałem. Choć w sumie na co liczyłem? Byłem pewny, że te zasrane narkotyki z tabletkami nasennymi mnie zabiją. Czemu kurwa żyje?
- Dlaczego...? - słowo żyję nie przeszło mi przez gardło...
- Zostawiłeś otwarte drzwi - ponownie otworzyłem usta - Co z tego, że przekręciłeś zamek skoro drzwi były otwarte. Tak bardzo się śpieszyłeś lub byłeś załamany, że nawet ich nie zauważyłeś...
Drzwi. Tylko niezamknięty kawał drewna sprawił iż poniosłem klęskę. Czy rzeczywiście moje łzy tak mnie zamroczyły, że pominąłem ten fakt? Zadbałem o narkotyki, kupiłem środki nasenne i alkohol, a zapomniałem o pierdolonych drzwiach. Planowałem skrupulatnie każdy podpunkt mojej misji samobójczej, ale fakt, że powstrzymały mnie tylko drzwi jeszcze bardziej wzmocnił chęć kolejnej próby.
- Lepiej wymyśl dobre argumenty, bo rodzice będą tu wieczorem. Poinformowałam ich, że się wybudziłeś...
- Jak długo tu jestem?
- W śpiączce byłeś półtora tygodnia - wyjaśniła - Narazie będziesz tu jeszcze przez miesiąc, w tym czasie wszystkie twoje rzeczy zostaną przewiezione do mojego, do naszego dawnego domu. To również jest decyzja Jacka...
Kate wyszła, a do mojej sali wszedł jakiś lekarz. Zaczął swoją lekarską gadkę o tym co się stało, co mi robili, w jakim jestem obecnie stanie, ale ja się wyłączyłem. Widząc Kate w takim stanie nie mogłem myśleć o niczym innym. Za jakieś pięć godzin będę musiał stawić czoła moim rodzicom, a to nie będzie łatwe zadanie. Skoro siostra jest wściekła, to co mówiąc o reszcie rodziny. Nie zasłużyłem na to, ja miałem umrzeć. Teraz przez kolejny miesiąc będę musiał dalej żyć zanim spróbuję ponownie...
Nie wiem kiedy zasnąłem, ale mój organizm był tak wymęczony po płukaniu żołądka, że nawet nie myślałem by tknąć choć kawałek obiadu czy kolacji, która właśnie została mi przyniesiona. Odłożyłem tacę na szafkę, do której sięgnąłem. Znalazłem tam mój telefon z mnóstwem nieodebranych wiadomości od Derecka czy Kevina. Dzwonili nawet dzisiaj, co oznacza prawdopodobnie, że wcale nie wiedzą co się stało. To chyba jedyny pozytyw z całej tej sytuacji...
Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyłem w nich swoich rodziców. Matka była zalana łzami, a ojciec aż się gotował ze złości. Ciekawe czemu...
- Coś ty sobie gówniarzu myślał!
- Jack, uspokój się...
- Mam się uspokoić? - warknął na matkę. - Ten idiota próbował popełnić samobójstwo, i ja mam być spokojny!?
- Może miał jakiś powód! Może on potrzebuje pomocy! - jęczała Livia co chwila zerkając na mnie, jednak zgodnie z swoimi wcześniejszymi założeniami postanowiłem milczeć. Przynajmniej dopóki Jack jest tak wkurzony.
- Gadaj!
Spojrzałem na niego spode łba i wróciłem do podziwiania pościeli.
- Damien - zaczęła matka - Powiedz nam co się stało, dlaczego to zrobiłeś... Chcemy ci pomóc.
Na matkę nawet nie spojrzałem bo wiedziałem, że to mnie załamie jeszcze gorzej.
- Wiem, że jest ci ciężko pogodzić się z myślą, że nadal żyjesz, ale masz niecałe osiemnaście lat. Tyle życia przed tobą, dlaczego chcesz, po co chciałeś je zmarnować? Pomożemy ci. Zamieszkasz razem z nami, zapiszę całą naszą rodzinę na terapię do psychologa, ale musisz nam powiedzieć dlaczego...
Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Słowa matki były puste. Dla mnie jest za późno na pomoc, jedynym moim ratunkiem jest śmierć.
- Odezwij się, Damien...
- Gadaj - ojciec ledwo trzymał nerwy na wodzy.
Ja nie chciałem tutaj wracać, bo ja nigdy już nie miałem się obudzić. Moja próba samobójcza miała odnieść sukces, i jedynie gdzie mogłem się obudzić to piekło czy czyściec. Chociaż nie wiem czy takie miejsca istnieją, nie jestem osobą religijną.
Gdybym zamknął te pierdolone drzwi to teraz nie miałbym tylu problemów. Fakt, nie potrafię zmierzyć się teraz z konsekwencjami tego czynu. Byłem tak zaabsorbowany, że to się uda, że nawet nie przemyślałem co będzie jeśli przeżyję. Jedyne co mi przychodziło na myśl, że w ciężkim stanie wyląduje na oiomie, i wkrótce potem umrę. Nie zastanawiałem się nawet co będzie ze mną jak się nie uda. Bo wszystko miało pójść inaczej, i jedynie pretensję mogę mieć do siebie. Schrzaniłem prawdopodobnie jedyną okazję by się zabić. Teraz pewnie wszyscy będą chodzić wokół mnie na placach i zaglądać w każdy kąt, wszystko po to by mnie ocalić. Jednak ja wiem, że dla mnie nie ma już ocalenia.
Gdybym zamknął te pierdolone drzwi to teraz nie miałbym tylu problemów. Fakt, nie potrafię zmierzyć się teraz z konsekwencjami tego czynu. Byłem tak zaabsorbowany, że to się uda, że nawet nie przemyślałem co będzie jeśli przeżyję. Jedyne co mi przychodziło na myśl, że w ciężkim stanie wyląduje na oiomie, i wkrótce potem umrę. Nie zastanawiałem się nawet co będzie ze mną jak się nie uda. Bo wszystko miało pójść inaczej, i jedynie pretensję mogę mieć do siebie. Schrzaniłem prawdopodobnie jedyną okazję by się zabić. Teraz pewnie wszyscy będą chodzić wokół mnie na placach i zaglądać w każdy kąt, wszystko po to by mnie ocalić. Jednak ja wiem, że dla mnie nie ma już ocalenia.
- Damien, proszę cię... - nie wiem ile łez wylała już ta kobieta, ale zdecydowanie za mało skoro nadal płakała - Odezwij się, wyjaśnij to nam. Chcemy ci pomóc...
- Kurwa!
Jack szybo złapał moją koszulę i uniósł mnie do góry, zacząłem się podduszać. Jego palce zacisnęły się na bluzce, a morderczy wzrok mówił, że nie żartuje.
- Mów czemu to zrobiłeś bo inaczej sprawię, że będziesz tu leżał o miesiąc dłużej.
- Damien! Jack!
- Mów do cholery!
- Damien, błagam cię...
Poczułem jak zapiekła mnie skóra gdy dłoń ojca uderzyła mnie w policzek. Po raz pierwszy uderzył mnie w twarz. Nie pierwszy raz mnie pobił, ale pierwszy raz w twarz.
- Ty jebany gówniarzu, razem z matką staramy się byś miał wszystko, by ci niczego nie brakowało, a ty tak się nam odwdzięczasz? - Jack wpadł w furię - Ty pojebie! Co ty robisz ze swoim życiem!? Na darmo się z Livią staraliśmy byś wykorkował w tak młodym wieku!?
- Damien! Mów cokolwiek!
- Idioto!
Po raz kolejny dostałem w policzek, który prawdopodobnie jest już koloru pomidora. Ból odciskał piętno we mnie. Łzy nie pomagały, byłem słaby, i będę słaby. Czuję nienawiść do wszystkiego, dlaczego to ja muszę to wszystko przeżyć? Prosiłem o śmierć, ale widocznie me modlitwy nie zostały wysłuchane, w takim razie będę musiał sobie poradzić bez nich.
- Skoro tak się bawisz... - syknął. - Dobrze. Za miesiąc wrócimy tu z matką, ale razem z twoimi rzeczami! Twoje miejsce jest w psychiatryku!
- Jaki był z ciebie ojciec! - zaśmiałem się - Jesteś gównem, a nie ojcem...
Te słowa były prawdą. Nigdy od niego nie otrzymałem miłości. Może dla kogoś innego zielony papierek oznacza dobro rodzinne, ale nie dla mnie.
Te słowa były prawdą. Nigdy od niego nie otrzymałem miłości. Może dla kogoś innego zielony papierek oznacza dobro rodzinne, ale nie dla mnie.
Jack wpadł na mnie, a łóżko uderzyło o ścianę. Taca z jedzeniem spadła na podłogę, a szkło się rozbiło. Jego pięść wylądowała na mojej wardze, w której automatycznie poczułem metaliczny posmak. Krew.
- Nigdy nie chciałem mieć takiego syna jak ty! Ciesz się, że wogóle masz rodziców! Ty sukinsynu!
- Proszę stąd wyjść! Natychmiast! - w sali pojawił się lekarz, oraz parę pielęgniarek.
Rodzice szybkim krokiem wyszli z pomieszczenia nawet się nie oglądając, a ja zostałem przeciągnięty na swoje miejsce. Taca została pozbierana. Znowu zostałem opatrzony i przyniesiono mi kolejny posiłek, który miałem zjeść. Lekarz z pielęgniarką stali nad moim łóżkiem i czekali aż zjem posiłek. Z wielkimi trudnościami przełknąłem te kanapki i zjadłem jabłko. Mój żołądek chyba się skurczył do rozmiarów paznokcia. Nie dałem rady nic jeść, i nie chciałem nic jeść...
Gdy tylko drzwi się zamknęły pozwoliłem łzom spływać. Wprawdzie domyślałem się, że on będzie wkurzony. Jednak nie spodziewałem się, że mnie uderzy. W dodatku przy matce, przy której zawsze się hamował. Nie chciałem mieć takiego ojca, nie chciałem mieć takiej rodziny. Jestem sam sobie winny, to ja narozrabiałem. Nie przemyślałem planu, że mogę przeżyć. Brałem to pod uwagę, ale z jakimś sześcioma procentami potwierdzenia, że przeżyję. Nie spodziewałem się takich konsekwencji, nie spodziewałem się nawet, że w pierwszy dzień po przebudzeniu mój ojciec mnie zaatakuje w szpitalu. Wszystko miało być inaczej, nie miałem teraz leżeć w szpitalu i znosić tego wszystkiego. Miałem umrzeć, i czy cholera, proszę o tak dużo!? Proszę jedynie o śmierć, jakąkolwiek, ale śmierć...
Skoro chcą mnie wysłać do wariatkowa to znaczy, że nie chcą mi pomóc. Nigdy nie chcieli. Nigdy nie posiadałem rodziców, a jedynie osoby, z którymi dzieliłem, bądź u których wynajmowałem pokój. Wyszlibyśmy dobrze tylko na zdjęciach, ale nawet tego nie robiliśmy. Zachowaliśmy się jak obcy sobie ludzie. Mieszkaliśmy, jedliśmy, żyliśmy w jednym domu, ale to jedyne co nas łączyło. Wysokie kieszonkowe i samowolka od najmłodszych lat, to jedyne co dostałem od Jacka i Livii Ronson...
Till it happens to you
Dopóki ci się to nie przydarzy
You don't know how it feels
Nie wiesz jakie to uczucie
How it feels
Jakie to uczucie
Till it happens to you
Dopóki ci się to nie przydarzy
You won't know
Nie będziesz wiedział
It won't be real
To nie będzie rzeczywiste
No, it won't be real
Nie, nie będzie rzeczywiste
Won't know how it feels*
Nie będziesz wiedział jakie to uczucie
Brązowowłosa dziewczyna zerknęła na napis informujący o wejściu do Szpitalu Świętego Łukasza, po czym wzięła głęboki oddech i udała się do środka. Rose nie widziała Damiena, ani żaden z jej znajomych od niecałych dwóch tygodni. Coś musiało się stać. Zwłaszcza, że ostatnimi dniami przed zaginięciem nastolatek zachowywał się bardzo dziwnie, o wiele dziwniej niż zazwyczaj. Coś musiało się wydarzyć, i dziewczyna modliła się całym sercem by nie było to nic poważnego.
Dopiero teraz zaczęła się zastawiać jak znajdzie Kate, ale ta właśnie wyszła z widny. Gdy ich wzrok się spotkał starsza zmrużyła oczy, odłożyła jakieś dokumenty na recepcji i szybkim krokiem podeszła do młodszej.
- Czego tu szukasz?
- Chciałam się spytać o Damiena - odparła wystraszona nastolatka widząc morderczy wzrok siostry Ronsona.
- Tak? - zapytała z ironią w głosie. - Czemu niby cię interesuje los Damiena?
- Nie było go prawie dwa tygodnie w szkole, a nauczyciele zaczynają nas o niego wypytywać, a rodzice jeszcze się nie pojawili u wychowawcy.
- Może jest chory?
- Kate, obie wiemy, że coś się stało - powiedziała odważnie Rose - Usiądźmy i pogadajmy o tym...
- Dla twojej wiadomości to jestem w pracy, ale możemy chwilę pogadać.
Szarpnęła ją za rękę i pociągnęła w stronę pomieszczeń dla pracowników. Kobieta sprawdziła czy nikogo nie ma, po czym zamknęła drzwi. Zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
- W takim razie powiem ci co się stało, ale może najpierw usiądź...
- Postoję - zapewniła młodsza.
- Damien jest w szpitalu - oznajmiła po chwili - Tak, tutaj - uprzedziła jej pytanie - Czemu jest w szpitalu to może ty mi powiesz?
- Nie mam z nim dobrego kontaktu... od... od jakiegoś czasu...
- Och, doskonale wiem, że nie utrzymujecie znajomości, ponieważ zerwaliście ze sobą... Przez telefon!
- To chyba nie twoja sprawa! - syknęła Rose.
- To chyba nie twoja sprawa! - syknęła Rose.
- Na pewno!?
- To sprawa pomiędzy mną, a Damienem.
- Nie zapominaj, że to członek mojej rodziny!
- Od kiedy ci tak na nim zależy!?
- Jak śmiesz!
- To sprawa pomiędzy mną, a Damienem.
- Nie zapominaj, że to członek mojej rodziny!
- Od kiedy ci tak na nim zależy!?
- Jak śmiesz!
Dziewczyna przełknęła ślinę, nie była przygotowana na taki rozwój wydarzeń. Nie spodziewała się, że siostra chłopaka ma pojęcie o tylu rzeczy, o aż tylu rzeczach. Rose wiedziała, że ta ją nienawidzi, ale nie wiedziała czym sobie zasłużyła na takie traktowanie. Zakończenie związku nie jest przecież powodem do nienawiści aż po grób...
- Co się stało?
- Po waszym rozstaniu bardzo się załamał. Praktycznie nic nie jadł, nie odzywał się. Rzadko kiedy wychodził ze swojego pokoju, ale w pewnym momencie zaczął. Wychodził z domu, zdarzało się, że nie wracał na noc. Byłam pewna, że spędza ten czas z tobą, no chyba, że ma kogoś innego, w co raczej wątpię. Sądziłam, że pogodził się z tobą i nie chce mi nic powiedzieć gdyż gardzę tobą co mu zrobiłaś. Słyszysz to? Od tamtej pory stałaś się nikim dla mnie! - warknęła - Tak bardzo ci ufam, bo on się uśmiechał, żył! On kurwa żył dzięki tobie - z oczu Kate również popłynęły łzy, ale szybko je starła - Niby to chłopcy tak łamią serca dla dziewczyn, co Rose?
- O co ci chodzi?
- Że przez ciebie Damien wylądował w szpitalu bo próbował popełnić samobójstwo!
Na twarzy młodszej automatycznie pojawiły się łzy.
- Kochał cię, a ty go wykorzystałaś! Zabawiłaś się jego kosztem! Ty mała zdziro...
- Kłamiesz...
- Chyba ty, że go kochałaś! - praktycznie jej to wykrzyczała - On był gotowy oddać za ciebie wszystko! Może ja też nie miałam z nim dobrego kontaktu, ale powiedział mi o tym zaraz po waszym rozstaniu! Wykorzystałaś go! Jego próba to twoja wina!
- Nie... - Rose złapała się drżącymi dłońmi za twarz - Nie... nie... nie... nie...
- Tak! - warknęła Kate - Teraz stąd spierdalaj i nie chcę cię tu więcej widzieć! Zbliż się do niego w tym szpitalu, a ochrona wyniesie cie jeszcze szybciej niżby rodzice pomyśleli by cię spłodzić.
Pielęgniarka praktycznie wyrzuciła płacząca dziewczynę z pokoju, a sama udała się na wyższe piętra budynku. Rose ze łzami w oczach wybiegła z budynku. Po drodze wpadła na jakąś starszą panią, ale nawet nie zatrzymała się by pomóc jej wstać. Biegła nadal, aż do domu Ralfa. Przed drzwiami starła łzy, choć wiedziała, że to jej nic nie pomoże. Wiedziała, że drzwi będą otwarte, więc chwyciła za klamkę i weszła do środka. Od razu usłyszała rozmowę znajomi, śmiali się, a w tle grała telewizja. To ją jeszcze bardziej dobiło, łzy znowu się pojawiły na jej twarzy...
- Wtedy Stiles uderze swoim jeepem w kanimę, ale on nadal żyje - fascynował się Kevin - Chłopak zaczyna krzyczeć, a Lydia wypada z auta i macha kluczem do domu Jacksona przed jego oczami...
- Ja pierdzielę jak ty możesz oglądać Teen Wolfa - zdziwiła się Ashley, ale wtedy ujrzała Rose w przedpokoju. - Co ci się stało?
Brązowowłosa dziewczyna znalazła się w salonie, i zmierzyła ich morderczym wzrokiem.
- Jak możecie się śmiać!
- Co się dzieje!?
- Niby co mamy robić - zapytał się Ralf - Urwaliśmy się wcześniej ze szkoły, przecież nie będziemy płakać z tego powodu...
Rose zawyła i wywaliła szklany stolik, który stał jej na drodze. Mebel rozsypał się na tysiące kawałków, a dziewczyna uderzyła blondyna w twarz. Rzuciła się na niego i zaczęła uderzać swoimi małymi rękoma o jego twarz. Płakała praktycznie cały czas, a nawet wyła z bólu i bezsilności po tym co się stało.
- Co ty wyrabiasz!?
- Rose!?
Kevin złapał Rose i odciągnął od kolegi, który zdążył już parę razy dostać od wściekłej nastolatki, która teraz zaniosła się płaczem
- Rose - Ash przytuliła przyjaciółkę - Co się dzieje?
- To wszystko moja wina...
- Co!? - zapytali wszyscy jednocześnie.
- Jego próba samobójcza - wyjęczała między napadami łez - Damien próbował się zabić...
- Co!?
- Wykorzystałam go, zabawiłam się jego uczuciami, a go to zraniło...
- O czym ty mówisz? - Kevin był najbardziej wzburzony z pczaki przyjaciół. Przecież Damien w ostatnich dniach zachowywał się dziwnie, ale na swój sposób. Zawsze taki był, był inny. Odkąd go poznali wiedzieli, że ma jakieś swoje odchyły, ale kto w dzisiejszym czasie ich nie ma? Przecież tej nocy gdy się przespali brązowowłosy chłopak opowiadał mu o swoich planach na życie, o tych miejscach, które chce zobaczyć, i koncertach gwiazd, na które chce pójść. Nie mógł się zmienić w tak krótkim czasie, i to aż do próby samobójczej...
- To moja wina...
- Przestań tak myśleć!
- To prawda! - zawyła dziewczyna - To pierdolona prawda! Zabawiłam się nim, ale on nie jest takim hujem jak Dylan, on ma uczucia. On jest taki jak my, a my go wykorzystaliśmy! Wszyscy!
Dziewczyna wybuchła jeszcze większym płaczem, a przyjaciele spojrzeli na siebie przerażonym wzrokiem. Słowa Rose były prawdą. Każde z nich zawiniło, tak bardzo chcieli się odegrać na Knotterze, że zapomnieli o uczuciach Ronsona, który w tym przypadku nie zawinił nikomu nic. Owszem mieli wykorzystać go po części by dokonać zemsty, ale Damien miał się tylko odwrócić od swojego przyjaciela i zacząć się kumplować z nimi. Taki miał być plan, choć każde z nich wiedziało, że nie wyszedł tak jakby sobie tego życzyli.
Zniszczyli go, i to była wina ich wszystkich. Każdy dołożył cegiełkę do jego decyzji by spróbować się zabić. Każdy za to odpowiadał w mniejszym lub większym stopniu. To nie Rose była winna, oni wszyscy zawinili. Ich plan, to on sprawił, że zmienili życie nastolatka w piekło. Cała czwórka dołożyła się do jego decyzji.
--»۞«--
Witam w dwudziestym rozdziale Nobody Can Save Me Now.
* Lady Gaga - Till It Happens To You
Jak się dowiedzieliście, Damien przeżył próbę samobójczą. Nie jest z tego powodu zadowolony, i chce znowu spróbować się zabić.
Konsekwencje tego czynu zaczynają go przerastać, ale nie tylko on je odczuwa.
W nowym roku 2016 życzę Wam bardzo dużo zdrowia, miłości. Spełnienia swoich marzeń, dużo czasu na czytanie xD Dla autorów życzę dużo weny i czasy, gdyż wiem, że praktycznie bez tych dwóch rzeczy nie napiszemy niczego zadowalającego. Dla siebie życzę niewiele, ale szczególnie by ukończyć Nobody Can Save Me Now i zacząć pisać drugą część tej trylogii :)
Do zobaczenia w 2016 :P
PS - Przy okazji dziękuję wszystkim czytelnikom z całego serca za ponad 10 000 wyświetleń. Jesteście wspaniali! <3
DRAGON
- Wtedy Stiles uderze swoim jeepem w kanimę, ale on nadal żyje - fascynował się Kevin - Chłopak zaczyna krzyczeć, a Lydia wypada z auta i macha kluczem do domu Jacksona przed jego oczami...
- Ja pierdzielę jak ty możesz oglądać Teen Wolfa - zdziwiła się Ashley, ale wtedy ujrzała Rose w przedpokoju. - Co ci się stało?
Brązowowłosa dziewczyna znalazła się w salonie, i zmierzyła ich morderczym wzrokiem.
- Jak możecie się śmiać!
- Co się dzieje!?
- Niby co mamy robić - zapytał się Ralf - Urwaliśmy się wcześniej ze szkoły, przecież nie będziemy płakać z tego powodu...
Rose zawyła i wywaliła szklany stolik, który stał jej na drodze. Mebel rozsypał się na tysiące kawałków, a dziewczyna uderzyła blondyna w twarz. Rzuciła się na niego i zaczęła uderzać swoimi małymi rękoma o jego twarz. Płakała praktycznie cały czas, a nawet wyła z bólu i bezsilności po tym co się stało.
- Co ty wyrabiasz!?
- Rose!?
Kevin złapał Rose i odciągnął od kolegi, który zdążył już parę razy dostać od wściekłej nastolatki, która teraz zaniosła się płaczem
- Rose - Ash przytuliła przyjaciółkę - Co się dzieje?
- To wszystko moja wina...
- Co!? - zapytali wszyscy jednocześnie.
- Jego próba samobójcza - wyjęczała między napadami łez - Damien próbował się zabić...
- Co!?
- Wykorzystałam go, zabawiłam się jego uczuciami, a go to zraniło...
- O czym ty mówisz? - Kevin był najbardziej wzburzony z pczaki przyjaciół. Przecież Damien w ostatnich dniach zachowywał się dziwnie, ale na swój sposób. Zawsze taki był, był inny. Odkąd go poznali wiedzieli, że ma jakieś swoje odchyły, ale kto w dzisiejszym czasie ich nie ma? Przecież tej nocy gdy się przespali brązowowłosy chłopak opowiadał mu o swoich planach na życie, o tych miejscach, które chce zobaczyć, i koncertach gwiazd, na które chce pójść. Nie mógł się zmienić w tak krótkim czasie, i to aż do próby samobójczej...
- To moja wina...
- Przestań tak myśleć!
- To prawda! - zawyła dziewczyna - To pierdolona prawda! Zabawiłam się nim, ale on nie jest takim hujem jak Dylan, on ma uczucia. On jest taki jak my, a my go wykorzystaliśmy! Wszyscy!
Dziewczyna wybuchła jeszcze większym płaczem, a przyjaciele spojrzeli na siebie przerażonym wzrokiem. Słowa Rose były prawdą. Każde z nich zawiniło, tak bardzo chcieli się odegrać na Knotterze, że zapomnieli o uczuciach Ronsona, który w tym przypadku nie zawinił nikomu nic. Owszem mieli wykorzystać go po części by dokonać zemsty, ale Damien miał się tylko odwrócić od swojego przyjaciela i zacząć się kumplować z nimi. Taki miał być plan, choć każde z nich wiedziało, że nie wyszedł tak jakby sobie tego życzyli.
Zniszczyli go, i to była wina ich wszystkich. Każdy dołożył cegiełkę do jego decyzji by spróbować się zabić. Każdy za to odpowiadał w mniejszym lub większym stopniu. To nie Rose była winna, oni wszyscy zawinili. Ich plan, to on sprawił, że zmienili życie nastolatka w piekło. Cała czwórka dołożyła się do jego decyzji.
--»۞«--
Witam w dwudziestym rozdziale Nobody Can Save Me Now.
* Lady Gaga - Till It Happens To You
Jak się dowiedzieliście, Damien przeżył próbę samobójczą. Nie jest z tego powodu zadowolony, i chce znowu spróbować się zabić.
Konsekwencje tego czynu zaczynają go przerastać, ale nie tylko on je odczuwa.
W nowym roku 2016 życzę Wam bardzo dużo zdrowia, miłości. Spełnienia swoich marzeń, dużo czasu na czytanie xD Dla autorów życzę dużo weny i czasy, gdyż wiem, że praktycznie bez tych dwóch rzeczy nie napiszemy niczego zadowalającego. Dla siebie życzę niewiele, ale szczególnie by ukończyć Nobody Can Save Me Now i zacząć pisać drugą część tej trylogii :)
Do zobaczenia w 2016 :P
PS - Przy okazji dziękuję wszystkim czytelnikom z całego serca za ponad 10 000 wyświetleń. Jesteście wspaniali! <3
DRAGON
Dotarłam! Rozdział jest super!!! Damien jednak przeżył, tylko szkoda mi go przez to jak został potraktowany przez swojego ojca.Ja bym tego nie zniosła. Co do rozmowy Kate i Rose..była to burzliwa wymiana zdań, ale pomogła tej młodszej przejrzeć na oczy. Jestem ciekawa co zrobi teraz paczka Ralfa. Będą chcieli odpokutować swoje winy? Nie mogę się doczekać nexta! Szczęśliwego nowego roku!
OdpowiedzUsuńNiestety główny bohater teraz nie będzie miał lekko w życiu po tej próbie...
UsuńBędzie próba rekonwalescencji, ale czy się uda?
Omg, ale tym stwierdzeniem, że Damien jest taki jak oni, bo ma uczucia, to Rose wygrała internety...
OdpowiedzUsuńOgólnie, ojciec Damiena jest okropny, ale chyba nie muszę nawet o tym wspominać. Kate jak zwykle fajna siostra! :D
Hah, to jest Rose i jej tok myślenia :P
UsuńKate mam nadzieję, że polubicie jeszcze bardziej, ale to w dalszych rozdziałach i częściach opowiadania.
Zaskoczyłeś mnie z tym, że ojciec uderzył Damiena w szpitalu, myślałem, że chociaż w szpitalu ogarnie dupę... A matka Damiena jest naprawdę beznadziejna, przyszłą i ryczy bez sensu od wejścia, ci się leją, a ta ryczy xd Może Rose się w końcu ogarnie i reszta z paczki też przejrzy na oczy, że to, co robili to było z deka nie halo. Żal Damiena, że nie dość, że wcześniej miał spier**** życie, to teraz jeszcze musi znosić takie jazdy. Ale jestem w dobrej myśli, że mu się ułoży! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
http://subiektywniekrystix.blogspot.com/
W najbliższym czasie Damien nie będzie miał lekko, spotkają go duże konsekwencje tej próby...
UsuńKażdy będzie chciał coś zmienić w sobie, i w stosunku do bohatera, ale czy im się uda...
Hej!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Normalnie czytałam z zapartym tchem. tak ładnie udało ci się opisać emocje Damiena, jego ojca a potem Rose. miałam wrażenie jakbym tam stała i na to patrzyła. ale ojciec Damiena naprawdę grubo przesadził. syn leży w szpitalu po próbie samobójczej a ten zero jakiejkolwiek delikatności i zrozumienia, tylko przyszedł i go bije, nie no myślałam, że nie wiem, co mu zrobię...
Czekam na następny i weny!
I też wszystkiego najlepszego w nowym roku, oby był jeszcze lepszy niż miniony :)
Pozdrawiam :**
Konsekwencje jakie spotkają głównego bohatera nie będę zbyt miłe...
UsuńDziękuje za opinię :)
Mam nadzieję, że 2016 będzie o wiele lepszy od poprzednika :)
Zapraszam serdecznie na Miniaturkę NR 2 mojego autorstwa, noszącą tytuł "Neonowe Air Max'y".
OdpowiedzUsuńhttp://dariusz-tychon.blogspot.com/2015/11/neonowe-air-maxy.html
Przy okazji jeśli mam u ciebie na blogu jakieś zaległości, to bardzo za nie przepraszam, ale istnieje możliwość, że nigdy nie będę z twoim opowiadaniem na bieżąco, jednak nie ma się co martwić - nie porzuciłem go. Postaram się wpadać w miarę regularnie, od czasu do czasu, gdy czas pozwoli i ochota mnie chwyci. Obiecuję czytać swoim tempem i zawsze zostawiać prywatną, szczerą opinię, w postaci komentarza, jeśli tylko z twojej strony spotyka mnie to samo.
Pozdrawiam i spóźnionego - szczęśliwego, zdrowego, bogatego, pełnego bliskich osób, rozrywki i twórczej weny Nowego Roku.
Wracaj w każdej wolnej chwili, i zapraszam do czytania :)
UsuńDziękuję za życzenia :)
Za początek, jego emocje, mogę zabić ? ;-;
OdpowiedzUsuńojciec Damiena jest okrutny, zero ludzkich uczuć.
W zamian jego matka jest ciapowata. Nie daje synowi wsparcia.
Czuję, że to nie będzie historia z happy endem ;-;
Potrafisz wpędzić w masę emocji - zazdroszczę.
~ Sagiri.
Jeśli mnie zabijesz to nie będzie komu pisać opowiadania :D
UsuńDziękuję za uznanie mojej pracy :)
Czy będzie happy end to już będzie zależeć tylko i wyłącznie od Waszej interpretacji ;)
No cóż ojciec Damiena jest gorzej niż beznadziejny, niestety jednak tacy ludzie chodzą po ziemi nie występują tylko i wyłącznie w opowiadaniach.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajny rozdział, zobaczymy jak dalej potoczy się akcja.
http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com
Cieszę się, że ktoś to zauważył. Bynajmniej te opowiadanie nie jest całe fikcyjne, duża część jest pisania z obserwacji, część z mojej głowy i część jest kompletnie wymyślona, że aż pewnie nierealna xD
UsuńNikt z nas nie wybiera sobie rodziny. Szkoda, że Damien ma takich rodziców, ale cieszę się, że przeżył, chociaż konsekwencje są paskudne. Szczególnie, gdy ma się takiego ojca. Czekam na kolejny rozdział! I również życzę Ci Szczęśliwego Nowego Roku i jak najwięcej weny! :)
OdpowiedzUsuńTeraz Damien będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami tego wyboru, a to nie będzie łatwe...
UsuńDziękuję za opinię :)
Jak ja się cieszę, że Damien przeżył, naprawdę nie wyobrażasz sobie mojej radości! :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać u Ciebie opisy. Super Ci to wychodzi, zwłaszcza opis uczuć głównego bohatera. Niech nie próbuje się zabijać, ja znowu będę w niepewności! :(
Ojca Damiena to sama bym najchętniej jebła, i to tak porządnie. Szkoda, że Damien nie ma żadnego wsparcia ze strony rodziców...
Jejku, mam nadzieję że wszystko w końcu się ułoży, bo dla mnie Damien jest typowym bohaterem tragicznym, biedny. :(
Pozdrawiam i życzę sobie kolejnego rozdziału!
Hah, musi być chwila niepewności i napięcia :)
UsuńCóż, temat ojca Damiena narazie trochę ucichnie, ale powróci :D
Niestety Damien nie ma lekkiego życia, i nawet ja sam jako autor nie wiem czy kiedykolwiek będzie miał takie...
Dziękuję za opinię :)
Pięknie opisujesz. Mało kto tak pisze. Widać, że opisujesz to wszystko z lekkością :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://vickystyle93.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz!
UsuńMiło mi, że ktoś docenia moją pracę :)