poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 28 - Konsekwencje naszych wyborów...

    Wieczorem wróciłem do swojego pokoju w zakładzie. Na lewej dłoni miałem założony nowy bandaż, choć wiem, że blizna, zawsze będzie mi przypominać o tym wydarzeniu. Nie chciałem zdenerwować chłopaka, ale wyszło jak zwykłe. Mam nadzieję, że się pogodzimy i wszystko będzie dobrze. Nikła ma nadzieja na to, ale zawsze warto wierzyć, prawda? Pokój bez mojego lokatora wydawał się jakiś dziwny, pusty. Tęskniłem za nim, i mogę śmiało rzec, że nie wstydziłem się tego uczucia. Chcę go przeprosić za swoje zachowanie, ale czy to coś da? Wkurzyłem schizofrenika, a raczej rozbudziłem uśpione demony wewnątrz niego. Przez tak długi okres czasu wszystko było dobrze, ale mi się zachciało mądrzyć. Teraz mam za swoje. Chciałem pokazać swoje ja, więc to zrobiłem. Niestety nie wiem jakie konsekwencje tego czynu mam ponieść...
    Minęły kolejne dwa dni, ale Emilia ani razu nie wyraziła zgody bym odwiedził Graysona w izolatce. Stwierdziła, że na ten okres czasu jest to zbyt niebezpieczne. Zależy dla której strony...
- Dlaczego tak bardzo chcesz z nim porozmawiać? - zapytała mnie. - Nie lepiej przesiedzieć w spokoju te ostatnie dni w Dessex i wyjechać?
- Wyjechać i zapomnieć!? - skwitowałem krótko.
- Nie do końca o to mi chodziło - odparła - Nie chcę byś znowu cierpiał...
- To miłe z twojej strony, że się martwisz. Obawiam się jednak, że nadal będę twardo trwał przy swoim zdaniu.
- Uparty jak McHallisster - oznajmiła, ale umilkła po chwili. - Przepraszam...
- Za co? - spytałem zdziwiony.
- Nie powinnam była wspominać przy tobie o McHallisster'ach - powiedziała. - Popełniam ten sam błąd co ty wobec Graysona.
- Każdy z nas popełnia błędy.
- Ach - żachnęła się. - Jakiś ty mądry!
    Oboje wybuchliśmy śmiechem, z mojej strony czystym i nie wymuszonym. Zauważyłem, że ostatnio coraz częściej się uśmiecham i ogólnie mój nastój można zaliczyć do tych pozytywnych. Cieszę się z tego, ale muszę przyznać, że bardzo się boję tego co będzie po powrocie. Zacznie się kwiecień, więc najprawdopodobniej będę musiał wrócić do szkoły. Pozostaje pytanie - co z Kevinem? Od razu rzucić się w ramiona, i wyszeptać kocham cię. Czy poczekać? Nabrać pewności? Jednak ja chyba wiem od dawna, że chcę go wybrać. Osobę, która dała światło w moim ciemnym życiu. Jako jedyny powiedział mi prawdę, i trwał przy mnie dość długo. Stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. W dodatku był bardzo gorącym kochankiem...
    Na samo wspomnienie o tamtej nocy poczułem, że w moich spodniach powoli zaczyna brakować miejsca. To śmieszne, że zamiast logicznie to ja myślę swoim kutasem. Taka prawda, że niejaki Dereck Hills wpoił we mnie bardzo duże pożądanie seksualne. Owszem, oddałem mu się sam. Jednak współżycie seksualne, a pierdolenie się gdzie popadnie to dwie różne rzeczy. Jednak nie zamierzam już dłużej tego roztrząsać bo owy mężczyzna już dla mnie nie istnieje. Nie po tym wszystkim co się między nami wydarzyło. Od samego początku naszej znajomości wiedziałem, że to nie był dobry pomysł by iść wtedy z nim do McDonalda, ale wyszło jak zwykle. Tak łatwo ulegam presji innych osób, przez co pakuje się z jednego gówna do drugiego. Cóż, witajcie w świecie Damiena Ronsona...
- Jesteś gotowy na powrót? - zapytała po chwili ciszy.
- Sam nie wiem - odparłem. - Wiem, że teraz przede mną wiele wyborów, i rzeczy, które będę musiał naprawić. Wiem, że... że niektórzy nie wybaczą mi tej próby, ale cóż. Przyzwyczaiłem się, że zawsze dostaję po dupie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że zawsze mam pod prąd - rzuciłem beznamiętnie. Co mam odczuwać? Ciągle dostaję w kość od życia, ale chyba dlatego, że zawsze się o to proszę. - Wszystkie moje próby zmiany czegoś, czy bycia kimś innym kończą się fiaskiem. Za każdym razem dostaję jeszcze mocnej niż poprzednio. Nie dziwię się, że nawet mój własny ojciec się mnie wyrzekł, skoro przyciagam takiego pecha...
- Właśnie dlatego...
    Spojrzałem na nią niezrozumiale.
- Próby bycia kimś innym - wyjaśnia - Zamiast być sobą, zwyczajnym nastolatkiem, Damieniem Ronsonem to ty ciągle próbujesz być kimś dla innym. Jesteś bardzo uczuciowy, ale inni niestety twą wadę jak i zaletę wykorzystują przeciw tobie. Wiedzą, że jesteś delikatny, i próbują cię zniszczyć bo niejako sami zazdroszczą ci tej wrażliwości na świat.
- Nie rozumiem - oznajmiłem po chwili.
- Ludzie się krzywdzą słowami z paru powodów - odpowiedziała - Częściowo wynika to z naszej natury, tak po prostu. Czasami po prostu mamy gorszy dzień, i zbytnio nie kontrolujemy swoich odruchów - wyjaśnia mi - Czasami dla zasady, skoro inni mogą to ja też. Jednak głównie, że komuś czegoś zazdrościmy. Miłości, szczęścia, pieniędzy, urody czy inteligencji. Człowiek jest istotą bardzo złożoną, ale uważam, że musimy opanowywać swoje odruchy. Może kiedyś rzeczywiście będzie armagedon, ale sami do niego doprowadzimy...
    Z tymi słowami zostawiła mnie w pokoju. Częściowo pojąłem jej zdanie, ale jeszcze trochę nauki świata przede mną. Za długo w izolacji, za bardzo wpatrzony w inne osoby. Teraz zrozumiałem swój największy błąd, ale nie jest za późno? Czy to da się jeszcze odwrócić?

    Grayson siedział zamknięty w izolatce, i wcale nie był z tego powodu zadowolony. Miał dość! Zrobił to, czego mężczyzna chciał od niego. Miał wprowadzić zamęt w życie Damiena, zrobił to. Wszystko miało pójść dobrze, i w konsekwencji nastolatek miał targnąć na swoje życie, ale Emilia była szybsza i lepsza.  Podbudowywała cały czas jego psychikę.
- Suka! - wrzasnął na całą salę. Przez niewielką kratę w drzwiach zauważył jak doktor Ossen-Blide mu się przyglądała. Uśmiechnął się do niej szyderczo.
    Był już tak blisko! Szatyn nie mógł sobie darować, że zamiast chlasnąć go w szyję to zaatakował dłoń. Cóż za porażka!
    On mu tego nie daruje! Wiedział, że starszy się na nim zemści za to. Wiedział, że jeśli spartaczy sprawę z Ronsonem poniesie bardzo ciężkie konsekwencje. Jednak głupi los chciał, że polubił tego zagubionego nastolatka. Wszystko przychodziło mu łatwiej bo darzył uczuciem siedemnastolatka, a wprawdzie już pełnoletniego chłopaka. Dał się zwieść, a teraz nie ma odwrotu. Będzie musiał ponieść skutki swojej nieudolnej próby zniszczenia psychiki Damiena Ronsona...
- Kurwa!
    Walnął dłonią w ścianę. Ból pozwalał mu zachować trzeźwość umysłu. Sięgnął do buta, gdzie w podeszwie miał ukryty nóż. Wykorzysta go w najbliższym czasie.

    Gdy tylko dzwonek ogłosił koniec lekcji Kevin Kolden szybkim krokiem wyszedł z sali. Kilka dni! Już za kilka dni zobaczy swoją miłość, i bardzo chciałby również od niego usłyszeć te słowa. Chce mieć pewność, że szatyn też darzy go tak wielkim uczuciem. Obiecał sobie, że gdy tylko Damien opuści Dessex nie pozwoli by coś złego mu się przydarzyło. Chce być światłem w tunelu dla niego.
- Wszystko gra? - usłyszał głos Rose za swoimi plecami. Odwrócił się i zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głowy.
    Miała dziś na sobie biały top, skórzaną kurtkę, obcisłe jeansy i czarne vansy na nogach. Kiedyś taki wygląd dziewczyny wzbudził by u niego jakąś reakcję, ale już nie teraz. Nie po rozstaniu, i nie teraz, gdy darzy uczuciem kogoś innego.
- Jasne - uśmiechnął się. - Czemu pytasz?
- Chodzisz ostatnio jakiś nieobecny - oznajmiła. - Martwiłam się...
- Rosalie - wysyczał, choć doskonale wiedział, że brunetka nie lubi gdy ktoś zwracał się do niej pełnym imieniem. - Nic z tego...
- Ale...
- NIE - orzekł twardo. - Między nami koniec, a poza tym oboje startujemy do tego samego chłopaka.
- To znak - powiedziała z uśmiechem na ustach.
    Chłopak włożył podręczniki do szafki i zabrał kurtkę i zatrzasnął skrytkę. Westchnął głośno i ruszył do wyjścia ze szkoły.
- Niby jaki znak?
- Ciągle na siebie wpadamy, kochamy tego samego chłopaka...
- Lol - wyrzucił ręce do góry i zmierzył ją krzywym spojrzeniem. - Jesteś taka tępa, czy tylko udajesz?
    Holl rozszerzyła oczy na jego słowa i już miała rzucić jakąś ciętą ripostę gdy chłopak znów zaczął.
- Mieliśmy szansę być razem, ale nam nie wyszło - oznajmił szybko. - Między nami już nic nie ma, jedynie wątła strużka przyjaźni. Ja kocham Damiena, i wybacz mi, ale wolę już być nieszczęśliwie zakochany w nim niż wrócić do ciebie. Skoro tak bardzo go kochasz to się wkońcu zmień, dziewczyno...
- Kevin!
- Taka prawda Rose!
   Rzucił jej pogardliwe spojrzenie, wygrzebał z kieszeni kurtki papierosy, odpalił jednego i ruszył w stronę przystanku autobusowego. Rose uroniła pojedynczą łzę po czym szybko udało się w przeciwną stronę.
    Kevin nie czuł wyrzutów sumienia. Jego uczucia wobec dziewczyny znikły już bardzo dawno, i nie rozumiał czemu niby nagle znów miałby się zakochać w Holl. Owszem była dość ładną dziewczyną. Można by rzec, że nawet sympatyczną. Jednak to tylko pozory, z zewnątrz wydawała się być naprawdę fajną dziewczyną, ale jej wnętrze pozostawiało wiele do życzenia. Chłopak się przekonał na własnej skórze co oznacza przeciwstawienie się Rosalie. Jest bardzo mściwa, i nie lubi jak ktoś lub coś wchodzi jej w drogę. Walczy o wiele rzeczy, ale nie dlatego, że ich potrzebuje, ale dla głupiej zasady. Stawała się powoli jak ojciec, zimna i bez uczuć. Jednak to nie było jego zmartwienie. Zamierzał ją tolerować, bo posiadali wspólnych znajomych, ale nie zamierzał wchodzić z nią w bliższe kontakty.
    Przejrzał znów swoje social media, i ze smutkiem musiał stwierdzić, że nadal nie otrzymał żadnej wiadomości od chłopaka. Bardzo go to bolało, że praktycznie przez cały marzec Damien do niego nie odpisał. Zresztą nie był jedyny, bo zarówno Ralf, Ashley i Rose nie otrzymali wiadomości od szatyna. Nie wiedzieli dlaczego. Nie chciał? Czy nie mógł?
    Kolden miał nadzieję, że Ronson odezwie się do nich zaraz po powrocie. Planował nawet odebrać go z Dessex, ale dowiedział się, że Kate wraz z matką go odbiorą. Jedyne czego pragnął to to by psychiatryk bardzo go nie zmienił. Bo gdy znów się spotkają chce mieć swojego uroczego i cudownego Damiena Ronsona w jednym kawałku.

   Czwartek. Zaraz po obiedzie mam się zobaczyć z Graysonem. Bardzo się stresuję, bo nadal nie wiem co mam mu powiedzieć. Od razu przeprosić? Najpierw wysłuchać jego?
    Boże! Jak ja bardzo się stresuję, bo nie mam zielonego pojęcia co się może wydarzyć. Na dół zostanę zaprowadzony przez Ossen-Blide, a potem Jake ma mnie zaprowadzić do sali gdzie odbędę rozmowę z chłopakiem. Obym tym razem niczego nie spieprzył....
    Posiłek zjadłem w całkowitej ciszy i skupieniu. Ręce lekko mi drżały, ale nie zamierzałem się teraz wycofywać. Nie, gdy jestem tak blisko. Porozmawiam z nim, a co będzie dalej, tego pewnie nawet sam bóg nie wie...
- Gotowy? - Emilia zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem przed schodami do piwnic budynku.
    Przełknąłem ślinę i odpowiedziałem:
- Tak.
- Wszystko będzie dobrze - położyła mi rękę na ramieniu - Jake będzie was obserwował przez szybę w sąsiednim pokoju. W razie zagrożenia zareaguje, dobrze?
- Yhym - wydukałem. 
    Bałem się. Nie zamierzam tego ukrywać. Zupełnie nie wiem jakiej reakcji mam spodziewać się po chłopaku. O ile jego ludzka cząstka gdzieś tam w nim jest...
    Zeszliśmy po schodach w dół, a kobieta za pomocą karty otworzyła karty byśmy mogli przejść dalej. Po drodze jak sadzę mijaliśmy pokoje pielęgniarzy i lekarzy. Wszystko było w jasnych kolorach. Minęliśmy parę drzwi gdy stanęliśmy przed pancernymi drzwiami.
- Tutaj mieszczą się same izolatki, gdzie przetrzymujemy najbardziej niebezpiecznych pacjentów - wyjaśniła i znów użyła karty, ale tym razem innej. Moim oczom ukazał się Jake, który jak zwykle uśmiechnął się szyderczo na mój widok. - Wszystko gotowe?
- Oczywiście pani dyrektor - powiedział bez uczuć jakby codziennie wpuszczał kogoś na wizytę w izolatkach.
- W razie czego reaguj - rzuciła twardo i zamknęła drzwi.
    Pełen obaw ruszyłem za mężczyzną.
- Tak bardzo ci zależy na spotkaniu z Graysonem? - jego imię wypowiedział niejako z pogardą w głosie. 
- Chyba po tu tu jestem - odciąłem się.
- Nie musisz być taki arogancki - żachnął się. - Praktycznie dzięki mnie, masz możliwość pogadania z tym wariatem...
    Dopiero zauważyłem, że pracownik zakładu utyka na nogę, którą zranił szatyn. Uśmiechnąłem się w duchu.
- Może chcę?
- Lepiej odechciej, bo inaczej pogadamy - rzucił ostro. - Jesteśmy tutaj tylko ty i ja. No, nie licząc pełnych izolatek świrusów. Myślisz, że ci pomogą?
    Roześmiał się głośno i otworzył mi drzwi. W środku pomieszczenia stał stół i dwa krzesła. Na jednym siedział Grayson, który uśmiechnął się na mój widok.
- Miłej gadki - Jake wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi.
    Rzuciłem okiem na ściany, ale nigdzie nie dostrzegłem szyby, przez którą miał nas podglądać mężczyzna. Stalowe drzwi również nie posiadały otworów. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w stronę chłopaka.
- Witaj - wysyczał.
- Cześć Grayson - powiedziałem.
- Wpadłeś na kawkę? - zaśmiał się z własnego żartu, ale mi nie było do śmiechu. 
- Chcę pogadać...
- O czym?
- O tym co się wydarzyło kilka dni temu - wyjaśniłem bacznie obserwując jego zachowanie.
- Hmmm, wydaje mi się, że powiedziałeś bardzo wiele tamtej nocy - zawarczał. - Szczególnie na temat moich rodziców...
- Chciałem przeprosić...
- Chciałem przeprosić! - wybuchł śmiechem. W oczach zobaczyłem szaleństwo takie same jak owej feralnej nocy. - Żarty sobie, kurwa, stroisz!?
- Garyson, ja...
- Nie wierzę! - wsunął dłonie we włosy i zaczął je ciągać. - Kurwa! Ronson! Nie wierzę! Ty ciągle zachowujesz się jak ciota!
- Przestań!
- Bo co? - rzucił. - Znów powiesz chamski tekst o mojej rodzinie?
    Przechylił głowę na bok i znów wybuchł śmiechem. Poczułem pot na karku, ale biorąc głębokie oddechy starałem się opanować. 
- Grayson, chcę pogadać jak facet z facetem...
- Mamy się bić? - udał, że się zastanawia, ale znów wybuchł śmiechem.
- Przepraszam - oznajmiłem twardo. - Przepraszam, że nadużyłem twojego zaufania! Zwierzyłeś mi się na temat twojej rodziny, a ja ten fakt wykorzystałem w taki cholerny sposób!
- W dupie mam twoje przeprosiny - warknął - Przez ciebie wylądowałem w izolatce, i zapowiada się, że prędko stąd nie wyjdę. Dzięki komu!? Dzięki pierdolonemu Ronsonowi!
- Dość!
- Jak już ogarnąłeś swoje życie? - udał zainteresowanie po czym parsknął śmiechem. - Bój się mnie! Nie udawaj twardziela, bo oboje wiemy, że nim nie jesteś...
- Doprawdy?
- Moi przyjaciele ze ściany - wysyczał moje słowa, które do niego wtedy skierowałem. - Mówią, że niedługo spotkasz swojego nieznajomego, ale raczej nie wyjdziesz żywy...
    Miarka się przebrała. Wstałem z takim impetem, że krzesło upadło na podłogę.
- Gówno o mnie wiesz! Jebany psycholu!
     Grayson znów mnie zaskoczył. Po chwili leżałem oszołomiony na ziemi, a chłopak przyciągał nóż do mojego gardła. 
- Choć może wyręczę biednego faceta z tego obowiązku? - zapytał słodko.
    Odepchnąłem go i rzuciłem się w stronę drzwi, ale wciąż były zamknięte. Gdzie jest Jake do cholery? Chłopak zaatakował mnie ponownie, ale próbowałem się obronić, lecz ostrze zraniło moją prawą rękę.
- Spierdalaj! 
    Wtedy do pokoju wpadł Jake i znów kopnął nastolatka, ale ten uchronił się przed ciosem i po chwili z całej siły walnął mężczyznę w głowę. Ross upadł na podłogę, a chłopak znów zbliżał się w moją stronę.
- Uspokój się! - warknąłem i uderzyłem go w twarz. Krzyknął i podciął mi nogi gdy spróbowałem uciec.
- Uciekaj! - usłyszałem głos Jake'a. 
    Nie zastanawiając się dłużej wstałem na nogi i pobiegłem do drzwi gdy usłyszałem wrzask Graysona. Szybko się odwróciłem i to był błąd. Brunet wyszarpał się z objęć pielęgniarza i rzucił się w stronę noża. Złapał go i nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować wbił go prosto w swoje serce. Nie wiedziałem kto wtedy głośniej krzyczał. Chciałem do niego podbiec, ale czyjeś dłonie zamknęły mnie w silnym uścisku. Szarpałem się, krzyczałem, kopałem we wszystkie strony, ale bardzo szybko zostałem wyprowadzony z pomieszczenia. Jedynie co zdążyłem zobaczyć to jak Grayson z uśmiechem na ustach pada na ziemię...
     Następne zdarzenia pamiętam jak przed mgłę. Ktoś skutecznie próbował mnie wyprowadzić z piwnic, wszędzie biegali przerażeni pracownicy ośrodka. Wciąż płakałem, a mój szloch wypełniał wszystkie korytarze przez które przechodziłem. Zostałem zaprowadzony do jakieś pokoju, pełnego leków. Wciąż się wyrywałem, wrzeszczałem i chciałem pobiec do Graysona, ale nagle poczułem się dziwnie lekki gdy igła wbiła się w moje żyły. Jedyne co pamiętam to upadek w czyjeś ramiona...

I'd take another chance, take a fall 
Mógłbym zaryzykować kolejną szansę, znieść upadek
 Take a shot for you 
Przyjąć strzał za ciebie
 And I need you like a heart needs a beat 
Potrzebuję cię jak serce potrzebuje bicia
 But it's nothing new 
Ale to nic nowego
 I loved you with a fire red- 
Moja miłość była gorącym płomieniem
 Now it's turning blue, and you say... 
Teraz ona przygasa, a Ty mówisz...
 "Sorry" like the angel heaven let me think was you 
"Wybacz" jak anioł - niebiosa pozwoliły mi myśleć, że nim byłeś
 But I'm afraid... 
Ale obawiam się, że...
  It's too late to apologize, it's too late 
Jest za późno na przeprosiny, za późno
 I said it's too late to apologize, it's too late *
Powiem już za późno na przeprosiny, za późno 
 
     Gdy się obudziłem, znajdowałem się już w swoim pokoju, a nawet w odpowiednim łóżku. Ciemności za oknem wskazywały, że jest wieczór bądź noc. Zerknąłem na zegar, który wskazywał godzinę dwudziestą. Prawe przedramię zostało zabandażowane, ale nie czułem się dzięki temu lepiej. Byłem ociężały po sporej dawce leków uspokajających. Chciałem wstać i iść poszukać Graysona, ale momentalnie zakręciło mi się w głowie i usiadłem znów na łóżko. Postanowiłem się nie poddawać, i ze łzami w oczach chwiejąc się wyszedłem z dormitorium. Na korytarzu była pustka, nawet nie wszystkie światła zostały zapalone. Ruszyłem w stronę windy chcąc spotkać Emilię. Podszedłem do niej i zacząłem naciskać przycisk nieskończoną ilość razy. Wtedy się otworzyła, i zobaczyłem w niej zapłakaną Ossen-Blide.
- Nie - łzy automatycznie popłynęły po mojej twarzy - Proszę powiedzieć, że nie...
- Damien - szybko znalazła się przy mnie. - Przykro mi...
- NIEEEEEEE! - mój szloch rozniósł się echem po korytarzu. - NIEEEEEE! 
    Upadłem i złapałem się za głowę. To nie miało się tak skończyć!
 
 --»۞«--
Witam w dwudziestym ósmym rozdziale Nobody Can Save Me Now.
* OneRepublic - Apologize
Od razu przepraszam za beznadziejność tego rozdziału, ale jego pisanie nie szło mi od samego początku. Mimo wszystko mam nadzieję, że jakoś się wczuliście w tą historię. Liczę na szczere opinie w komentarzach :) 
Mam nadzieję, że święta spędziliście w rodzinnym gronie i przede wszystkim jesteście najedzeni! :D
DRAGON
 

9 komentarzy:

  1. No no, Grayson okazał się bardzo ciekawą postacią. Coraz bardziej ciekawi mnie, kim jest owy tajemniczy gość chcący wykończyć Damiena. Może to Jake? Nie wiem. Rose jak zwykle nie wzbudziłaby ani krztyny sympatii, za to Kevin wręcz przeciwnie. Nawiasem mówiąc, dziwię się, że Grayson miał ten nóż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grayson zawsze miał być ciekawą osobą xD
      Rose jest tego typu bohaterką, i mam swój, dość indywidualny charakter. Oho, widzę, że ktoś szipuje #Devin :D

      Usuń
  2. Pewnie, że się wczułam! Ciekawa jestem jak przez to wszystko przebrnie Damien, a nie powiem, zaszokowałeś mnie. Biedny Grayson! Kurczę, niby był postacią negatywną, ale przywiązałam się do niego. Poza tym, Kevin jest genialny! Nie mogę się doczekać jego spotkania i głównego bohatera :) Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parring #Devin rośnie w siłę :D
      Cieszę się, że historia się Wam podoba. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i nie znienawidzicie mnie :P

      Usuń
  3. Aaach, strasznie mi się podobało! Tylko jedno mi tutaj w tym rozdziale nie pasuje - jego długość! Jak dla mnie jest za krótki, zdecydowanie! :D Ja naprawdę uwielbiam Twoje opowiadanie i jak tylko dochodzę do końca rozdziału to czuję niedosyt. Więc brawa dla Ciebie. :)

    Co do rozdziału to Grayson mnie jednak przeraża. o.o Nóż w bucie? Tego jeszcze nie było! Bardzo mnie ciekawią jego dalsze losy!

    Rany, Kevin jest tak słodki... Te myśli, że chce być dla Damiena światełkiem w tunelu, że nie da mu zrobić krzywdy... Ach, to prawdziwa miłość! Cieszę się też, że Damien to samo czuje do niego. Tzn no może troszkę się waha, ale to wszystko jest tak skomplikowane... Mam tylko nadzieję, że im się wszystko uda!

    Rose jak zwykle mnie irytuje. Jak ona nadal może startować do Kevina, skoro wie o jego uczuciach do Damiena? Tępa dzida. xD

    O rany... Akcja w izolatce... Zaskoczyłeś mnie i nie mam pojęcia co mam Ci napisać. Jesteś mistrzem budowania napięcia, naprawdę. Po ataku na Damiena myslałam, że to się skończy, ale kiedy Grayson sam siebie zranił tym nożem w sercem, krzyk i płacz Ronsona, ciemność... Będzie mi brakować tej postaci. :( Dlaczego mi to zrobiłeś?!

    Ja czekam na kolejny rozdział i bardzo, bardzo szybko musisz go napisać! Pozdrowienia i dużo poświątecznej weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, jaki długi i emocjonalny komentarz! Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! :)
      Historia Graysona zostanie już niedługo wyjaśniona, jak już wspominałem w najbliższym czasie wszystko zacznie się wyjaśniać.
      Parring #Devin jest najlepszy! Cieszę się, że podzielacie moje zdanie :D
      Haha, no może nie taka tępa, ale bardzo uparta? Choć w sumie poprzez swój charakter może jeszcze nie raz nas tutaj zaskoczy xD
      Niestety Grayson musiał ponieść ofiarę, ale wyjaśni się dlaczego! Nasz kochany schizofrenik tak prędko nie opuści NCSMN :)
      Serdecznie dziękuję za opinię :)

      Usuń
  4. Zapraszam na rozdział 17 :)
    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. przywedrrrowalam na tego bloga jak wilczyca za zapachem smoka... a rraczej imagine dragons ;) i nobody can save me now. jeszcze nie wiem, o czym, ale na pewno bede czytac cos dobrrego, bo do tej piosenki ni zlego powstac nie moglo. mhmm..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że historia Ci się spodoba. Miłej lektury! :)

      Usuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia