sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 4 - To chyba nie jest najlepszy pomysł...

    Przeczytałem wiadomość jeszcze parę razy by mieć pewność, że to nie żarty. Byłem taki zachwycony, bo jeszcze nigdy Ralf nie robił imprezy w ciągu tygodnia. Zazwyczaj imprezowaliśmy od piątku do niedzieli, a środek tygodnia to coś zupełnie nowego. Będzie extra!
- Damien! - usłyszałem krzyk matki z przedpokoju - Choć tu na chwilę!
- Co jest? - zapytałem.
- Zrobiłeś zakupy?
- Tak jak prosiłaś - przecież zawsze robię zakupy, skąd ten durny wywiad!? - Nie kupiłem tylko makaronu bo nie znalazłem.
- Dobrze - powiedziała i zniknęła w kuchni. Co to miało być? - zapytałem się w myślach.
    Nie zwracając uwagi na nic znowu znalazłem się w swoim małym królestwie. Pokój był niewielki, zresztą jak większość pomieszczeń w blokach. Ściany w odcieniach błękitu, pod wielkim oknem znajduje się moje łóżko, obecnie całe zwalone ubraniami, jak zwykle zresztą. Na lewo znajduje się wielka szafa na ciuchy, których z pewnością mam więcej niż moja siostra. Zawsze jednak lubiłem zakupy, więc gdy tylko wychodzą nowe kolekcje w sklepach to jestem częstym gościem w galerii. Często zamawiam też ubrania przez internet, bo zazwyczaj i tak są przeceny i ogólnie jest tanio. Na wschodniej ścianie znajduje się biurko z laptopem, a obok stoi wielki regał z masą fantastyki. Tego mam jeszcze więcej niż moja dawna biblioteka w gimnazjum. Łącznie zakupiłem już blisko siedemset książek, z czego wszystkie zostały przez mnie przeczytane i zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Nie ma dnia żebym nie przeczytał choć strony, przecież te znikanie w świecie fantasy jest cudowne, kocham przeżywać przygody niekiedy mocnej i bardziej emocjonalnie niż połowa bohaterów tych powieści. Ja nie zmuszam nikogo do czytania fantastyki bo każdy ma inny gust, ale jak można nie kochać czytania!? Nie rozumiem takich ludzi... Pewnie się dziwicie skąd mam tyle pieniędzy na ubrania czy książki? Mój kochany tatuś jest właścicielem firmy zajmującej się nieruchomościami, więc pieniędzy akurat nam nie brakuje. Nie każdy nastolatek co dwa tygodnie czy miesiąc dostaje blisko tysiąc dolarów kieszonkowego. Jestem dla niego tak trochę jakby dom, w który trzeba włożyć trochę pieniędzy na odnowę by potem sprzedać dwa razy drożej niż jest wart. W sumie niczego mi nie brakuje oprócz rodzinnej miłości...
- Gdzie ten gówniarz!?
- No cześć tato - mruknąłem i położyłem się na łóżku.
- Znowu nic nie robisz!? - zapytał z pogardą - Dzwoniła twoja wychowawczyni, masz słabe oceny z chemii, czyżbyś potrzebował zachęty do nauki?
- Nie jestem Kate, że mam zakuwać te idiotyczne reakcje chemiczne i inne duperele, więc jeśli możesz to wynoś się z mojego pokoju bo idę spać - powiedziałem i spojrzałem mu hardo w oczy.
- Dobrze by było jakbyś się już nie obudził - rzucił i trzasnął drzwiami. Zamknąłem oczy by nie płakać, ale nie udało mi się. Każde słowo wychodzące z jego ust sprawiało, że płakałem. Był moim ojcem do jasnej cholery, dlaczego więc traktował mnie jak jakiegoś śmiecia!? Powinien choć okazywać mi próby miłości ojcowskiej, a nie sypać tekstami jaki to jestem psychiczny i powinienem już dawno umrzeć. Mam dość tej popieprzonej rodziny Ronson bo jedyne co nas łączy to te pieprzone nazwisko. Schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem łzom spływać aż zasnąłem...
    Wtorek minął mi zaskakująco szybko bo miałem tylko pięć lekcji, nie widziałem tego dnia Rose w szkole, ale pisaliśmy cały czas na facebook'u, więc miałem z nią kontakt. Gadaliśmy chyba do drugiej w nocy, więc oczywiście w środę musiałem zaspać. Szybko wyskoczyłem z łóżka i się ubrałem, potem pobiegłem do łazienki by umyć zęby zabrałem plecak z pokoju i wyszedłem z mieszkania uprzednio zamykając drzwi. Sprawdziłem w telefonie plan zajęć by zobaczyć na jakiej godzinie mnie nie będzie, na moje nieszczęście była to chemia. Kurwa - zakląłem i pobiegłem na przystanek by czekać na autobus. Do szkoły wparowałem niczym huragan i po chwili stałem już pod salą gdzie mieliśmy mieć geografię, czyli drugą lekcję wedle naszego planu. Nie zauważyłem nigdzie Ralf'a czy Ashley, ale pod klasą siedział Kevin i jak zwykle pisał z kimś przez telefon. Był to niezbyt wysoki chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Miał ciemną karnację za co dziewczyny go wprost uwielbiały, no bo kto w zimie jest opalony? Chyba, że wróciłeś z wakacji lub z solarium. Jednak on nigdy nie interesował się nimi. Pamiętam jak na początku roku jedna dziewczyna bardzo chciała z nim chodzić, nawet na tablicy narysowała mu serce. Wszyscy czekali na jego reakcję, a on rzucił tylko:
- Dajesz od razu czy trzeba z tobą chodzić!?
    Przez następny miesiąc miał wolne od tych psychicznych lasek uganiających się za nim na każdej przerwie. Szukały go nawet podczas przebierania się w szatni na w-f, choć muszę przyznać, że miał się czym pochwalić. Sześciopak na brzuchu, oraz dobrze wyćwiczony biceps. Każda chciała go mieć, ale on nie chciał mieć żadnej. Nie wiem dlaczego, ale mu w zupełności wystarczały trzy piękności w garażu - był wielkim fanem motorów. Jarał się nimi jakby wygrał milion w totka, nie rozumiem czym się to podniecać, motor to motor i tyle. Muszę przyznać, że choć niewiele się odzywał to miał wielki szacunek w naszej klasie, jego oczy widziały, a uszy słyszały wszystko co się działo w budzie czy na mieście. Nie dowiesz się od niego komu obciągnęła jakaś durna plasticzka z pierwszej klasy, takimi sprawami zajmowały się tylko największe lalunie i panienki z licealnych klas. Jeśli chciałeś wiedzieć kto kogo pobił pod szkołą, kto sprzeda ci prochy czy alko w szkole, kiedy jest jakaś alko impreza na mieście lub czy gdzie warto kupić prochy. Sam nie ćpał, pokazywał mi wyniki badań na obecność narkotyków, był czysty i idealnie poukładany jak książki w bibliotece. Jeśli swoją osobą jak i zachowaniem go zaintrygowałeś to mogłeś liczyć na zaproszenie na rajd. 
- Kogo moje oczy widzą - rzucił gdy poszedłem bliżej.
- Hej - powiedziałem i usiadłem obok niego - Nie ma Ash i Ralf'a?
- No wiesz co!? - chłopak spojrzał na mnie jakbym nie wiedział czegoś bardzo oczywistego jak to, że tlen służy do oddychania - Mają dziś pierwszą rocznicę związku...
- Nie jestem z nimi aż tak blisko...
- Ralf przywaliłby ci w ryj za takie słowa - oznajmił śmiertelnie poważnie, na co ja wybuchłem śmiechem - Uznaje ciebie za równi ze mną, choć nie wiem czemu.
- Uznajesz mnie za gorszego!?
- Wydaje ci się - powiedział i puścił mi oczko, na co znowu zaśmiałem się - Nie myśl sobie, że cię podrywam, wolę innych, wiesz lepiej wyposażonych...
   Wybuchłem takim śmiechem, że wszyscy z klasy popatrzyli na nas z zapytaniem, Kevin również się zaśmiał. Miałem już mu rzucić kąśliwą uwagę, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek i drzwi do klasy otwarły się. Na geografii siedziałem z Dylan'em, więc nie mogłem odciąć się Kolden'owi za jego odzywki. Zresztą nie pierwszy raz chłopak kogoś pocisnął czy sprawił, że zapomniałeś jak się mówi. Miał cięty język i potrafił zawalczyć o swoje nie ruszając się ze szkolnej ławki.
- Siadaj ze mną jak nie ma tego głąba - oczywiście chodziło mu o Knotter'a. Zabrałem swój plecak i usiadłem na ostatniej ławce. Czułem się jak VIP siedząc obok kogoś takiego jak Kevin. Mimo iż rok szkolny rozpoczął się trzy miesiące temu wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem i szeptali coś między sobą.
- Czyli ta impreza to z okazji rocznicy? - zapytałem.
- Jesteś tak ostry jak plastikowy nóż z swoim myśleniem - rzucił z pogardą czekając na moją reakcję. Chcesz się bawić, to się pobawimy - pomyślałem i uśmiechnąłem się ironicznie.
- Och Kolden'uś - powiedziałem i spojrzałem na niego. Był wściekły za te zdrobnienie nazwiska, czyli punkt dla mnie. Położyłem rękę na jego nogach niebezpiecznie blisko krocza, teraz był na maxa wkurwiony. Dwa zero dla mnie. Przybliżyłem się bliżej niego cały czas obserwując jego reakcję.
- Popierdoliło ciebie!? - zapytał z nutą przerażenia w głosie.
- Nie myśl sobie, że cię podrywam, wolę innych, wiesz lepiej wyposażonych - rzuciłem słodko i wróciłem do klasycznej szkolnej pozycji. Oczy chłopaka prawie wyszły z orbit gdy na mnie patrzył, po chwili oboje wyliśmy ze śmiechu i mimo słów nauczycielki nie mogliśmy przestać się śmiać.
- Boże, Ronson po raz pierwszy mnie zagiąłeś - powiedział z uznaniem w przerwie od śmiechu. Znowu wybuchłem śmiechem, a sąsiad z ławki razem ze mną.
- Chłopcy bo zaraz Was zaprowadzę do dyrektora - rzuciła starsza kobieta z plakietką Evelyn Greg - Nauczycielka Geografii.
- Wie pani co jest niedaleko pokoju dyrektora? - kobieta pokręciła przecząco głową, a Kevin kontynuował - Sala pani psycholog, powinna się pani tam zgłosić jeśli pani nie potrafi się śmiać, a to akurat nie jest zabawne. Śmiech to podstawa ludzkiego życia, każdy drze ryja już od najmłodszych lat z byle czego, a pani mając te pięćdziesiąt twarzy Evelyn pani chce wyrzucić kogoś z sali za śmiech, więc niech pani tępi śmiech już od paromiesięcznych dzieci...
    Nie mogłem się powstrzymać, więc wybuchłem gromkim śmiechem, podobnie jak większość klasy. Czarnowłosy zmierzył badawczym spojrzeniem kobietę, która przełknęła ślinę i wróciła do prowadzenia zajęć. Ja nadal zwijałem się ze śmiechu w ławce, ale przestało mi być zabawnie gdy do sali wszedł Dylan. Obrzucił mnie krótkim spojrzeniem i usiadł w naszej ławce. Zrobiło mi się głupio, a Kevin zauważył moją reakcję na chłopaka. 
- Serio? - zapytał - Chcesz się nim przejmować?
- Dobra, nie było tematu - powiedziałem i spróbowałem się skupić na lekcji.
    Reszta lekcji minęła mi dość przyjemnie, i na moje szczęście została odwołana ostatnia godzina języka francuskiego, więc skończyłem zajęcia o piętnastej. Zabrałem swoje rzeczy z szafki i ruszyłem w stronę wyjścia. Dylan skutecznie mnie dziś unikał, ale idąc za radą Kevina nie miałem zamiaru się nim przejmować. Chciałem uratować naszą przyjaźń, ale czy to ma sens gdy jedna strona się stara, a druga ciągle olewa. Okej, może nie zawsze byłem fair wobec niego, ale zawsze słyszał słowo 'przepraszam' z moich ust. Próbowałem nawet przekonać resztę klasy by go polubili, no się udało, ale nie tak jak to sobie zaplanowałem. Knotter był o rok od nas starszy, więc miał już osiemnaście lat, więc część osób prosiła go o kupno szlug na przerwie. Nie o to mi chodziło, ale trudno. Jak widać inaczej nie potrafili go zaakceptować.
    Koło godziny dziewiętnastej umyłem się, i ubrałem elegancką czarną koszulę, oraz jeansy, również czarne. Wspominałem już, że kocham ten kolor? Jeśli nie to już teraz wiecie. Nie wiem sam po co się tak stroiłem, ale uznałem, że skoro to impreza z okazji rocznicy związku to raczej nie będzie dużej popijawy. Przed udaniem się do domu przyjaciela kupiłem Ashley bukiet kwiatów, a dla Ralf'a butelkę wina. Miałem jedno takie miejsce, gdzie sprzedawali mi alkohol czy papierosy nie pytając o dowód ani o nic. Przed drzwiami mieszkania zastanawiałem się czy aby te prezenty były w ogóle potrzebne, ale są przecież moimi przyjaciółmi, a to ich święte. Drobne upominki będą w sam raz. Przełknąłem ślinę i nacisnąłem dzwonek, po chwili usłyszałem trzask otwieranych drzwi.
- Damien, nareszcie - powiedziała czerwonowłosa i wpuściła mnie do środka. Po chwili stał obok niej jej chłopak, podarowałem im prezenty i przeniosłem się do salonu.
    W pomieszczeniu było już sporo osób, część już piła alkohol, inni jedli ciasto czy rozmawiali. Wśród nich zobaczyłem Rose, która uśmiechnęła się do mnie promiennie i po chwili poczułem jej usta na swoich. Przytuliłem ją delikatnie bojąc się reakcji pary patrzącej na nas. Ash pokiwała głową i poszła do kuchni. Ralf popatrzył na mnie znacząco na co ja wzruszyłem ramionami udając, że nie wiem o co mu chodzi. Wraz z szatynką usiadłem na pobliskiej sofie. Impreza powoli się rozkręciła, przyszedł nawet Kevin. Wybuchł śmiechem na mój widok i po pewnym czasie widziałem go już upijającego się z innymi chłopakami. Ja natomiast udałem się do kuchni, nalałem sobie całą szklankę whisky i wlałem w siebie całą zawartość kubka. Po pewnym czasie butelka zrobiła się pusta, więc chwyciłem za pierwszą, lepszą butelkę piwa.
- Samemu się upijasz? - usłyszałem Rose, która po chwili wyrwała mi szkło z rąk i sama pociągnęła duży łyk - Zapominasz o dziewczynie?
- Czyli oficjalnie jesteśmy razem?
- Jeśli chcesz - rzuciła lekko, na co zmarszczyłem brwi, a ona zaśmiała się - No pewnie głuptasie, że oficjalnie, jesteś kochany i poznamy się bliżej.
- Super - powiedziałem i złożyłem mokry ślad na jej policzku.
- Fuu - oznajmiła i odepchnęła mnie - Już się najebałeś?
- To dobry pomysł by zapomnieć.
- Kurwa, zostaw tego frajera Knotter'a i wreszcie zacznij żyć swoim życiem, tak trudno?
- To mój przyjaciel.
- Ciota, a nie przyjaciel.
- Dobrze, że Ciebie nie słyszy - powiedziałem i otworzyłem kolejną butelkę piwa.
- Pewni? - oboje podskoczyliśmy gdy usłyszeliśmy głos. Dylan stał w drzwiach pomieszczenia i przyglądał się nam z ignorancją.
- Dam wam chwilę - szatynka szybko ulotniła się z kuchni i zostaliśmy sami. Knotter popatrzył się na mnie z politowaniem.
- Nie sądziłem, że pierwszy polegniesz w friendzone - rzucił.
- Odwal się od niej, ok?
- Ojejku, jaki zakochany. Co ty o niej wiesz, że tak ją bronisz!?
- Wystarczająco wiele by mieć o niej dobre zdanie w przeciwieństwie do ciebie, nie znasz nikogo, a wszystkich oceniasz - automatycznie włączył mi się agresor. Wkurwił mnie tym, że w ogóle się tutaj pojawił. Ciekawe czy jubilaci zdawali sobie sprawę z obecności niechcianego gościa. Ralf czy Ashley gdzie jesteście? - pomyślałem. Gdyby teraz weszli to byłoby by po wszystkim.
- Wystarczy, że przyjaźni się z nimi - czarnowłosy miał na myśli Ralf'a, Ashley i Kevin'a - To WYSTARCZY by mieć o niej złe zdanie...
- Pierdol się.
- Bo się popłaczę - powiedział i podał mi piwo, którego nie ruszyłem. Alkohol płynął w moich żyłach i nadal miałem ambitny plan najebać się do nieprzytomności. Jednak ostatnie wspomnienie z sobotniej imprezy zaiskrzyło się w mojej głowie i postanowiłem niczego nie brać od chłopaka.
- Ostatnim razem tak było jak wyrzuciłem ciebie z tego domu - powiedziałem z pogardą. Twarz chłopaka uległa zmianie gdy usłyszał te słowa, ale szybko się zmieniła gdy pociągnąłem łyk piwa, które mi podał. Jebać wszystko, jebać Dylan'a - powiedziałem sobie w myślach - Dziś zamierzam się dobrze bawić...
- Dziś wyjdę sam - oznajmił i pozostawił po sobie puste szkło. Zaśmiałem się i wypiłem do końca swój alkohol. Wyrzuciłem butelki do kosza i poszedłem do salonu, gdzie wszyscy bawili się w najlepsze, nikt nie zauważył mojego byłego przyjaciela w domu. Część osób stała przed wielkim telewizorem i urządziła sobie karaoke, część tańczyła, a pozostali gadali lub po prostu pili.  Nie ma to jak impreza z okazji rocznicy związku - zaśmiałem i usiadłem obok nieznanych mi osób. Obrzuciłem ich szybkim spojrzeniem i rozglądałem się w poszukiwaniu moich znajomych. Blondyn z czerwonowłosą tańczyli, a Rose z Kevin'em śpiewali właśnie jakąś durną piosenkę, coś chyba z gatunku country.

 I wanna lose my mind
Chcę stracić swój rozum
Just for this one night
Choć na tą jedną noc
Flying high, 'cause we only got one life
Latać wysoko bo mamy tylko jedne życie.
Baby, are we cool enough? *
Kochanie, czy jesteśmy już wystarczająco fajni? 

    Szatynka gdy zauważyła moje spojrzenie szybko znalazła się bok mnie, a właściwie usiadła na moich kolanach, a chłopak stanął obok.
- Poszedł pies? - zapytał się.
- Wyszedł sam -  zaśmiałem się i pocałowałem dziewczynę. Odwzajemniła pocałunek, który po chwili przerwała.
- Nie będziemy tego robić gdy jesteś najebany - powiedziała i pogłaskała mnie po głowie - Zrobimy coś więcej jak będziesz trzeźwy...
    We trójkę wybuchliśmy śmiechem, a obok nas pojawili się solenizanci tego wieczoru.
- Dzięki Damien, że jesteś - powiedział blondyn - To wiele dla nas znaczy, mimo iż domyślamy, że nie jest ci łatwo po ciągłych kłótniach z nim.
- Och dajcie spokój, dziś jest wasze święto, moimi problemami zajmiemy się później - powiedziałem tuląc Rose - To kiedy ślub?
- Ha ha - zaśmiali się - Nie zapędzaj się tak szybko, lepiej powiedzcie co tam u was.
- Jak zawsze - oznajmiła szatynka - Jesteśmy cudną parą, choć niewiele go znam, ale jest uroczy i bardzo seksowny.
- Bo będę zazdrosny - rzucił Ralf i wszyscy wybuchli śmiechem. Słyszałem ich jakby przez ścianę, dostałem kolejnej wizji z tamtego wieczoru...

    Poczułem jak ktoś mnie lekko policzkuje, ale minęło sporo czasu nim zdecydowałem się otworzyć oczy. Nade mną pochylał się Dylan, a jego twarz bardziej wyrażała zadowolenie niżby strach.
- Czego się cieszysz?
- Upadłeś - powiedział i powoli pomógł mi wstać - Chyba za dużo alkoholu jak na dziś...
- Żartujesz sobie? - spytałem, serio aż tak jestem nawalony, że nie potrafię chodzić.
- No co ty - rzucił i weszliśmy do środka. Od razu do moich uszu wkradła się głośna muzyka, co gwałtownie podziałało na moją głowę, która zaczęła pulsować wielkim bólem.
- Kurwa - jęknąłem.
- Mówiłem - powiedział chłopak i podał mi wody. 
- Odwal się!
- Ronson co jest!?
- Wynoś się Kontter! - wrzasnąłem popychając przyjaciela w stronę drzwi. - Nikt Ciebie tutaj nie chce dziwaku! Gdyby nie ja nadal byś siedział w domku i oglądał te pojebane motorki w necie...
    Jakieś osoby się zaśmiały, a Dylan cały czerwony na twarzy patrzył się na mnie, ktoś krzyknął by mu bardziej dowalić.
- Wypierdalaj! - zawołałem i otworzyłem drzwi. - Psy dziś bawią się na ulicy...
   Przyjaciel posłusznie wyszedł, a wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, ktoś mi nawet pogratulował.
- Knotter to ciota!   

 --»۞«-- 
Witam w czwartym rozdziale opowiadania 'Nobody Can Save Me Now' :)
*  Spada ft Elen Levon - Cool Enough
Liczę na szczere opinie w komentarzach, oraz dziękuję wszystkim tym, którzy poświęcają czas by to czytać i komentować. Ile daje mi radości to, gdy czytam Wasze pozytywne oceny mojej twórczości.
Jak widzicie Damien ma coś wahania humoru, i zaczyna się coś z nim dziać złego. Jesteście zadowoleni z parringu Rose/Damien? :D
Pozdrawiam :) 

10 komentarzy:

  1. Siemka :)
    O pierwsza, jaki zaszczyt :D
    Rozdział super się czytało ;) Zabawne było to starcie między Kevinem i Damienem w szkole. A Rose jest z Damienem, hmm na razie nic nie mówię, zobaczymy co będzie dalej, jestem bardzo ciekawa. Czekam na następny i weny życzę :)
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły i motywujący komentarz :)

      Usuń
  2. No hej :)
    Rose z Damienem jak słodko, zobaczymy jak to się rozkręci :D Ciekawa jestm czy oni rzeczywiście do siebie pasują :) No i nasz Damien chyba za dużo wypił, bo zaczęło mu trochę odwalać, szkoda mi było Dylana :(
    No i wracają wspomnienia z tamtego wieczoru, tylko jak Damienowi mogło tak odwalić, ja się pytam ? Nie, no ale świetna akcja, naprawdę mi się podobała ;D
    Ciekawi mnie tylko czy oni się pogodzą... w końcu przyjaźnili się, są nadal w jakiś sposób dla siebie ważni :)
    A ta akcja w szkole - Mistrzostwo :D
    Gratuluję pomysłu i wyobraźni :D
    czekam na next <3
    Vicky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dziękuję za opinię :D
      Wyobraźnia? Chyba nikt nie ma tak dużej i głupiej jak ja, ale to czasem bardzo pomaga podczas tworzenia opowiadania :P

      Usuń
  3. Dobra, ogarnęłam cały blog. Nie moje klimaty, ale tak wciągasz fabułą, że zostaje! Robi się coraz ciekawiej, dobrze radzisz sobie z pisownią, nie widzę narazie jakiś błędów - słowem, cudnie :)
    Świetnie wykreowałeś postacie. Damien - zwykły nastolatek ze zjebaną (powoli) psychiką, do tego jakieś kłótnie i mało rzucający się w oczy, jednak wciąż tam będący związek - to przepis na porządne opowiadanie.
    Bardzo podoba mi się twój styl, jest lekki i dobrze skonstruowany. Wiesz dotąd jeszcze nie czytałam bloga, a tym bardziej opowiadania prowadzonego przez chłopaka, więc będzie to dla mnie nowa przygoda :*
    Czekam na next :)

    Dobranoc! 4.05 nad ranem ❤

    Pozdrawiam!

    nigdyniebedziedobrze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi, że postanowiłaś zostać <3
    Dziękuje za bardzo miły komentarz :)
    Postacie staram się tworzyć by były realne, ale czy mi wychodzi? Czytelnicy niech ocenią :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie rozumiem czemu Damian tak narzeka na swojego ojca. Chętnie bym się z nim zamienił, bo mój chyba był dla mnie gorszy. Przede wszystkim wydaje mi się, że Damian jest rozpuszczony, nie ma prawdziwych i poważnych problemów, dlatego widzi problemy w miejscach, gdzie w rzeczywistości ich nie ma i ciągnie go do kłopotów by wzbudzić jakiś sztuczny podziw oraz popularność. Jest płytki i pusty, bez własnego zdania i nie wiem czy mu z tego powodu współczuć, czy go potępiać, chyba jedno ani drugie. Jest na tyle dorosły, że już powinien mieć jakieś dobre, sensowne przemyślenia, ale z drugiej strony nie można tego od niego wymagać bo nikt go nie wychował tylko hodował i zbywał pieniądzmi. I mam wrażenie, że reszta twoich bohaterów jest taka sama i jedynie ten, którego nazywają psem ma jakiś rozum i wie jak go użyć. Bo reszta to zadufane w sobie szczeniaki, wydające kasę swoich bogatych rodziców.

    Jak widzisz znalazłem chwilkę i powróciłem do twojego opowiadania. Postaram się je dzisiaj całe nadrobić.

    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damien, to osoba posiadająca część moich cech, ale również kreowany dokładnie tak jak napisałeś. Zgadzam się z Twoim komentarzem :)
      Nie przesadzajmy, nie wszyscy są dziećmi bogatych rozdziców xD

      Usuń
  6. O, widzę, że Damien to zakupoholik jak ja. Już go lubię! Rodzinka okropna, chociaż kieszonkowe fajne! (Zazdroszczę mu tego kieszonkowego).

    Na podstawie Twojej historii stwierdzam, że ja tak naprawdę nie wiem, jak zachowują się ludzie. Całe życie w izolacji przynosi skutki...

    Ale dużo podtekstów! Podoba mi się to ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, opisuję zachowanie ludzi głównie z obserwacji - czy to z mojego otoczenia czy telewizji :D
      Haha, och wszystko się wyjaśni i te podteksty też :D

      Usuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia