niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 26 - Grayson

    Ostatnie dni mijały mi dość spokojnie, wbrew pozorom jakoś przyzwyczaiłem się do mieszkania w Dessex. Czas dłuży mi się niemiłosiernie, gdyż telefon i inne wartościowe bądź niebezpieczne przedmioty zostały skonfiskowane przez doktor Ossen-Blide. Nie powiedziałem jej jeszcze wszystkiego odnośnie mojej próby. Sam muszę chyba nabrać do tego dystansu. Emilia jest dość ciekawą osobą, spotykam się z nią praktycznie codziennie na parę godzin. Zawsze mogę korzystać z telefonu, i robić wszystko co mi się rzewnie podoba. Oczywiście tylko wtedy jak skończy się nasza terapia. Zazwyczaj rozmawiamy o powodach mojej próby, nie naciska, ale wiem, że kiedyś niestety będę musiał jej o tym powiedzieć. Tylko nie wiem kiedy będę na to gotowy...
- Co ja mam z Tobą zrobić? - usłyszałem jej westchnięcie gdy przeglądałem facebooka. Była godzina jedenasta, a za oknem lało jak z cebra. Miałem dziś zamiar zwiedzić zielone tereny Ośrodka Psychiatrycznego Dessex, póki co jestem zmuszony siedzieć zamknięty w czterech ścianach.
- Nafaszerować mnie tabletkami? - rzuciłem.
- Hah - zaśmiała się krótko. - Cieszy mnie Twój dobry humor, ale ja nie widzę sensu trzymać cię tutaj aż dwa miesiące. Poinformowałam twoją rodzinę, że zostajesz do końca marca, a potem będziesz musiał wrócić do domu...
    Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.
- Nie chcesz tam wracać, prawda?
- Co pani przez to rozumie? - udałem głupiego, choć doskonale wiedziałem, o co jej chodzi.
- Nie masz chyba łatwej sytuacji rodzinnej, co? - zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem spod okularów. Odeszła od biurka, i usiadła obok mnie. - Nasi kuracjusze, którzy próbowali popełnić samobójstwo, najczęściej nie są po jednej próbie. Na przykład taki Grayson, ale ty? Ojciec wyrzuca cię z domu, a matka nawet nie chroni, tylko ucieka z płaczem z ośrodka. Za dużo rzeczy widziałam i słyszałam, dlatego twoja sytuacja tak bardzo odbiega dla mnie od normy. Wszystkich innych pacjentów, nawet tych najbardziej chorych odwiedza rodzina, a ty siedzisz tu prawie tydzień, i żadnej próby kontaktu. Stawiam, że jak wisisz nad telefonem, to również nie piszesz z rodziną...
- Yhym...
- Damien - złapała mnie za rękę i spojrzała prosto w oczy - Jeśli masz jakiś problem, to wiesz, że możesz się nim ze mną podzielić? Nie mogę cię trzymać do osiemnastki w zakładzie, a nie mam podstaw żeby wnieść pozew o umieszczenie cię w domu dziecka. Twoja próba samobójcza działa na korzyść Jacka.
- Obawiam się, że dla mnie nie ma już ratunku i pomocy...
- Nie chcę żebyś próbował znowu się zabić - wypaliła prosto z mostu. Zamurowało mnie lekko.
- To znaczy?
- Jeśli doprowadzisz do swojej śmierci, to tylko zrobisz radość dla ojca. Rozumiem, że się nienawidzicie, ale twoja śmierć nic nie zmieni. Utwierdzisz go w przekonaniu, że dobrze zrobił, gdy wyrzucił cię z domu do psychiatryka.
- Do..dobrze - nie wiedziałem bardzo co powiedzieć. Nie spodziewałem się takiego rozwoju wydarzeń, że ona tak szybko domyśli się o co biega w mojej rodzinie.
- Wychodzę na popołudniowy obchód - oznajmiła po chwili ciszy. - Możesz zostać ile chcę, ale gdy wrócę koło szesnastej nie chcę cię tu widzieć. Jesteś traktowany tak samo jak inny pacjent, no możesz masz więcej swobody, ale prowadzę twoją terapię i sama będę orzekać jak ona będzie wyglądać.
    Z wielkim mętlikiem podszedłem do okna i spojrzałem w ciemne niebo. Drzewa machały się pod wpływem wiatru, a deszcz dzwonił na parapecie. Nie wiedziałem sam co mam sądzić o sytuacji, w której się znalazłem. Nie mogłem narzekać na ośrodek, jedzenie było więcej niż przeciętne. Jeśli chciałem coś zjeść między stałymi posiłkami, to wystarczyło, że zszedłem do stołówki. Parę razy byłem na terapii grupowej, z której dość szybko wychodziłem. Inni lekarze czy psychiatrzy też byli dość wyrozumieli, a sama pani dyrektor miała bardzo anielską cierpliwość do mojej osoby. Jedynym plusem było to, że nie otrzymywałem już wiadomości od owego nieznajomego, choć i tak chodziłem spięty. Nawet jeśli nie uda mu się wejść do zakładu, to znajdzie sposób żebym to ja wyszedł do niego, i jestem święcie przekonany, że właśnie nad tym myślał.
    Grayson natomiast bardzo mnie ciekawił i szokował z jednej strony. Jego osobowość jest tak zmienna, że czasami mam wrażenie, że mieszkam z kilkoma Graysonami, niżby z jednym chłopakiem. Zazwyczaj zachowywał się normalnie, przyzwyczaiłem się, że rysuje na ścianie te osoby, które widzi. Wiem, że zawsze w nocy z kimś rozmawia, i choć stara się być cicho to słyszę jego głos. Wygląda to tak jakbym oglądał thiller, gdzie ofiara nasłuchuje gdzie jest napastnik. Chłopak wypowiada swoją kwestię, zdarzy mu się parę razy rzucić po łóżku, po czym sztywnieje, by po chwili znów się odezwać. W większości jest to niezrozumiały dla mnie bełkot, ale czasami słyszę jak się spowiada z minionego dnia. Parę razy padło moje imię z jego ust, ale mam wrażenie, że cały czas o mnie rozmawia z tym kimś, z tym czymś. Początkowo bałem się ruszyć tak by zobaczyć co on robi, ale gdy się przekonałem, że jest tak pogrążony w swoim świecie przekręcam się na łóżku tak by go doskonale widzieć. Ma bardzo piękne oczy, ich błękit jest tak cudny, że to aż boli, że są to oczy szaleńca. Wygląda dość dobrze, ostatnio nawet ściął włosy, których końcówki i tak się kręcą w delikatne loczki. Przeraża mnie jego blada cera, a rany na nadgarstkach są tak widoczne, choć nie wiem nadal kiedy się tnie. Kiedy przebywam z nim w pokoju zazwyczaj siedzi na łóżku i patrzy się w jeden punkt. Ewentualnie rysuje te swoje postacie, lub po prostu śpi. 
    Postanowiłem wrócić do swojego pokoju, uprzednio chowając telefon do szafki. 

Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Powiedz mi, dlaczego wszystko, co kocham, zostało mi odebrane?
Why does everything that I love get taken away?
Dlaczego odebrano mi to, co kocham?
You take me to the edge,
Zaciągasz mnie do krawędzi,
Push me too far,
Spychasz mnie za daleko,
Watch me slip away,
Patrzysz jak spadam,
Holding on too hard
 Trzymając się zbyt mocno.
Tell me why does everything that I love get taken away from me? *
Powiedz mi, dlaczego wszystko, co kocham, zostało mi odebrane? 

   Graysona nie było w pokoju, to jakoś niezbyt specjalnie mnie zaskoczyło. Usiadłem na łóżku i zobaczyłem, że na poduszce kolegi leży jakiś list. Choć nie powinienem to otworzyłem go. Ciekawość kto napisał do bruneta zwyciężyła. Koperta nie była zaklejona, więc szybkim ruchem wyjąłem list. Niestety był pusty. Żadnego podpisu, wskazówki czy czegokolwiek. Opakowanie jak i wnętrze było białe. Skonfundowany schowałem papier do środka i odłożyłem na miejsce. Do obiadu została mi godzina, więc postanowiłem się zdrzemnąć. 
    Obudziło mnie szturchanie w bok. Nade mną stał Grayson z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co?
- Obiad - warknął i brutalnie ściągnął mnie z łóżka. Muszę przyznać, że choć wyglądał na wychudzonego to pokłady siły jednak miał. 
    Posłusznie założyłem klapki i ruszyłem za brunetem.
- Ruszałeś mój list - powiedział w połowie drogi oschłym głosem.
- Co? - udałem, że nie wiem o co mu chodzi. Wydawało to mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem.
- Kłamiesz! - uderzyłem w ścianę, a w oczach brązowowłosego zobaczyłem czyste szaleństwo. - Zawsze był zapisany, a dziś jest pusty. Dotykałeś go! Dlatego nie odpisali na moje pytania! Twoja wina!
    Niespodziewanie poczułem jak jego pięść zderza się z moją szczęką. 
- To wszystko przez ciebie! Teraz nie znam odpowiedzi na te pytania! Twoja wina!
   Kolejne uderzenie, dzięki któremu poczułem metaliczny posmak w ustach. Krew. Zablokowałem ciosy chłopaka, choć było to bardzo trudne zadanie.
- On cię dopadnie, sam mu się wydasz! - warknął w moją stronę, wyrwał się z mojego uścisku. Wytarł usta jakby znajdowała się na nich ślina czy krew po czym szybkim krokiem oddalił się w stronę windy i zjechał na pierwsze piętro, skąd prowadziło przejście do stołówki znajdującej się na parterze. 
    Momentalnie odechciało mi się jeść. Żółwim tempem wróciłem do pokoju i usiadłem zrozpaczony na łóżku. Nie miałem zielonego pojęcia czy Grayson blefował czy mówił prawdę odnośnie listu. Od tej chwili postanowiłem nie ruszać jakichkolwiek jego rzeczy prywatnych. Choć list i pobicie to drobnostka z jego ostatnimi słowami. Skąd on, do jasnej cholery, wie, że nieznajomy to mężczyzna. Nigdy mu o tym nie mówiłem. Wie, że mam problem. wie, że jego sprawcą jest facet. Co on, jeszcze kurwa wie o mnie i moim życiu!? On i te jego pierdolone głosy!
    Wtedy mnie olśniło! Skoro owe głosy mu tyle powiedziały, to może uda mi się go podpytać o tego gościa. Jednak momentalnie zmarkotniałem. To jest prawdziwe życie, a nie serial. Grayson jest osobą chorą psychicznie, żyje w swoim własnym świecie, do którego na pewno nie wpuści nikogo. Zdecydowanie za dużo Teen Wolfa, bo zaczynam myśleć, że chłopak jak Lydia czy Meredith jest banshee i słyszy różne głosy, i w ogólne jego dar miałby mi w czymś pomóc. Boże! Ja też oszalałem! Uważać schizofrenika za banshee, cóż za obraza dla owej istoty, że ją do chorych psychicznie zaliczam. Ukryłem twarz w dłoniach, i miałem ochotę się rozpłakać. O wiele bardziej wolałbym wrócić do domu, i znosić wredne uwagi ojca niż tu siedzieć. Zakład pełen pierdolniętych ludzi. Fajna przygoda, no nie?

    Kevina zaczynała już wkurzać obecna sytuacja. Choć Damien dość często w ciągu dnia była aktywny na facebooku, to ani razu nie odpisał czy w ogóle napisał. Podobną sytuację miała Rose czy nawet Ashley. Jedynie Ralf zdawał się być niewzruszony całą tą sytuacją.
- Może Knotter? - wypaliła Ash gdy przełknęła kawałek kanapki. Mimo długiej przerwy, grupa przyjaciół siedziała pod salą, i dyskutowała.
- Jasne, może najlepiej idźmy i zapytajmy się Jacka - żachnęła się Rose - Każde z nas widzi co się dzieje, a nie jest dobrze...
- Nigdy bym nie przypuszczała, że zerwie kontakt tak szybko - oznajmiła czerwonowłosa. W sumie niezbyt interesowała ją ta sytuacja, ale ból dwójki przyjaciół zmusił ją do współpracy.
- A może, idioci - powiedział twardym głosem Ralf. - Zamiast wymyślać jakieś cholerne teorie spiskowe typu jak przemycić bombę do Białego Domu, odwiedzicie go po prostu?
    Cała trójka spojrzała na niego jak na debila, co go zbiło  z tropu, więc wrócił do grania na telefonie.
- Po pierwsze nie jesteśmy jego rodziną, więc ten absurdalny pomysł odpada - wycedziła Ash. Wkurzało ją zachowanie jej własnego chłopaka, ale nie mogła nic temu zaradzić. Też miała ochotę zostawić to w spokoju, ale ze względu na przyjaźń z Rose musiała tu teraz być.
- Nie róbmy mu przypału - orzekł cicho Kolden. Dopiero teraz zrozumiał, że kocha Damiena. Rozłąka uświadomiła mu, że Ronson jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem. Że darzy go uczuciem większym niż przyjaźń, ale świadomość, że będzie mógł mu to powiedzieć dopiero za niecałe dwa miesiące dobijała i dołowała go. Zwłaszcza, że chłopak kategorycznie odrzucał wszelkie próby kontaktu, to go zaczynało coraz bardziej denerwować.
- Co mamy robić? - zapytała Holl.
- Może spytajcie się Kate - zasugerowała Ashley kończąc swój posiłek - Wkońcu jest jego siostrą, i chyba jedyną ogarniętą osobą z tej rodziny. Na sto procent zechce go odwiedzić...
- Masz rację! - brunetka klasnęła w dłonie. Pomogła wstać Koldenowi, i oboje ruszyli w stronę wyjścia ze szkoły.
    Czerwonowłosa patrzyła na nich z podziwem. Choć rozstali się, poprzez wiele kłótni, niedomówień i wiele innych rzeczy, nadal potrafili się złączyć i walczyć o dobro. W tym wypadku o dobro ich znajomego. Byli niezwykli, ale nie potrafili się dogadać jako para, więc zostali najlepszymi przyjaciółmi. Nigdy by nie uwierzyła, że chłopaka i dziewczynę może łączyć tak dobra relacja, i bynajmniej nie chodzi o związek. Lubiła ich boje, naprawdę, ale miała cichą nadzieję, że Ronson po powrocie wybierze jednak Holl, gdyż ona bardziej zasługiwała na szczęście niżby Kolden.
- Halo - dziewczyna poczuła jak blondyn nią potrząsa.
- Tak?
- Pytałem się, czy zrywamy się z lekcji - w głosie Ralfa było słychać złość i zniecierpliwienie.
- Tak - odparła dziewczyna - Muszę zrobić duże zakupy, i zawieść mamie dokumenty...
- CO!?
- Żartowałam idioto - wybuchła śmiechem i pobiegła korytarzem. - Pewnie, że idziemy do ciebie...

    Dochodziła północ, a Graysona nadal nie było. Zerknąłem na elektroniczny zegar, który wisiał nad drzwiami. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt dziewięć. Przekręciłem się na drugi bok i zerknąłem na puste łóżko współlokatora. Nigdy nie spodziewałbym się, że ruszenie pustego listu spowoduje tak zły rozwój sytuacji. Codziennie uczyłem się czegoś nowego, a fakt, że byłem tutaj dopiero tydzień nie był dla mnie na plus. Chłopak miał tak tysiące różnych zachowań, że aż gubiłem się, które są jego dobrą, a które złą wersją.
    Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, i do środka wszedł Grayson. Zrzucił z siebie bluzkę, a spodnie zostawił obok łóżka. Nakrył się kołdrą pod samą brodę i spojrzał na mnie.
- Przepraszam...
    Zamurowało mnie. Powiedział to tak cicho, i spokojnie, że w pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem.
- Przepraszam za moje zachowanie - ciągnął dalej. - Czasami szaleje, te głosy są tak silne, a zarazem tak niezrozumiałe, że nie wiem co robić. Tylko agresja pomaga mi się ich pozbyć, ale na przykład cięcie się też mi pomaga...
- Okej - odparłem. - To ja przepraszam, że ruszyłem twoje rzeczy. Nie powinienem...
- Spoko - uśmiechnął się delikatnie, a dla mnie był to najlepszy widok pod słońcem, a obecnie pod księżycem, który idealnie oświetlał nasz pokój. - Chciałbym ci jutro pokazać ośrodek...
- Bardzo chętnie pójdę z tobą na wycieczkę - powiedziałem zgodnie z prawdą. Bardzo chciałem poznać ośrodek oczami pacjenta, a w szczególności jego oczami.
- Fajnie, że chcesz ze mną mieszkać...
- Co przez to rozumiesz?
- Większość rzucała ten ośrodek, lub zmieniała pokój po akcji, pokroju dzisiejszej. Ty nie dość, że zostałeś, to nawet nikogo nie poinformowałeś...
- Nie zamierzam skarżyć - odpowiadam i rozkładam się wygodniej na łóżku.
- Pytając tak nagle i z dupy - zaśmialiśmy się oboje na jego słowa. - Jak jest u Ossen-Blide?
- Dobrze, nawet chyba za dobrze - mówię powoli, gdyż nie zastanawiałem się jak opisać moją terapię. - Rozmawiamy na wiele tematów, oczywiście nie pomijając mojej próby. Chyba czuję się lepiej po tych zajęciach, ale...
- Nie mówisz jej wszystkiego?
- Skąd wiesz? - ile jeszcze razy ten chłopak mnie zaskoczy.
- Emilia była moją pierwszą terapeutką w Dessex, ale rzuciła mnie po miesiącu - powiedział z jadem z głosem - Ona jest mega dziwna, i czemu jest dyrektorem, a nie zwykłym lekarzem? Gregory nie miał kogo wsadzić na te stanowisko?
    Już miałem się zapytać od kiedy jest na ty z pracownikami, ale przypomniałem sobie, że mieszka tutaj już rok.
- Nie wiem - oznajmiłem patrząc się w sufit.
- Tęsknisz za rodziną? - zapytał.
- W sumie to sam nie wiem - odpowiedziałem. - Chyba jednak nie, a ty?
- Nie widziałem jej już ponad rok - jego słowa mnie zaszokowały. 
- To znaczy?
- Pochodzę z Londynu - moje oczy wyglądają teraz pewnie jak monety. Kto wysyła syna za ocean do ośrodka psychiatrycznego. - Ja na prawdę nie chciałem skrzywdzić Lily...
    W jego oczach pojawiły się łzy, a ja automatycznie znalazłem się na jego łóżku i go zwyczajnie przytuliłem. Bałem się, ale kiedy poczułem jego mocny uścisk zrozumiałem, że od roku nie otrzymał takiej dawki miłości od drugiego człowieka. Mieszkał pewnie sam cały ten rok, inni lokatorzy go rzucali. Jedyne czego on potrzebuje w tej chwili to zrozumienia, i zwyczajnej bliskości drugiego człowieka.
- Od dziecka słyszałem jakieś głosy, ale były dla mnie niezrozumiałe. Ignorowałem je - chlipał w moje ramię i opowiadał swoją historię. - Wszystko było dobrze do siedemnastego roku życia, potem zacząłem rozumieć te słowa. Były przepełnione nienawiścią, kazały mi zakończyć cierpienie mojej rodziny...
- To było dawno - próbowałem go uspokoić.
- Wtedy na wsi bawiliśmy się z Lily w domku na drzewie, a ja...a ja ją chciałem zrzucić. Miała zaledwie osiem lat - wybuchł płaczem, i mocniej wtulił się we mnie.
- Zapomnij o tym...
- Oni wiedzą wszystko - wyjęczał patrząc na mnie załzawionymi oczami. - Gdy nie wykonałem ich rozkazu chciałem się zabić, zmusili mnie! Podobno umierałem już dwa razy, ale ja nie pamiętam drugiego razu!
- Cichooo - przytuliłem go i opiekuńczo gładziłem ręką jego plecy. Uspokajał się, oddech stawał się bardziej miarowy, i płacz powoli ustawał.
- Jestem potworem i powinienem umrzeć - powiedział sztywno, po czym usnął w moich ramionach.
    Obserwując śpiącego chłopaka częściowo pojąłem jego ból. Od roku nie widział nikogo z bliskich, a tutaj w ośrodku zabrakło mu tej bezwarunkowej rodzinnej miłości. Wyrzucono go z domu, bo jest chory. On potrzebuje pomocy, ale czy Dessex mu ją da? Jest trochę podobny do mnie, też wyrzutek, bo zrobił coś, czego nie powinien. W domu pewnie też nie doświadczył ciepła domowego ogniska, nikt go nie potrafił zrozumieć. Jest niczym ja za parę lat, sfiksowany przez chorobę i porzucony. Ja mogę jeszcze liczyć na przyjaciół i siostrę, a on? Czy ma jeszcze kogoś na kim może polegać? Obawiam się, że odpowiedź na te pytanie niestety brzmi nie, i to martwi mnie na najbardziej. 
    Po śniadaniu zostałem zawołany do recepcji, gdyż miałem gościa. Miałem nadzieję, że to Kate, bo przecież obiecała mnie odwiedzić, ale zdziwienie przerodziło się w złość gdy w hollu zobaczyłem Derecka, z wielkim miśkiem na kolanach.
- Co Ty tutaj robisz? - zapytał ostro, choć na tyle cicho by recepcjonistka nie nabrała podejrzeń.
- Odwiedzam chłopaka, nie mogę? - zapytał z tym swoim uśmiechem, któremu jeszcze jakiś czas nie potrafiłem się oprzeć.
- To chyba mnie z kimś pomyliłeś - warknąłem. - Spierdalaj stąd...
- Damien, co się dzieje? - spytał zaniepokojony, i chciał mnie złapać za rękę, ale mu się wyrwałem.
- Jak zawsze dzieje się coś złego, jak mam jakiś problem, to ciebie nie ma! - wycelowałem oskarżycielsko palcem w jego stronę. - Myślisz tylko o sobie, nigdy nie patrzyłeś na mnie! Liczyło się Twoje pożądanie!
- Damien - w hollu zmaterializowała się Ossen-Blide, a towarzyszący jej facet to musiał być nie kto inny jak Gregory McHallisster. Jego oczy rozszerzyły się gdy zobaczył skrywającego się za pluszakiem Derecka. Sam czterdziestolatek również był przerażony zaistniałą sytuacją - Wszystko dobrze?
    Jej głos sprowadził mnie na ziemię.
- Jak najbardziej - syknąłem i ruszyłem w stronę windy nie obracając się za siebie. Brązowe oczy kierownika zakładu odprowadziły mnie do samej windy. Szybko wcisnąłem numerek pięć i ruszyłem na górę.
    Gdy wysiadłem z wyciągu rzuciłem się do okna, gdzie zobaczyłem jak McHallisster kłóci się o coś z Hillsem. Nie wyglądało mi to za zwyczajną sprzeczkę, i mógłbym przysiąść, że oni już się znają. Niestety wszystkie okna na korytarzy były pozbawione klamek, więc nie mogłem podsłuchać o czym rozmawiają. Gregory szybko gestykulował, a po chwili zabrał miśka od mojego byłego kochanka. Dereck wsiadł do swojego auta, i szybko odjechał, a drugi mężczyzna wszedł do środka. 
- Ja pierdole...
- Co jest? - usłyszałem Graysona, który stanął obok mnie z tym swoim obłąkanym wzrokiem.
- Nieważne - głośno nabrałem powietrza. - Obiecałeś mi wycieczkę po ośrodku - chciałem jak najszybciej zapomnieć o nieprzyjemnej sytuacji. - Idziemy?
- Pewnie - chłopak się rozpromienił i pociągnął mnie za rękę w kierunku windy. - Najpierw pokażę ci park, i fajne miejsca w lesie!
    Niestety nie było nam dane dziś zwiedzać. Drzwi od windy otworzyły się, i w środku zobaczyliśmy panią doktor oraz McHallisstera, który trzymał pluszaka. Zmrużył oczy, gdy zobaczył, że Grayson trzyma mnie ze rękę. Nastolatek cofnął się o krok, i wzmocnił swój uścisk.
- Damien - powiedziała Emilia. - Musimy porozmawiać, natychmiast...
- Za chwilę wrócę - obróciłem się twarzą do chłopaka, który wyglądał na lekko przerażonego. - Poczekaj w pokoju...
- Na pewno wrócisz? - zapytał szybko.
- Pewnie - odparłem.
    Grayson przytulił mnie lekko i odszedł w kierunku dormitorium. Przełknąłem ślinę i wsiadłem do windy. Kobieta przekręciła specjalnym kluczykiem w komputerze windy i po chwili wyciąg ruszył na górę, do jej gabinetu. Starałem się ignorować palące spojrzenie kierownika Dessex, więc skupiłem się na oddychaniu. Winda się zatrzymała, i weszliśmy do gabinetu. Zająłem swoje stałe miejsce na sofie przy oknie. 
- Wiesz doskonale, że może cię odwiedzać tylko rodzina - powiedziała z zawodem Ossen-Blide. - A o ile mi się wydaje to Hills i Ronson nie są tym samym nazwiskiem.
- Nie wiedziałem, że mnie odwiedzi - oznajmiłem szybko. Pierdolony Dereck! Jak zawsze przez niego są tylko problemy.  
- Cóż, Dereck jest moim byłym pracownikiem Origin Security. Postanowił się ustatkować i zamieszkał tutaj - głos Gregorego był pozbawiony wszelkich emocji. Jakby wydawał polecenie dla służby. - Powiedz mi jednak, jakie relacje mogą łączyć siedemnastolatka i czterdziestolatka?
- Yyyyy - próbowałem wymyślić szybko jakąś wymówkę. Przecież mu nie powiem, że jego pracownik mnie posuwał w swoim domu! - Po prostu się przyjaźnimy. Pracuje z ojcem mojej dobrej koleżanki.
- Znam Rogera Holla - oznajmił szybko. - Powiedzmy, że ci wierzę...
- Jesteś pewien, że nie łączą was bliższe relacje? - zapytała Emilia.
- Nie! - poczułem jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. - 
- Dobrze - pani doktor bacznie obserwowała moją relację. - Możesz już iść, musimy z Gregorym omówić parę spraw dotyczących ośrodka...
- Do widzenia - rzuciłem szybko i wsiadłem do windy.
    Choć jest dopiero dziesiąta godzina to ja już mam dość dzisiejszego dnia. Wczoraj sterroryzował mnie Grayson, rano pojawia się Dereck z miśkiem. Wychodzi na to, że zna McHallisstera. Czym mnie jeszcze zaskoczy ten zakład? Zaczynało już być tak fajnie, to wpadłem w kolejne gówno...

--»۞«--
Witam w dwudziestym szóstym rozdziale Nobody Can Save Me Now :)
* Three Days Grace - Tell Me Why
Oto moje wyobrażenie Graysona! :D
Co sądzicie o tym rozdziale? Wyszedł mi bardzo długi, i kto wie, może najbliższe rozdziały też będą dłuższe niż zazwyczaj. Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, ale to jeszcze nie koniec historii Damiena.
Co sądzicie o Graysonie? Jak opiszecie zachowanie Derecka i McHallisstera? 
Przypominam, że odpowiadam na wszystkie Wasze komentarze, więc możecie sprawdzać pozostałe rozdziały i dalej prowadzić dyskusję ze mną xD 
Dziękuję za wszelkie opinie, które zostawiacie w komentarzach. Jestem Wam za to dozgonnie wdzięczny, gdyż daje mi to dużego kopa do pracy!
DRAGON

10 komentarzy:

  1. Ale mega przyjemnie się czytało! Bardzo dobrze piszesz, nie męczysz. Akcja fajnie się rozwinęła, ma sporo wątków, dużo niewyjaśnionych rzeczy, dużo problemów. Super opowiadanie z tego powstało!

    Pozdrawiam i czekam na next! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe podsumowanie! :D
      Część wątków się wyjaśni, a inne poznacie dopiero w drugiej części. Która swoją drogą, zbliża się małymi kroczkami :)

      Usuń
  2. A idź Ty, ja całkiem inaczej wyobrażałam sobie Graysona. Nie wiem jak ale inaczej xD A phi, zepsułeś mi wizję! Hahaha, a weź. :D
    Poza tym to Ty już wiesz, że ja lubię Twoje opowiadanie, prawda? Wiem, że wiesz. :D Już było tak super, a teraz? Znowu wszystko się zjebało. A rozdział zacząłeś takimi pięknymi słowami, że Damien powoli zaczął przyzwyczajać się do życia w Dessex...
    No, ale nie może być nudno! :D
    Grayson i jego napad furii mnie po prostu zabił. o.o O co, do cholery, chodzi z tym listem? Co to, jakaś magiczna możliwość, by znikało wszystko kiedy dotknie go ktoś obcy? Raany. o.o
    Ja tam lubię Derecka, niech się Damien na niego nie wkurwia, bo to znaczy, że Dereckowi na nim zależy! Niedobry Damien! :D
    Czekam na kolejny rozdział i życzę mnóóstwa weny, by powstał jak najszybciej! Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, każdy widzi wszystko na swój sposób. Gdy kreowałem postać Graysona, to od samego początku wiedziałem, że Daniel Sharman nada się idealnie jako nasz schizofrenik.
      Oczywiście, że w tym opowiadaniu nie ma miejsca na nudę xD
      Grayson jest schizofrenikiem, w dość zaawansowanym stadium choroby, żyje w swoim świecie, w którym widzi coś napisanie na kartce, choć dla zwykłego człowieka jest pusta. Chłopak choć choruje, to stara się żyć normalnie, ale nie na długo pozostanie miły...
      Dziękuję za cudowny komentarz! :)

      Usuń
  3. ,,Jeśli doprowadzisz do swojej śmierci, to tylko zrobisz radość dla ojca'' nie mam pojęcia czemu, ale ten fragment przycisnął mnie do krzesła. Kurczę, jest naprawdę coraz ciekawiej! Grayson jest moim ulubieńcem od dzisiaj. Niesamowita postać i po części (!) też urocza, bo nie wątpię, że potrzebuje tej czułość, a fajnie, ze Damien w jakiś sposób mu pomaga. Również inaczej go sobie wyobrażałam i chyba wolę zostać przy mojej wersji. :D Nie spodziewałam się, że przeprosi, mimo że wcześniej było wspomniane o tym, że ma niesamowite wahania nastroju. Poza tym, DERECK I DESSEX? Oj, coś mi tu nie gra! Czekam, czekam z wielką niecierpliwością! ;) Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, starałem się myśleć jak psycholog i co taka osoba może powiedzieć naszemu bohaterowi.
      Grayson choć bardzo chory schizofrenik jest też człowiekiem, i ma odbiera te ludzkie uczucia i emocje, choć może nie zawsze jest w stanie je okazać...
      Dereck i Dessex :D Wszystko się zgadza, ale o tym dowiecie się pod koniec tej części, no i w drugiej ostatecznie się wyjaśni...
      Dziękuję za opinię :)

      Usuń
  4. Damien wpada z kłopotów w kłopoty.
    Zastanawiam się, czy zamierzasz wprowadzić do tej historii jakieś motywy paranormalne. Mam tu na myśli głosy Graysona. Fajnie by było, gdyby się okazało, że naprawdę jest jakimś mistykiem, a nie wariatem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad tym, ale wolałem zostać te opowiadanie pod etykietą #withoutfantasy :D
      Grayson jest chory, i żyje w swoim własnym świecie. Słyszy i widzi ludzi, może rzeczywiście coś wiedzą o Damienie, a może chłopak tylko blefuje :D
      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  5. Zapraszam do siebie na rozdział 16. :D
    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem "nowa", przeczytałam ten rozdział i powiem Cii.. xd Niewiem czy dobrze zrobiłam, potem będę wiedzieć co się działo. Ale co się przeczyta to się już nie odczyta ;DD Ogólnie fajne opowiadanie ;P
    Pozdrawiam ;))

    http://freenagers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia