niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 27 - Błędy i porażki

    Ostatnie dni nie były dla mnie zbyt łaskawe, po akcji z Dereckiem dostęp do telefonu, nawet na spotkaniach z Ossen-Blide, został mi odebrany. Doktor była dla mnie oschła, wyczuwałem w jej głosie złość z mieszanką zaskoczenia i smutku. Skończyły się miłe pogawędki na luźne tematy, a zaczęły się koszmarne pytania o moją próbę samobójczą, o Derecka, i resztę rodziny. Wwiercała się z wielką siłą w mój mózg, że zaczynało mnie to wszystko denerwować. Szybko stałem się niespokojny i drażliwy. Nawet Grayson zauważył zmianę w mojej psychice, choć te słowa z jego ust zabrzmiały raczej jako komplement niżby oskarżenie. Z wielkim zniecierpliwieniem oczekiwałem końca marca i momentu gdy miałem opuścić ośrodek. Nie liczyło się to, że wracam do piekła, bo bardzo chciałem uciec z tej odnogi zła.
    Nawet zachowanie mojego współlokatora przestało mi przeszkadzać w czymkolwiek, potrafiłem przespać całą noc bez względu na to, że chłopak rozmawiał z kimś parę godzin. W ciągu dnia spędzałem czas na terapii indywidualnej, bądź coraz częściej na grupowej. Zostały mi przypisane lekarstwa na uspokojenie, które musiałem łykać pod czujnym okiem jednej z pielęgniarek. W czasie wolnym bardzo dużo przesiadywałem na ławce w parku, oczywiście w miarę dobrej pogody. Początek wiosny był okropny, wszędzie było mokro, co sprawiało, że czułem się coraz gorzej w tym miejscu. Chodziłem jak otumaniony, bo choć serce rwało się do walki to mózg nie przyjmował tego do wiadomości. Teraz dopiero zacząłem się zachowywać jak większość kuracjuszy w Dessex, obojętny na wszystko. Choć wczoraj dostałem przebłysku świadomości i zaatakowałem pielęgniarza, który przyniósł mi tabletki. Skończyło się to szarpaniną w windzie, przywiązaniem do łóżka oraz dużą dawką środków uspokajających...
- Damien Ronson! Wielki Ronson leży przykuty do łóżka! - radość Graysona była niezmierna, cieszył się bardziej niż małe dziecko gdy dostaje lizaka. Mało co nie popłakał się ze śmiechu jak wszedł do pokoju.
- Bardzo zabawne - mruknąłem.
- Dla mnie bardzo - wystawił mi język i położył się na łóżku - Słyszałem, że przywaliłeś mu parę razy...
- Komu?
- Dla Jake'a - wyjaśnił - Ten skurwysyn wiele razy mnie przywiązywał gdy go atakowałem jak ty. Pewnie już dawno by mnie stąd wyjebali, ale cóż. Rodzice płacą za mój pobyt...
    Przekleństwa w jego ustach brzmiały tak dziwne, nierealnie. Nie spodziewałem się, że jest w stanie wydobyć z siebie tak dużo ludzkich uczuć, i bynajmniej nie mówię tutaj o przeklinaniu.
- Nie wiem kim on był, ala po prostu mam tego dość...
- Dessex ma za dużo tajemnic, by je wszystkie odkryć...
    Drzwi do pokoju otworzyły się, i stanęła w nich Emilia Ossen-Blide, oraz wcześniej wspomniany Jake. Miał niewielkiego siniaka na czole, gdzie uderzyłem go łokciem. Uśmiechnął się wrednie.
- Damien, musimy porozmawiać - powiedziała kobieta słodkim głosem. Szkoda, że ostatnimi czasy poznałem tą jej gorszą stronę. - Obiecaj, że gdy cię wypuścimy nie stworzysz zagrożenia, inaczej na polecenie twojego ojca wylądujesz w izolatce do końca pobytu. Nie polecałabym, zwłaszcza, że rozważam przetrzymanie cię tutaj wedle życzeń pana Ronsona aż do końca kwietnia.
    Miałem nadzieję, że moje oczy nie wyszły z orbit gdy to usłyszałem. Za błąd pierdolonego Derecka, i próbę obrony przed tabletkami mam zostać kolejny miesiąc w tym wariatkowie. Nigdy w życiu! Po moim trupie!
- To jak? - zapytał się mężczyzna. - W razie czego będę miał obronę...
    W jego dłoniach błysnął paralizator, aż mnie ciarki przeszły za samą myśl.
- Będę grzeczny - oznajmiłem po chwili ciszy.
- Idealnie - uśmiechnęła się pani doktor. - Rozkuj go, Jake...
    Wyszła z pokoju, a ów facet rozwiązał rzemienie na moich nogach oraz nadgarstkach. Rzuciłem krótkie spojrzenie przerażonemu Graysonowi po czym ruszyłem w stronę windy na rozmowę z dyrektor ośrodka. Kobieta jak zwykle przekręciła kluczykiem w komputerze wyciągu, i po chwili znaleźliśmy się na szóstym piętrze. Usiadłem na dobrze znanej mi beżowej sofie, i czekałem.
- Męczy mnie ta gra - rzuciła na wstępie siadając obok mnie. - Nie mogłam postąpić inaczej, zaatakowałeś pracownika ośrodka, rozbiłeś kroplówkę plus zrobiłeś niezłe widowisko dla innych kuracjuszy. Nie miałam wyboru...
    Choć słyszałem w jej głosie skruchę jakoś nie chciało mi się w nią wierzyć...
- Dlaczego zaczęliście mnie faszerować prochami po wizycie Hillsa? - zapytałem prosto z mostu.
    Spięła się na dźwięk nazwiska, ale próbowała udawać rozluźnioną.
- Ten występek puściliśmy płazem, bo choć nie był członkiem twojej rodziny, to jeszcze się nie zapowiedział. Nie wpuścimy najbliższej rodziny do Dessex gdy stan zdrowia pacjenta zagraża spotkaniu - odpowiedziała sztywno - Gregory, to znaczy pan McHallisster zapytał mnie jak przebiega twoja terapia, ale oboje wiemy, że nie ma żadnych wyników bo nie chcesz nic mówić. Zachowywałeś się dziwnie, więc zarządził podawanie ci tabletek oraz parę wizyt na terapii grupowej. Wczorajszą karę zgotowałeś sobie sam...
- Dlaczego tak bardzo chce mi pani pomóc, co?
- Bo wierzę, że jesteś niewinny - zaśmiała się - Mam pewność, że z twoim stanem psychicznym jest wszystko w porządku.
- Jest pani tego pewna, nawet po wczoraj? - spytałem.
- Nadal mocno trzymam się swojego zdania - zdjęła okulary i przetarła oczy. - Został ci tydzień w Dessex, proszę wytrzymaj bez żadnych bójek, i jakichkolwiek afer. Puszczę cię do domu, bo nie widzę sensu trzymania cię w wariatkowie...
- Nie wiem już sam co mam myśleć - odparłem.
- Wydaje mi się, że jesteś bardzo zagubiony, i nie potrafisz się odnaleźć. Mogłabym nawet rzec, że specjalnie robisz czasami z siebie ofiarę by ludzie cię zauważyli, i ci współczuli - zszokowała mnie, ale jest chyba trochę racji w tych słowach - Każdy z nas pragnie popularności, zaufania, dobrej zabawy. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Damien! Wytrzymaj ten tydzień, potem wytrzymaj do maja i po osiemnastce wyprowadź się od rodziców! Nie marnuj swojego życia za względu na Jacka, bo uwierz mi, nie warto...
    Po tych słowach najzwyczajniej w świecie mnie przytuliła. Zrobiło mi się o wiele cieplej na sercu, bo choć stało co się stało w ośrodku, to ona nadal chciała mi pomóc, tak po prostu, i za to byłem jej dozgonnie wdzięczny.
- Dziękuję - powiedziałem.
- Ja również, i mam nadzieję, że te ostatnie siedem dni w Dessex będą najbardziej owocne z całego twojego pobytu - spojrzała mi w oczy - Jesteś takim cudownym chłopcem, wrażliwym, ale niestety trafiasz na złych ludzi...
    Oddała mi telefon, a sama zajęła się papierkową robotą. Skrzynka mailowa, messenger, i komunikator sms zapychał się od wiadomości od moich znajomych. Niestety nie mogłem im odpisać, jeszcze nie teraz. Przede mną jest zadanie ocalenie swojej duszy i postawienie życia na nogi. Jeśli nasza relacja coś dla nich znaczy to wrócą, wrócą i mi wybaczą...

    Dereck nie wiedział w co ma włożyć ręce, odkąd chciał się spotkać z Damienem miał tyle zajęć, że powoli zaczynało go to wszystko wkurwiać. Nagle w banku znalazło się wiele rzeczy do zrobienia, które musiał wykonać, a nie mógł przekazać zadania innej osobie, i nagle w tym samym czasie projekt z wywiadami zażądał wielu sprawozdań i wyników z spotkań. Mężczyzna ciągle chodził nie wyspany, natomiast jego kolega z projektu, Artur, ciągle miał wolne i cały czas spędzał na spotkaniach z Kate, siostrą Ronsona. Z jednej strony czterdziestolatka ciekawiło to czy chłopak wie o znajomości jej siostry z blondynem, i czy coś podejrzewa.
- Pierdole to wszystko - westchnął, gdy zegar w salonie wybił północ, a on nadal siedział nad sprawami z banku. Doskonale wiedział czemu ma teraz tyle pracy, ale postanowił, że nie da się złamać. Jeśli ma być kozłem ofiarnym to nim będzie, ale nie da nikomu satysfakcji, że uległ i pękł. Poddanie się? Dereck Hills nie znał takich słów.
    Zaszedł jeszcze do pokoju z kamerami, gdzie wszystko nagrywało się na taśmy, które oddawał twórcom projektu wywiadu. Od ponad dwóch miesięcy nie przeprowadził żadnego spotkania, więc jego teczki świeciły pustkami.
- Muszę to ogarnąć - mruknął sam do siebie.
    Przejrzał opasłe tomy z początku projektu, spojrzał na wytyczne. Dlaczego wtedy się zgodził? Był młody, ambitny. Od zawsze czuł pociąg do chłopaków, więc spotkania w cztery oczy na wywiadach bardzo kusiły. Zresztą gdy zobaczył swojego partnera, Artura zgodził się od razu. Łączyło ich pożądanie, więc kochali się codziennie. Byli zauroczeni w swoich ciałach na maxa, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Artur stracił zainteresowanie Dereckiem, i przerzucił się na dziewczyny, a mężczyzna został sam. Znalazł sobie innego kochanka, którego starał się pokochać, ale pożądanie wygrało. Nastolatek nie był na to przygotowany, popełnił samobójstwo. Hills popadł w wir pracy, by tylko zapomnieć. Udawało mu się to tyle lat, ale wtedy gdy wpadł na siedemnastoletniego Damiena nie potrafił się pohamować, i znów stał się gorącym kochankiem. Myślał o nim cały czas, niemalże fanatycznie. Jednak wtedy zrozumiał, że młody Ronosn jest tym kimś, pierwszą osobą, którą szczerze kocha. Wiedział, że to te uczucie, i to ta osoba. Jednak chłopak zakochał się w dziewczynie. Rosalie Holl, córce jego szefa. Potem był w bardzo bliskich relacjach z Kevinem Koldenem, ale brunet miał nadzieję, iż są one czysto koleżeńskie. Gdy nastolatek próbował się zabić, cały świat Hillsa padł w gruzach, starał się mu potem pokazać, że bardzo mu na nim zależy, i chciałby żeby wybrał go. Miał nadzieję, że za tydzień gdy wróci z Dessex nastolatek da mu szansę by mogli sobie powiedzieć te dwa proste, ale bardzo znaczące słowa kocham cię. Gdy w ośrodku spotkał byłego szefa przeraził się, bo wiedział, że jeśli ten odkryje co łączy go z Ronsonem sprawy mogłyby przybrać katastrofalny obrót. Narazie został zawalony robotą, i miał nadzieję, że na tym się skończy. Nie wybaczył by sobie jeśli coś by się stało dla szatyna, on może cierpieć, ale nastolatek nie ma prawa.
     Przejrzał jeszcze raz wytyczne, i miał nadzieję, że ten cały szajs wkońcu się skończy. Ileż można szukać jakiegoś bachora! Chciałby to rzucić w cholerę, ale doskonale pamiętał warunku umowy. Wszyscy zostaną zwolnieni gdy projekt zostanie zakończony, a choć minęło tyle lat, nadal byli w dupie. Z roku na rok było coraz gorzej, a śladów nadal brak. Miał nadzieję, że to się kiedyś skończy, a on będzie mógł zacząć nowe życie, ale nigdy nic nie było takie proste. Zdecydował się w to wejść, a teraz musi ponieść konsekwencje...
    Mężczyzna wyszedł przez szklane drzwi na taras, chłodne powietrze z lekka go orzeźwiło. Popatrzył się w księżyc, i rozmarzył się.
- Dlaczego życie musi być takie, kurwa, ciężkie? - zapytał sam siebie. - Chciałbym żebyś tu był Damien, chciałbym bo cię kocham. Jesteś pierwszym, który zmienił moje podejście do życia. Pierwszym, którego pokochałem choć sam stwarzasz wokół siebie tyle problemów. Potrzebujesz uwagi, robisz wszystko by ją dostać. Niestety podobnie jak ja, podczas podejmowania decyzji nie myślisz o konsekwencjach, działasz. Jednak chyba to najbardziej mi się w tobie podoba, twoja nieprzewidywalność...

    Wpatrywałem się tępo w księżyc, a elektroniczny zegar wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Grayson dzisiejszej nocy spał jak zabity, a ja nie mogłem zmrużyć oka. Myślałem o tym, co będzie za tydzień. Wrócę do domu, i co? Kogo mam wybrać? Rose, Kevina czy Derecka. Dla tego ostatniego mój czas się skończył, ale i tak nadal nie wiedziałem co mam robić. Może gdybym był heteroseksualny czy homoseksualny to wybór byłby prostszy. Jednak czuję się biseksualny, i czuję taki sam pociąg do chłopaków jak i dziewczyn. Kogoś muszę odrzucić, i tym kimś będzie chyba Rosalie Holl. Skrzywdziła mnie, okłamała, i tego jej najbardziej nie mogę darować. Kevin dał mi powód do życia, i chciałbym go wykorzystać...
- Zaraz wywiercisz sobie dziurę w mózgu - z zamysłu wyrwał mnie głos Graysona. Siedział obok mnie i machał mi dłonią przed oczami.
- Yhm...
- Od pięciu minut próbowałem cię ogarnąć, ale nie jestem w stanie - powiedział. - Co się dzieje?
- Myślę - odparłem powoli. Nie wiem czy chcę się zwierzyć akurat choremu na schizofrenię chłopakowi, ale obecnie nie mam wariantu zastępczego. - Myślę co będzie ze mną gdy wyjdę. Przede mną tyle decyzji do podjęcia, a ja kompletnie nie wiem co mam robić. Od czego zacząć, i gdzie podążać...
- Hah - zaśmiał się. - Wy ludzie i wasze problemy. Siedzicie tylko i się zamartwiacie! Nie potraficie działać. Biadolicie jakie macie trudne życie, z kim się dzisiaj prześpicie i inne duperele. Co wy wiecie o życiu!?
- Dzięki za pomoc - prychnąłem. - Siedzisz sobie tutaj w Dessex, i gówno cię obchodzi życie! Nie masz przyjaciół! Nie masz rodziny! Nie masz nikogo!
- Teraz! Kurwa! Przegiąłeś!
- Bardzo dobrze! Pogadaj sobie z kumplami ze ściany, może ci powiedzą coś ciekawego!
- Jesteś idiotą, Ronson. Dbasz tylko o siebie i swoje wybujałe ego! Ty pojebie!
- I kto tu jest chory!? - wrzasnąłem i popchnąłem nastolatka.
    Wybuchł śmiechem.
- Właśnie widzę! Robisz z siebie nieudacznika! Odkąd tu jesteś ciągle masz pod wiatr! Ja rozumiem, że każdy ma ciężkie życie, ale bez przesady Ronson! Za kogo ty się, kurwa, uważasz...
- Odwal się - rzuciłem, i odwróciłem się do niego plecami.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! - gwałtownie zostałem odwrócony, a jego chuda ręką zacisnęła się na mojej szczęce. - Zbaczaj na słowa!
- Pierdol się! - wyrwałem się, i uderzyłem go w twarz.
    Po chwili poczułem jak okłada mnie pięściami. Popchnął mnie, że uderzyłem się głową o ramę łóżka, i gdy na chwilę mnie zamroczyło, znów mnie zaatakował. Jego chude dłonie okładały moją twarz niemiłosiernie, a gdy ogarnąłem się, że to nie jest zabawa, a w jego oczach zobaczyłem szaleństwo zdecydowałem się bronić. Odepchnąłem go nogami, że spadł na podłogę.
- Zabiję cię! - krzyknął. - Wybawię cię z twojego nędznego życia, i wyborów, których nie potrafisz dokonać!
    Spod materaca wyjął nóż kuchenny, a ja plecach poczułem zimny pot.
- Grayson! Wyluzuj chłopie! - podniosłem ręce w obronnym geście. - Koniec zabawy!
- O nie mój drogi - wycedził przez zęby zbliżając się do mnie. - Ja już zdecydowałem, zresztą oni też.
    Podszedł do mojego łóżka z śmiertelnym uśmiechem na ustach. Postanowiłem działać. Kopnąłem go w rękę, w której trzymał nóż. Upadł na podłogę, a ja wyskoczyłem z łóżka. Otworzyłem drzwi i wybiegłem z dormitorium.
- Znajdę cię!- usłyszałem jego krzyk, a jego kroki niosły się echem po korytarzu. - Nie uciekniesz mi mój drogi, znajdę cię wszędzie! Znam Dessex jak własną kieszeń...
    Uciekłem w stronę windy, ale przypomniałem sobie, że w nocy jest zablokowana. Schody znajdowały się po przeciwnej stronie, a Grayson zbliżał się nieubłaganie. Chciałem krzyczeć, ale czy nie jest za późno? Czemu nikt nie wyszedł na korytarz gdy biegliśmy. Czemu!?
- Żeganj Damienie Ronsonie - zaśmiał się gorzko. - Pozdrów ode mnie śmierć...
    Zaatakował mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłem mrugnąć. Nóż wbił się w moją dłoń, a ja wrzasnąłem z bólu. Uderzył mnie drugą dłonią, a ja trafiłem głową w ścianę. Zamroczyło mnie lekko.
    Z pokoju pielęgniarzy wybiegł Jake.
- Grayson! Kurwa! Uspokój się!
    W naszą stronę biegli mężczyźni, a ja z szokiem wpatrywałem się w krew, która spływała po mojej ręce. Zostałem uderzony z pięści w twarz, upadłem na podłogę. Zobaczyłem jak mężczyźni szarpią się z nastolatkiem, który zdążył jeszcze podciąć nożem nogę dla Jake'a, który wrzasnął z bólu i kopnął w twarz schizofrenika. Grayson zemdlał, a ja rozpłakałem się jak dziecko. Nie chciałem źle, chciałem z nim tylko porozmawiać. Dlaczego zawsze musi się dziać coś takiego!? Czemu zawsze mam takiego pecha? Czemu zawsze ja? Dlaczego muszę mieć takie pokręcone życie? Damienie Ronsonie, no właśnie czemu?
    Obudziłem się w nieznanym mi pomieszczeniu, wszystkie ściany były białe, a przez kremowe zasłony przebijały się promienie światła. Zerknąłem na lewą dłoń, która były cała obandażowana, a w niektórych miejscach przebijała się krew. Łzy spłynęły po mojej twarzy gdyż nie chciałem denerwować chłopaka. Powinienem pamiętać, że jest chory. Jednak ja uniosłem swoją dumę, i rozwścieczyłem go. On zwierzył mi się o swojej rodzinie, a ja ten fakt wykorzystałem w tak okropny sposób. Jakim debilem i idiotą jestem! Ja pierdole! Doprowadziłem do szaleństwa schizofrenika! Mojego przyjaciela! Kogoś, kto mi ufał. Kogoś, komu sam ufałem! Cóż ja najlepszego uczyniłem!?
- Jak się trzymasz? - dopiero teraz zobaczyłem, że obok mojego łóżka na krześle siedzi Emilia Ossen-Blide. Miała na sobie dobrze skrojony, niebieski żakiet i dopasowaną kolorystycznie spódnicę. Wory pod oczami wskazywała iż nie spała ostatniej nocy. - Przyjechałem najszybciej jak mogłam, gdy tylko Jake zgłosił mi co się wydarzyło.
- Co mu jest? - zapytałem.
- Jake na rozciętą nogę i naderwany mięsień - odparła, choć zgaduję, że doskonale wie, o kogo pytałem. - Natomiast jeśli chodzi o Graysona, to został zamknięty w izolatce w piwnicy. Nie chciał się uspokoić, a nie pierwszy raz tam trafia...
- Ja nie chciałem... - głos mi się załamał.
- Nie musisz przepraszać, ani się tłumaczyć - powiedziała twardo kobieta. - To ja powinnam przewidzieć tą sytuację, doskonale zdawałam sobie sprawę, że chłopak potrafi być nieprzewidywalny. Nie pierwszy raz zrobił taki burdel, ale od kiedy zaczął o tobie mówić uspokoił się. Wydawało mi się, że terapia przynosi wreszcie jakieś skutki! Jednak on tylko czekał na ciebie...
- Pani doktor, skąd on o mnie tyle wie? - spytałem się, choć bałem się odpowiedzi. 
- Grasyon powiedział ci wczoraj, że zna ośrodek jak własną kieszeń. Nie trudno się temu dziwić, mieszka tu ponad rok. On jest chory, bardzo chory. Schizofrenia to straszna choroba, ale u niego... Sama nie wiem jak to powiedzieć. Na prawdę bardzo dużo wiedział o tobie, czy nawet o innych kuracjuszach gdy przybywali...
- Włamał się gdzieś?
- Nie - oznajmiła. - Wiem, że często wychodzi z pokoju, włóczy się po terenie ośrodka, ale nigdy nie wszedł do pomieszczeń pracowników. Jedynie Jake'a jakoś toleruje, choć z strony starszego to się tak nie objawia. Na przykład wczoraj gdy Ross go uderzył. Michael, bo to jego drugie imię nie jest zbyt delikatny...
- Zdążyłem zauważyć - rzuciłem krótko. 
- Po wczorajszym wypadku nie wiem, czy nie wypuścić cię wcześniej z ośrodka - powiedziała. - Jack i Livia zaakceptowali moja decyzję. Uważam twoją terapię za zakończoną, i mam nadzieję, że sam również czujesz się lepiej po pobycie w Dessex.
- Tak - odparłem zgodnie z prawdą. Może nie tyle terapia co poznanie Graysona, rozmowy z nim wpłynęły na mój światopogląd. Stał się kimś bliskim dla mnie, niczym mój dobry przyjaciel. Sam pobyt nie był zbyt udany, ale cieszyłem się, że choć na chwilę mogłem zapomnieć o masie moich problemów prywatnych. Ochłonąłem z tych wszystkich wydarzeń, spojrzałem na nie z innej perspektywy. Teraz inaczej patrzę na świat, mam nadzieję, że bardziej dorośle, a to wszystko dzięki Graysonowi i Ossen-Blide. Te dwie osoby zmieniły moje podejście do życia. Nie wiem czy branie przykładu z chorego psychicznie chłopaka jest dobre, ale wbrew pozorom nauczył mnie wielu rzeczy. Choć siedzi tutaj bardzo dobrze zna świat, i w jakimś stopniu nauczył mnie w nim przebywać. To była cudowna lekcja, i teraz z perspektywy czasu cieszę się, że trafiłem do Dessex. Moja próba samobójcza przyniosła mi taki efekt, z którego chciałem wyciągnąć wnioski i dalej żyć. Stać się tym kim, którym chciałem być od samego początku. Normalnym nastolatkiem...
- Czy mogę jeszcze ci w czymś pomóc? - zapytała. - Poranny obchód, sam rozumiesz...
- Zostanę ten tydzień - wyjaśniłem. - Chciałbym również z nim porozmawiać...
    Spojrzała na mnie przenikliwie spod okularów. Westchnęła i poprawiła żakiet.
- Narazie nie jest to możliwe - orzekła - Jednak gdy jego stan się ustabilizuje, pozwolę wam chwilę pogadać. Nie dłużej niż pięć minut.
    Pożegnała się i wyszła z sali. Znów zostałem z swoimi przemyśleniami, które niestety nie były zbyt pozytywne. Co ja mam teraz robić? Przede wszystkim chcę pogadać z Graysonem, i choć bardzo możliwe, że będzie to nasze ostatnie spotkanie to chcę go przeprosić, i sprawić, że mimo wszystko zapamięta mnie pozytywnie. O ile taka opcja jest w ogóle możliwa. 

--»۞«--
Witam w dwudziestym siódmym rozdziale Nobody Can Save Me Now.
Nie może być nudno! Sprawy się bardzo pokomplikowały, bo choć Damien miał być ostatni tydzień w Dessex to jeszcze ucierpiał. Co o tym sądzicie?
Jak podobała się Wam historia Derecka?
Liczę na szczere opinię w komentarzach - piszcie wszystko co Wam w duszy gra.
Z informacji ogólnych, do końca pierwszej części trylogii 'Nobody Can Save Me Now' zostało nam około 7 rozdziałów, ale ta liczba może ulec zmianie. Wszystko zależy jak wyjdzie mi z opisywaniem wątków.
Dziękuję za Waszą obecność! Historia została wyświetlona już ponad 14 000 razy :)
Nic tak nie motywuje do pracy, jak świadomość, że mam dla kogo pisać, i że ktoś to docenia <3
DRAGON 

12 komentarzy:

  1. Wow! To się nazywa rozdział! Sporo się w nim wydarzyło. Ta sytuacja z Greysonem trochę mnie przeraziła. Teraz naprawdę zachowywał się jak chory psychicznie. Może on ma powiązanie z tym całym projektem, w który jest zaplątany Dereck. Nie za bardzo przepadałam za Dereckiem po ostatnich epizodach ale po dzisiejszym rozdziale jestem zagubiona. Może on jednak nie jest zły? Wydaje mi się że Damien odrzucając Rose bardzo dobrze robi, chciałam żeby wybrał Kevina ale teraz już sama nie wiem;Kevin czy Dereck...tyle pytań. Czekam na next! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej,, dziękuję za komentarz! :)
      Grayson cały czas jest chory, a ma jedynie przebłyski gdy zachowuje się normalnie :)
      Dereck, hmm on jeszcze sam nie wie czego chce od życia, a zwłaszcza od Damiena...

      Usuń
  2. To całe Dessex jest strasznie dziwne. Emilia jest dziwna, Greyson też. Jestem ciekawy co z tego wyniknie. Bardzo fajny rozdział! Więcej takich! ;D

    http://subiektywniekrystix.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała ta sytuacja z Dessex ma nieść pewne konsekwencje dla głównego bohatera, oraz rozjaśni pewne sprawy :)
      Niedługo koniec pierwszej części i wszystko się wyjaśni xD

      Usuń
  3. Ja zawsze byłam sercem za Dereckiem, ale teraz? Och, rany. Przy Tobie i Twojej powieści nie można się nudzić i jak zwykle wprowadziłeś mi do głowy mętlik, wielkie dzięki. xD
    Jeśli chodzi o Greysona to rozumiem, że schizofrenia i w ogóle, ale naprawdę mnie przeraża... Przerażał mnie w chwili tej koperty, kiedy niby nic nie było, bo dotknął jej Damien...
    Nie no, ja czekam niecierpliwie na 28 rozdział. Może rozjaśnisz troszkę sytuację i mętlik się rozwiąże! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był mój zamiar by się nie nudzić, ani przy tej części ani przy całej historii Damiena xD
      Grayson choć ciężko chory to będzie miał udział w budowaniu psychiki naszego bohatera.
      Już niedługo wiele się wyjaśni, nie będę Was długo trzymał w napięciu :)

      Usuń
  4. Co do wiosny - Damien ma rację! Oj tak, schizofrenia to straszna choroba. Jakbyś widział moją minę, gdy Grayson robił te wszystkie rzeczy! Boże! To było straszne, serio. [w sensie pozytywnym, jeśli chodzi o Ciebie] Ciekawa jestem bardzo całej tej rozmowy między głównym bohaterem a Graysonem. A tego po Derecku się nie spodziewałam. Czekam na kolejny rozdział! :) Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, ta rozmowa wniesie bardzo dużo do opowiadania i życia Damiena.
      Cieszę się, że opowiadanie się podoba :D

      Usuń
  5. Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej. Mam cichą nadzieję, że Damien wybierze Kevina, bo to chyba jedyny normalny kandydat. Szkoda mi tego Greysona, mam nadzieję że chłopaki się pogodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo wybierze nasz bohater, dowiecie się niestety dopiero w drugiej części, ale pierwsza też będzie ciekawa! :D
      Dziękuję za opinię :)

      Usuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia