piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 33 - Na karuzeli uczuć

     Obudziłem się w nieznanym mi pomieszczeniu. Ściany zostały odrapane z farby, a na podłodze znajdowała się kałuża wody. W pomieszczeniu znajdowało się wiele szaf, z dwa stoły, oraz łóżko na którym obecnie leżałem. Wszystko wyglądało na stare i bardzo zużyte. Zdziwiłem się, że mam na sobie jakiekolwiek ubranie. Niewiele pamiętam z poprzednich dni. Próbując wstać z łóżka zauważyłem, że zostałem skuty na rękach i nogach, a łańcuchy zostały wszczepione w ścianie.
- Mamy problem... - usłyszałem jadowity głos.
    Odwróciłem się i zauważyłem jak Jake rozwalony na krześle pali papierosa.
- My? - zdziwiłem się.
- Nie chciałeś współpracować przez ostatnie dwa dni - odparł powoli wypuszczając kłąb dymu z ust.
    Na moim czole pojawiła się zmarszczka gdyż nie mogłem sobie przypomnieć ostatnich czterdziestu ośmiu godzin.
- Padłeś z wymęczenia - powiedział szybko. - Musiałem działać ściągając na siebie uwagę ludzi. Policja zaczyna węszyć wokół.
- Przecież my...- zupełnie nie wiedziałem gdzie się obecnie znajdujemy. - Gdzie my jesteśmy?
- O wiele bliżej niżby się ktoś spodziewał - zaśmiał się mężczyzna i wyrzucił niedopałek papierosa w wodę. - Bardzo blisko centrum całych wydarzeń...
- Czyli?
- Sądziłem, że Dereck wpadnie by cię uratować - ciągnął dalej, nie przejmując się moim pytaniem oraz tym, że rozpaczliwie ciągam za łańcuchy. - Sądzę, że doskonale wie gdzie jesteś, ale boi się przyjść. Bo wie, że przegra. Przegra i słono zapłaci za swój błąd...
- Niby jak zapłaci!? - byłem tak bardzo czymś odurzony, że kompletnie nie rozumiałem co Ross do mnie mówi.
- Zginie - mruknął. - Gdy twórcy projektu dowiedzą się o jego udziale w twoim życiu, o waszym jebaniu się w dupę to umrze. Albo zrobi to sam, albo ja go sprzątnę...
- Co on ci takiego zawinił? - zapytałem.
- Czemu cię to interesuje?
- Mówisz o nim z takim jadem jakby ci kogoś odebrał... - starałem się myśleć w miarę jasno i jakoś skleić wątki.
- Ta informacja nie przyda ci się skoro umrzesz...
- Skąd wiesz, że umrę!?
- Bo cię kurwa zabiję!? - warknął. - Nie rozumiesz!? Jesteś jebanym CM00005, i to wszystko co się stało w twoim życiu nie powinno mieć miejsca! Masz tyle lat szczęścia przed sobą, ale nie możesz... Nie możesz ich dożyć...
- Dlaczego?
- Bo ty nie możesz poznać prawdy...
- Przestań kurwa mówić zagadkami! - krzyknąłem w jego stronę.
- Jeśli dowiesz się wszystkiego o CM00005, to zarówno ja, jak i Dereck będziemy musieli spierdalać z kraju, a najlepiej się zabić i wysłać swoje ciała dla twórców - wyrzucił rozżalony Jake. - Nawet nie wiesz o jak wielką cenę toczy się stawka, jak bardzo jesteś ważny i jak się zmieni twoje życie gdy się dowiesz...
- Nie dowiem się, bo mnie zabijesz - wyrzuciłem ręce w geście poddania, ale łańcuchy szybko uniemożliwiły ten ruch. Jęknąłem z bólu.
- Wiesz mi, że to najlepsze wyjście, jakie może cię spotkać... - z tymi słowami mężczyzna zbliżył się do mnie. - Tak szczerze, to ja nawet nic do ciebie nie mam...
- To czemu robisz mi to wszystko? - zawyłem w jego stronę.
- Bo...bo chciałem cię wykorzystać jako zemstę na Derecku - mruknął Jake. Miałem wrażenie jakby go coś zasmuciło, jakieś smutne wydarzenie.
- Nie rozumiem - odparłem zgodnie z prawdą.
    Mężczyzna wciągnął gwałtownie powietrze, po czym przetarł oczy.
- Jak wiele wiesz o Hills'ie? - zapytał.
    Zamyśliłem się dłuższą chwilę.
- W sumie to chyba niewiele - oznajmiłem powoli, czując jak na moją twarz wkrada się rumieniec. Oddałem się komuś, kogo praktycznie nie znałem.
- Nie dziwię się - rzucił jakby sarkastycznie. - Ponieważ brunet bardzo lubi mieć tajemnice, a przede wszystkim chce ukryć swoje dawne życie - wyjaśnił Ross. - Jednak gdy zatrudniliśmy się w tym jebanym projekcie, to go przejrzałem. Tylko nie spodziewałem się do jakich rzeczy się dokopię...
    Nie przerywałem mu podczas tego wywodu, chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o Derecku oraz zrozumieć czemu ci dwaj tak bardzo się nienawidzą.
- Oczywiście domyślasz się, że nie pochodzę stąd? - zapytał się mnie.
- Mhm...
- Urodziłem się w Miami, ale to Nowy York był dla mnie spełnieniem marzeń - opowiadał dalej. - Od dzieciaka interesowałem się szpitalem oraz chorobami psychicznymi ludzi. Jednak gdy brakowało mi kasy stawałem na bramkach. Może nie wyglądam na ochroniarza, ale potrafię załatwić ludzi jak przeszkadzają - zaśmiał się dźwięcznie. - Pewniej nocy wypatrzyli w klubie wypatrzyli mnie twórcy projektu, a już następnego ranka pracowałem w CM00005. Projekcie, który miał być moim wybawieniem od problemów finansowych, ale ostatecznie zniszczył całe  moje życie...
    Jake zamyślił się przez chwilę. Ostatecznie odpalił kolejnego papierosa.
- Początkowo wszystko szło jak z płatka, bo znajdowaliśmy wiele nowych informacji odnośnie tej sprawy, ale po trzech miesiącach wszystko się posypało. Skończyły się papiery, a trzeba było iść w teren. Ja, Dereck oraz Artur zostaliśmy oddelegowani do McCandless - od dłuższego czasu podejrzewałem, że ów blondyn i moja siostra to nie może być przypadek. To się potwierdziło. - Gdy ja zostałem w mieście tamci dwaj przeprowadzili się do twojego rodzinnego miasteczka. W tym samym czasie zamieszkał ze mną mój własny brat Gregory. Miał osiemnaście lat i całe życie stało przed nim otworem, ale wiesz co!?
    Nagła zmiana zachowania Jake'a lekko mnie przeraziła. Oblany potem pokręciłem przecząco głową.
- Ten skurwiel go zabił!
- Kto?
- Dereck! - warknął. - Było podobnie jak z tobą, niby najpierw wszystko spoko, ale on go tylko wykorzystywał. Zrozumcie ludzie, że pedałom zależy tylko na seksie!
- Nie zawsze - wtrąciłem się w jego zdanie.
- Zawsze! - po twarzy starszego spłynęła samotna łza. - Gdybym tylko wiedział wcześniej, że to z Hills'em chodził mój brat to już bym dawno im obu nogi z dupy powyrywał! Gregory popełnił samobójstwo, bo nie wytrzymał presji narzuconej przez bruneta!
- Ja...ja nie wiedziałem... - kompletnie w tamtym momencie odebrało mi mową. Bo niby co miałem mu powiedzieć? Że czas leczy rany?
    Sądząc po zachowaniu Ross'a, jego brat był bardzo dla niego ważną osobą. Stracił ją tak szybko i to podczas gdy ten mieszkał u niego. Jak bardzo negatywnie zaskoczy mnie jeszcze Dereck? Zresztą mogłem się domyślić, że jego popęd seksualny to nie zwykła ludzka próżność, ale choroba.
    W tej chwili jeszcze bardziej znienawidziłem bruneta, a chciałem przede wszystkim by i jego świat się kiedyś zawalił. Wszystko to co robił w swoim życiu było dla zwykłej zabawy, dla zaspokojenia swoich potrzeb. Był niewyżyty seksualnie, on był chory. Ja niestety temu potworowi wyznałem miłość...
- Jake, współczuję ci - szepnąłem w jego stronę.
- W dupie mam twoje przeprosiny! - syknął. - Zabrał mi brata, a ja mu zabiorę ciebie...
    W tej chwili wiedziałem jedno, że mój koniec jest już bardzo blisko.
- Jest jebanym tchórzem! Powinien się już tu dawno zjawić, powinien przyjść i błagać o litość, ale zamiast tego woli poświęcić twoje życie, bo ma nadzieję znaleźć kolejnego kochanka, ale po jego trupie. Gdy w tej fabryce zostawię jedno ciało, w jego domu znajdą następne.
    Fabryka. 'O wiele bliżej niżby się ktoś spodziewał'
    Opuszczona fabryka przy Exer River. To właśnie tutaj się znajdujemy, ale jak? Przecież na sto procent ją przeszukali, ale gdy w pokoju nie znalazłem okien, to zrozumiałem, że jesteśmy w piwnicach. Nikt mnie tutaj nie znajdzie, bo prawdopodobnie nikt nie wie o tych pomieszczeniach...

    Ashley poprzez lusterko wsteczne ciągle obserwowała płaczącą Rose, która kilka minut temu wyszła z gabinetu swojego lekarza. Dziewczyna w ostatnim czasie bardzo źle się czuła, a jej wyniki były bardzo złe.  Sytuacja komplikowała się po całości.
    Dziewczyna zerknęła na Ralfa, który był skupiony na prowadzeniu pojazdu.
- Co powiedział lekarz? - zadała te pytanie z dużą nutą niepewności w głosie.
    Po twarzy szatynki spływały kolejne łzy, ale ta ich nie ocierała.
- Mój stan się pogarsza, dramatycznie się pogorszył - wyznała w końcu nastolatka. - Lekarze nie dają mi wiele szans na przeżycie.
    Blondyn gwałtownie zahamował na czerwonym świetle i przerażony spojrzał na swoją dziewczynę.
- Jak bardzo jest źle? - zapytała czerwonowłosa obracając się do tyłu.
- Dają mi maksymalnie rok - syknęła Holl, po czym rozpłakała się jeszcze bardziej.
    Wood zakryła swoje usta ręką by nie wydobył się z nich szloch. W ciągu trzystu sześćdziesięciu pięciu dni miała stracić swoją najlepszą, a zarazem jedyną przyjaciółkę. Dlaczego ten świat był taki niesprawiedliwy? Czy nie wystarczało komuś, że jej młodszy brat Max ma raka, czy to koniecznie musiało spotkać ją? Była taka młoda, zdecydowanie za młoda na śmierć.
- Co na to Roger?
- Chce rozpocząć chemioterapię czy inne leczenie jak najszybciej, ale to już nic mi nie pomoże - wychlipała dziewczyna.
- Przecież ostatnim razem mówiłaś, że będzie dało się to wyleczyć! - zmarszczyła brwi Ashley.
- Mam przerzut do płuc - syknęła Holl. - Niestety prawie większość ludzi, których dotyka ten rodzaj nowotworu umiera w dość krótkim czasie...
    Czerwonowłosa nawet nie poczuła gdy jej twarz zalała się łzami. Szybko wysiadła z auta, po czym przesiadła na tylne siedzenie by przytulić do siebie swoją przyjaciółkę.
- Co my teraz zrobimy? - zawyła Wood.
    Rose schowała twarz w dłoniach.
- On nie wie, prawda? - odezwał się Ralf gdy znów włączył się do ruchu drogowego.
- Nigdy nic nie powiedziałam Damien'owi o chorobie - sapnęła Holl. - Nawet nie wiem czy zdążę się z nim pożegnam, nawet jeśli nie jesteśmy razem...
    Blondyn zacisnął palce na kierownicy. Dlaczego to musiało spotkać akurat ją? Czy już niedostatecznie się wycierpiała w swoim życiu? Czemu ten świat jest taki niesprawiedliwy!?
     Rose spojrzała przez okno na ulicę. Był środek maja, większość nastolatków spędzała czas spacerując po mieście czy bawiąc się w domach lub galeriach handlowych. Od dłuższego czasu nie wychodziła z domu, chyba, że było to bardzo niezbędne. Nie mogła się cieszyć ostatnimi chwilami życia z przyjaciółmi, te ostatnie dni miała spędzić w szpitalu. Przypięta do ogromu urządzeń lekarskich, które i tak się wyłączą gdy tylko ona odda swój ostatni dech. O swojej chorobie wiedziała od jakiś pięciu lat. Początkowo nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, nadal chciała być wyzwoloną nastolatką, której wszystko można. Choć rodzicielkę straciła sześć lat temu, to nadal nie potrafiła sobie z tym poradzić. Bycie matką, przyjaciółką i siostrą dla brata to nie łatwe zadanie, zwłaszcza, że chcesz korzystać z życia jak inni. Rose dość często zależało na uznaniu innych, dlatego lubiła się popisywać. Sam związek z Kolden'em był trochę taki na pokaz. Tego od nich oczekiwano, więc zeszli się. Po wypadku Knotter'a posprzeczali się o to, a w konsekwencji rozstali się. Niestety oboje potem startowali do tego samego chłopaka, Damien'a Ronson'a. Wyszło co wyszło z tego. Choć szatyn być z nimi oboje, to ostatecznie wybrał Kevin'a. Widocznie tak miało być, ale Rose znów nie mogła się pogodzić z tym co zgotowało jej życie. Choroba pogarszała jej stan i chociaż starała się jak najbardziej ukrywać chude ciało oraz zmęczenie to przyjaciele wiedzieli co jest grane. Momentem kulminacyjnym jej życia było tragiczne wydarzenie na Ret Music Festival. Jej niedoszły chłopak zniknął bez śladu. Nikt nie wiedział co się stało, a na dodatek policja jak dotąd nie wpadła na żaden trop. Minął już prawie miesiąc, a Ronson nie wrócił do domu, a porywacze nie dali sygnału o okup. Mundurowi coraz bardziej podejrzewali, że to ucieczka z domu gdy zaczęli się przekopywać przez historię rodziny Damiena. Ludzie zaczęli wierzyć, że to była ucieczka. Choć samym plotkom nie było końca, od romansu z Dereck'iem Hills'em po samobójstwo gdzieś w okolicy kampusu festiwalu. Nikt nie wiedział co mogło się stać i nikt nie domyślał jak blisko są prawdy o zaginięciu chłopaka.
- Co teraz chcesz zrobić? - zapytała się przyjaciółki Ashley.
- Narazie zostaję w domu - odparła powoli Rose. - Roger chce by spędziła jakiś czas u ciotki w Nowym Yorku, bo przecież to moje cholerne marzenie, którego nie zrealizuję.
    Dziewczyna marzyła o wielkiej karierze jak bizneswomen na Manhattanie. Rak pokrzyżował nie tylko ten plan.
- Co będzie z Maksymilianem?
- Ojciec prawdopodobnie rzuci część obowiązków w banku by z nim przebywać - oznajmiła dziewczyna. - Z moją chorobą radzi sobie jeszcze gorzej niżby z matki...
- Dziwisz się - mruknęła czerwonowłosa.
- Co najgorsze to on czeka na powrót Damiena - rzuciła Holl. - Tak bardzo go polubił, a prawdopodobnie już nie zobaczy żadnego z nas...
- Nie mów tak - powiedziała Wood nim obie dziewczyny znów się rozpłakały.
    Dalszą drogę do domu blondyna przebyli już w milczeniu.

Take a breath, take it deep
Weź oddech, głęboki
 Calm yourself - He says to me
Uspokój się - on mówi do mnie
If you play, you play for keeps
Jeśli grasz, to grasz do końca
Take the gun and count to three
Weź pistolet i policz do trzech 
I'm sweating now, moving slow 
Pocę się, poruszam się powoli 
No time to think, my turn to go *
Nie czas na myślenie, nadchodzi moja kolej 

    Zerknąłem niepewnie w stronę Jake'a, który skuł moje ręce przy masywnym stole. Wcześniej targał po pomieszczeniu, ale obecnie sprawdzał czy moje kajdanki są dobrze zapięte, czy nie mam możliwości się uwolnić. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym na metalowej powierzchni mebla położył pistolet. Przełknąłem ślinę, i popatrzyłem niepewnie w stronę starszego.
- Obiecałem ci podać prawdę przed śmiercią, czyż nie? - zapytał wesoło.
    Kiwnąłem głową na tak.
- W takim razie możemy się zabawić w grę - rzucił - Jeśli oczywiście masz ochotę...
- Na jakich zasadach!? - dostrzegłem błysk zwycięstwa w jego oczach. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że zrobię wszystko by dowiedzieć się czegoś o moim posranym życiu, nawet jeśli miałaby być to ostatnia rzecz jaką zrobię.
- Prawda za prawdę...
    Zmrużyłem oczy gdyż Ross jak zwykle mówił zagadkami.
- Będziemy zadawać sobie pytania na zmianę - wyjaśnił. - Pytamy o wszystko co chcemy, ale odpowiadamy szczerze...
- Po co ta broń? - wskazałem głową na czarny pistolet leżący na stole.
- Pozwolę ci samemu się zabić!- parsknął uradowany Jake. - Tak na serio, to gdy uznamy, że nie odpowiadamy szczerze, jeden ruch i paf. Nie ma cię...
- To bez sensu!
    Znów chciałem wyrzucić ręce do góry, ale łańcuchy szybko się skończyły. Poczułem ból zdartej skóry na nadgarstkach.
- Jeśli mnie zabijesz, to będziesz żywy - odparł hardo mężczyzna.
- Co mi to niby da?
    Nadal będę musiał się uwolnić.
- Jeśli przesuniesz stół to dosięgniesz do mojej kieszeni by wyciągnąć klucze - oznajmił i dla potwierdzenia swoich słów wyciągnął pęk narzędzi z swoich spodni. - Wchodzisz?
    Przeanalizowałem szybko wszystkie za i przeciw tej gry, bo nawet jeśli mam dziś zginąć to z prawdą w głowie. Choćby tyle mi się od życia należy.
- Gram - odparłem szybko i odetchnąłem głośno.
    Facet przez chwilę kręcił się jeszcze po pomieszczeniu sprawdzając coś na pozostałym stole czy w szafach. Ostatecznie odpalił papierosa i z swoim jak zawsze szyderczym uśmieszkiem usiadł naprzeciw mnie.
- Co wiesz o Arturze, chłopaku swojej kochanej siostry? - zaatakował mnie pytaniem.
    Otworzyłem szerzej oczy gdyż kompletnie się tego nie spodziewałem. Zerknąłem na broń leżącą między nami. Czy właśnie zaraz dostanę kulkę między oczy?
- Szczerze to nic - powiedziałem powoli. - Nawet go nie widziałem na żywe oczy odkąd chodzi z Kate.
- Nic dziwnego skoro też jest zamieszany w CM00005, a pozatym widziałeś go parę razy w towarzystwie Derecka - wyrzucił z siebie Michael. - Byłaby niezła draka jakbyście się we czwórkę spotkali...
    Odetchnąłem szybko z ulgą. Może jednak nie umrę tak szybko.
- Dlaczego Grayson? - od zawsze chciałem to wiedzieć czym sobie zasłużył ten nastolatek na tą śmierć.
- Od dawna mieszkał w Dessex, a jego stan się ciągle pogarszał - wypuścił kłąb dymu z ust. - Gdy zrozumiałem, że mu się nie da pomóc postanowiłem go wykorzystać w moim małym projekcie. Wierz, że nikt po nim nie płakał...
    Wyciągnąłem ręce po broń, ale mężczyzna się znów odezwał.
- Uznałem, że skoro jest szalony to nikt nie zwróci na jego słowa - wyjaśnił. - Poniekąd strzeliłem, że wylądujesz w Dessex, ale było warto! Przekazywałem mu informację podczas spacerów w parku, w ukrytych listach bądź szepcząc mu te słowa gdy spał. Ryzykowałem wiele, ale wiedziałem też o jaką stawkę toczy się gra. Wybrałem jego życie zamiast twojego...
- Teraz wybierasz między swoim, a moim?
    Jake kiwnął potwierdzająco głową.
- Musiałem zaryzykować gdy powiedziałem mu o tobie, ale jednocześnie powiadomiłem Jacka Ronsona o ośrodku Dessex, który specjalizuje się w kuracji niedoszłych samobójców. Tak naprawdę przez dłuższy czas grałem na spontanie, ale akurat to uwielbiam najbardziej w tej pracy - rzucił mężczyzna.
   Przyciągnąłem dłonie znów do siebie. Uznał nastolatka za całkowitego wariata, dlatego postanowił go zabić. Chłopak nic nikomu nie zawinił, a spotkała go taka kara. Cały plan Ross'a to był jeden wielki znak zapytania. Wystarczy, że jedna rzecz by się nie udała, a wszystko by się posypało, ale tak się niestety nie stało.
- Jak bardzo znasz Dereck'a? - spytałem go. Skoro planował zemstę na brunecie musiał jakoś poznać jego życie.
- Poznałem go na tyle, na ile pozwolił mi projekt - oznajmił sztywno. - Twórcy dbali by pracownicy choć współpracując to jednocześnie mało wiedzieli o kolegach z pracy. Gdy dowiedziałem się prawdy na temat związku mojego brata z nim chciałem go zabić - syknął Jake. - Jednak znalazłem lepszy pomysł.
- Że niby moja śmierć!? - zadrwiłem. Jakoś ciężko było mi wyobrazić Hills'a płaczącego nad moim grobem, o ile takowy się kiedyś pojawi. 
- Wierz mi, że potrafię kłamać jak z nut - wychwalił się mężczyzna. - Dereck nie musi usłyszeć prawdy jak umarłeś...
    Oblał mnie zimny pot. On był gotowy okłamać wszystkich by tylko wykonać swój pochrzaniony plan.
- Kto jest lepszy w łóżku? - mam nadzieję, że się przesłyszałem. - Kevin czy Dereck?
    Poczułem jak na moją twarz wpływa soczysty rumieniec. Nie spodziewałem się, że spyta się akurat o to. Jednak zasady są zasadami, a póki co oboje staramy się ich przestrzegać.
- Kolden - mruknąłem obniżając głową jak najniżej by nie odkrył moje zawstydzenia.
- Ej no! - zaśmiał się. - Nie chowaj swojej pięknej twarzyczki! To nic złego, że lubisz być dobrze jebany w dupę...
    Nawet w takiej chwili musiał wyśmiać mnie z powodu orientacji, a przy okazji poniżyć. Był tak cholernie dobrym aktorem, że już nie wiedziałem kiedy jest miły, a kiedy jest bezwzględnym pracownikiem projektu CM00005.
- Czym jest projekt? - zapytałem.
- Mamy za zadanie odnaleźć pewną osobę wedle wytycznych - mruknął bawiąc się niedopałkiem papierosa. - Twórcy sporo nam płacą, a przez te prawie osiemnaście lat poszukiwań uzbierała się niezła sumka na moim koncie - rzucił mi szyderczy uśmiech. - W sam raz by zacząć nowe życie gdy wyrzucę twoje zwłoki z tej cholernej fabryki...
- Super! - rzuciłem bez entuzjazmu.
- Powiedz mi jedno - pochylił się do mnie szybko. - Dlaczego nigdy nie oddałeś dla Jack'a?
- Bo to mój ojciec!
     Mężczyzna zaśmiał się.
- To nie jest powód - warknął. - Skoro jesteś jego synem to również nie powinien cię krzywdzić, czyż nie?
- Chciał mnie wychować na dobrego człowieka! - broniłem się, ale Ross już przerzucał między dłońmi pistolet.
- Powiedzmy, że ci wierzę - powiedział, po czym leniwym ruchem odłożył broń na środek stołu.
- Kim są twórcy? - wypaliłem bez namysłu.
- Nigdy ich nie spotkałem w cztery oczy - syknął.
    Spluwa automatycznie znalazła się w moich trzęsących się dłoniach, kiedy celowałem w serce Jake'a.
- Jedyne nazwisko jakie można było używać spokojnie między nami, pracownikami, to Sofia McHallisster - wyrzucił na jednym oddechu mężczyzna.
- Kto niby? - warknąłem.
- Moja kolej - obdarzył mnie szyderczym uśmiechem, po czym podrapał się po brodzie.
- Czy twoi super przyjaciele wiedzą o twoim romansie z Hills'em?
- Nie.
    Oddychałem szybko i płytko. Kompletnie nie wiedziałem o co mam pytać, a miałem dziwne przeczucie, że zaraz moje życie się zakończy. Jake pewnie grał w jedną z tych swoich gierek, najpierw udawał miłego i szczerego by ostatecznie mi dowalić na sam koniec.
- Kim jest Sofia McHallisster? - zapytałem ponownie.
- Matką Gregory'ego McHallisster'a - odparł zwycięsko Ross.
     Nadal byłem w wielkiej dupie i praktycznie stan mojej wiedzy się nie powiększył. Michael grał na czas i skutecznie zapędzał mnie w kozi róg. Bo niby co do cholery na wspólnego McHallisster wraz z swoją matką w tym całym zasranym projekcie CM00005?
- Jak myślisz jak zareaguje twój kochany Kolden, gdy dowie się o twojej śmierci, i o tym, że jego kochaś był jebany przez czterdziestoletniego pedała? 
- To pytanie?
     Jake z tryumfalnym uśmiechem wycelował broń w moim kierunku. Poczułem jak miękną mi kolana, bo czy to właśnie ostatni moment moje życia?Czy w wieku siedemnastu lat umrę zabity przez jakiegoś chorego psychicznie człowieka?
    Poczułem jak łzy napływają mi do oczu, ale starałem się szybko opanować strach, by zastąpić go pokerową twarzą. Jednak nigdy nie byłem dobrym aktorem, a Jake na sto procent wie jak bardzo przerażony jestem.
    Choć może to ja jestem chory? Może wcale nie zostałem porwany, a wszystko co się teraz dzieje to wymysł mojego mózgu po ostatnich wydarzeniach, szczególnie po pobycie w Dessex. Zacząłem się szczypać z całej siły po nogach, ale sen się niestety nie kończył. To było prawdziwe życie, które zaraz miało dobiec do końca.
- Jesteś pewien, że to twoja odpowiedź? - pomachał mi rewolwerem przed oczami.
- Kompletnie nie mam pojęcia - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Chyba ci wierzę - zaśmiał się.
- Jak długo zamierzasz prowadzić tą chorą grę!? - zerwałem się na równe nogi. - Cały czas mnie okłamujesz i kontrolujesz! 
- Bo się łatwo poddajesz, idioto! - syknął Jake również wstając. - Lepiej zamknij mordę i siadaj.
- Bo co mi niby zrobisz!? - warknąłem hardo w jego stronę.
    Chce mnie zabić? Bardzo proszę! Moje życie i tak zawsze było gównem, więc może śmierć to rzeczywiście najlepsza opcja?
- Jesteś taki przewidywalny - zaśmiał się Jake. - Jesteś taki nijaki! Nic dziwnego, że nawet własni rodzice się ciebie wyparli...
- Co cię to niby obchodzi, co!?
- Mnie obchodzi wszystko, CM00005 - odparł chłodno.
- Jesteś pojebany!
- Wolę być pojebany niż być jebany! - zadrwił mężczyzna.
    Miałem już tego serdecznie dość. Tej sytuacji, czy całego mojego życia. Mogę umrzeć nawet dziś. Nic nigdy u mnie nie miało sensu, zawsze byłem tym gorszym. Zawsze musiałem obrywać za byle co. Nawet jeśli się starałem to i tak dostawałem w kość od życia. Nie rozumiem tylko dlaczego, ale może tak miało być. Widocznie każde zderzenie moje życia miało mnie doprowadzić do tego momentu. Do sytuacji gdy oko w oko stanę ze śmiercią do walki, do walki którą przegram...
- Pierdol się! - krzyknąłem. - No dawaj! Zabij mnie skurwielu!
    Nawet jeśli to miały być moje ostatnie słowa to nie chciałem dać satysfakcji dla Ross'a. Po tym wszystkim co się tutaj wydarzyło byłem gotowy na śmierć. Bo to tylko ona wydawała się być moim wybawieniem.
- Zapowiadał się ciekawy wieczór, ale jeśli nie wiedziałeś o co pytać, to twój błąd - warknął facet. - Żegnaj CM00005.
     Wycelował pistolet w moją stronę, a ja w tym czasie zamknąłem oczy, i pociągnął za spust. Usłyszałem jak pocisk został uwolniony, i po chwili zalała mnie ciemność.

 --»۞«--
Witam w trzydziestym trzecim rozdziale Nobody Can Save Me Now.
Rihanna - Russian Roulette
Jest to zarazem przedostatni rozdział pierwszej części mojego opowiadania. Przepraszam Was za jego styl, ale jakoś bardzo było ciężko mi go ukończyć. Jednocześnie nie chciałem dać plamy, ale również zaskoczyć Was!
Liczę na Wasze szczere opinie o tym poście. Jako, że to praktycznie koniec tej części to chciałbym się od Was dowiedzieć, którego bohatera polubiliście, i za co! Więcej informacji ukarze się pod 34 rozdziałem opowiadania, który powinienem opublikować w najbliższym czasie.
DRAGON

4 komentarze:

  1. Nie wierzę! Czy ty uśmierciłeś Damiena?! :( Nie , no tylko nie to :(((((( Chcę wiedzieć co dalej! Cały rozdział pełen dramatyzmu, coś co lubię jednak w tym przypadku myślałam że nie dotrwam do końca :) Super rozdział ale naprawdę nie chce mi się wierzyć , że Damien nie żyje :/ Może on spudłował? albo ktoś inny wpadł tam i strzelił? Ugh! Chcę wiedzieć!
    Nie rób mi polsatu i nie urywaj w takich momentach :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam bardzo, ale co się właśnie stało? Szczerze pisząc, nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłeś. Jeszcze skończyć w takim momencie, w takim napięciu! Dzięki Damian.
    Smutny ten rozdział i to nieźle. Historia tego brata, jej.
    Poza tym, dawno nie czytałam niczego tak szybko. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci, że rozdział bardzo ciekawy! Widać, że wszystko zmierza już ku końcowi. Moje teorie odnośnie strzału już znasz, więc wypowiem się na temat Rose. Kompletnie nie jest mi jej żal. Nigdy nie polubiłem tej postaci, bo była fałszywa i niezdecydowana. Swoim zachowaniem krzywdziła innych, więc wielkiej straty nie będzie, jak umrze. No i poza tym, to w sumie nie dziwi mnie, że według Damiena Kevin jest lepszy xD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rose będzie dalej żyła, prawda? :(

    http://roseaud.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia