poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 30 - W ciemności + Informacyjne #4

     Obudziłem się w zupełnie nieznanym mi miejscu. Wszędzie na podłodze walały się jakieś śmieci, było tu okropnie zimno, i w dodatku cuchnęło jakby trupami. Kompletnie nie wiedziałem gdzie się znalazłem, a przede wszystkim jak się tu znalazłem. Jęknąłem, gdyż przeszyła mnie fala bólu, gdy próbowałem wstać z ziemi. Dopiero po chwili zorientowałem się, że moje ręce jak i nogi są mocno związane sznurem. Zacząłem się szarpać, choć moje starania poszły na marne. Było to tak cholernie mocno zaciśnięte, że bałem się, że moja skóra się zedrze w danym miejscu. Przez niewielkie okno z kratami wlatywała smuga światła. Zastanawiałem się gdzie jestem, próbowałem doczołgać się pod okno. Skończyło się na wielu wyzwiskach, oraz obdarciu całego ciała. Zdziwiło mnie to, że mam na sobie tylko t-shirt oraz jeansy. W głowie świtała mi myśl, że powinienem mieć bluzę, choć zupełnie nie wiem skąd to przeczucie.
- Kurwa! - rzucam nogami mając nadzieję, że rozerwę sznur, ale tym bardziej wżyna się w moją skórę.
    Wzdycham głośno i próbuję wymyślić jakiś plan ucieczki, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Ciągle zadaję sobie pytania - gdzie jestem? Jak się tu znalazłem?
    Słyszę kroki w oddali, więc mam nadzieję, że ktoś mnie wyciągnie, bo ten żart serio nie jest udany. Momentalnie robi mi się słabo, gdy drzwi otwiera Jake. Przecież nie mogę znajdować się w Dessex? Zostałem wypuszczony! Może jednak nie?
- Co tutaj robię? - pytam się go, ale on tylko prycha na moje słowa. Zapala światło i rozsadza się wygodnie na drewnianym krześle.
- Co tam?
- Dlaczego tutaj jestem? - atakuję go pytaniem.
- Hmm - udaje, że się zastanawia, po czym wybucha śmiechem - Może sobie przypomnisz i mi powiesz...
    Skupiam się, ale mam jedną wielką dziurę w mózgu. Kompletnie nie pamiętam nic od momentu opuszczenia zakładu psychiatrycznego. O ile w ogóle go opuściłem.
- Myślałem, że jesteś przyzwyczajony do narkotyków - śmieje się. -  Przecież brałeś Anielską Wkurwiozę, więc gdzie twoja odporność?
    Otwieram szerzej oczy, a moją głowę zaczynają zalewać wspomnienia...

Ze łzami w oczach wrzucam telefon do kosza, i rzucam się biegiem w stronę wyjścia. Co chwila zerkam czy wagoniki już ruszyły. Cieszę się, że powoli wszystko wraca do normy, ale moje serce bije szybko. Przedzieram się przez tłum wchodzący ludzi i wybiegam za bramę. Po lewej stronie nie stoi żaden samochód, wiec szybko zerkam w prawo. Serce zaczyna bić jeszcze szybciej gdyż dostrzegam wskazany samochód. Powolnym krokiem ruszam w jego stronę. Trochę głupieje gdy widzę puste miejsce kierowcy. Oddycham głęboko i ze łzami w oczach podchodzę do strony pasażera. Drżącą dłonią chwytam za klamkę i tym samym momencie czuję jak ktoś przystawia nóż do mojego boku.
- Bez żadnych numerów wsiadasz do auta i zapinasz pasy - słyszę jadowity głos.
- O...okej - wyrzucam powoli i spełniam polecenie.
    Chowam twarz w dłoniach.  Jestem kompletnie zdruzgotany, ale przeżywam jeszcze większy szok gdy do samochodu wsiada Jake z swoim głupkowatym uśmiechem na twarzy. Rzucam się do drzwi, ale są już zablokowane.
- To... to jakiś... kurwa żart!? - wrzeszczę w jego stronę, ale mężczyzna odpala silnik i z piskiem opon rusza w nieznanym mi kierunku.  
- Jak widzisz nie - odpowiada mi po chwili ciszy.
- To się nie dzieje naprawdę - rzucam i zaczynam szczypać się w nogi by obudzić się z tego popierdolonego snu.
- Uwierz mi to prawda - mówi szybko i jednocześnie przykłada mi szmatę do twarzy. Chcę go odepchnąć, ale środek jest tak silny, że momentalnie tracę przytomność i ciemność zaprasza mnie w swoje ramiona...

- Porwałeś mnie! - wrzeszczę. - Czego, kurwa, ode mnie chcesz!?
    Jake szybkim krokiem podchodzi do mnie, i z całej siły uderza mnie w brzuch.
- Jeszcze raz wydasz dźwięk, który mi się nie spodoba, a zajebię cię tu i teraz, jasne? - syczy wprost do mojego ucha, a ja czuję jak łzy spływają po moich policzkach. - Jasne?
    Ponieważ nic nie odpowiadam dostaję drugiego, mocnego kopniaka w brzuch.
- Jasne?
- Tak - jęczę przez łzy.
- Widzisz - wydaje się być zadowolony. - Jakoś się dogadamy.
- Na pewno - warczę.
    Brunet znów usiadł na krześle, i zacząć bawić telefonem, który wyjął z kieszeni.
- To zupełnie zabawne - zaczął - To zupełnie zabawne obserwować jak cały patrol na Ret Music Festival zostaje postawiony do działania w poszukiwaniu Damiena Ronsona, a jedynie co po nim zostaje to telefon w koszu, i parę sekund na monitoringu. - rzuca mi przelotne spojrzenie - Specjalne kazałem ci wyjść tamtędy, bo wiedziałem, że jest mało ochroniarzy, i monitoring tam, nie jest zbyt aktywny...
- Jeśli coś się stało moim przyjaciołom, to zabiję cię - wyrzucam na jednym oddechu. Nie wiem czy jestem gotowy na taki ruch, ale zrobię wszystko by ten sukinsyn cierpiał mocno.
- Sądzę, że nie będzie takiej potrzeby - orzekł spokojnie. - Ty dotrzymałeś swojej części umowy, ja swojej. Kolejka ruszyła wraz z naszym odjazdem...
- Po co to wszystko? Te telefony? Teraz porwanie? - pytam się go.
- Bo mam ważny powód by z tobą pogadać, a niestety Dereck nie wykorzystał okazji - wymawia imię mojego dawnego kochanka niejako z pogardą.
- Nie mieszaj w to Hillsa.
    Wybucha śmiechem. Zachowuje się jakby był naćpany.
- Nie mieszaj w to Hillsa - mówi przesłodzonym głosem, po czym znów zanosi się śmiechem. 
- Czego chcesz!? - mówię szybko.
- Szanowny pan Dereck Hills, ma bardzo wiele wspólnego z tobą, ze mną czy z samym projektem CM00005 - wyjaśnia - Zanim zdecyduję się wyciągnąć z ciebie informacje, to powiem ci co nieco. Nie chcę byś umierał w nieświadomości, dlaczego straciłeś życie...
- Jesteś chory! - wybucham. - Lecz się!
- Hmm.... Może tak, może nie - odpowiada wstając z krzesła. - Ja przynajmniej wykonuję swoje obowiązki powierzone przez szefa, a nie pierdolę się z siedemnastolatkiem...
   Dostaję dwa mocne kopnięcia w brzuch, co sprawia, że na mojej twarzy znów pojawiają się łzy. Ross gasi światło, zamyka drzwi i idzie gdziekolwiek. Nie hamuję swoich łez, bo zupełnie nie wiem dlaczego się tutaj znalazłem. Jaki związek z tym wszystkim ma Dereck, oraz czym jest ten jebany projekt CM00005. Kompletnie nie rozumiem czemu znów trafiłem w środek jakiegoś dużego gówna. Czemu znowu ja!? 


- Jak to zgubiliście Damiena!? - warknęła Kate w stronę nastolatków.
    Godzinę temu grupa wróciła z Ret Music Festival, ale jak się okazało bez jej młodszego brata, który się zgubił, a raczej zaginął. Dziewczyna była mega wkurzona! Od samego początku wiedziała, że pomysł z wyjazdem jest do dupy. Teraz wyszło szydło z worka. Jak można zgubić przyjaciela? No jak!?
- Słucham!?
- Zwiedzaliśmy teren festiwalu, potem ktoś rzucił pomysł by iść na rollercoaster, ale Damien nie chciał, więc pojechaliśmy sami - wyjaśniła Rose.
- Czemu nie chciał iść z wami? - zapytała szatynka.
- Stwierdził, że po tym wszystkim co się stało w jego życiu nie chce tak szybko ryzykować - odpowiedział chłodno Kevin. Był zły na siebie, bo powinien zostać z chłopakiem. Pilnować go. Obiecał to sobie, a tak zjebał to wszystko już na samym początku gdy nastolatek wrócił.
- Nikt nie został z nim?
- Powiedział, że sobie poradzi - burknęła Holl, która miała serdecznie dość tej pochrzanionej sytuacji. Kate naskoczyła na nich jakby to była ich wina, że on się zgubił.
- Ty. To. Się Kurwa. Nie. Odzywaj! - wybuchła starsza dziewczyna kierując palcem w stronę młodszej.
- Pff...
- Zamknij mordę! - krzyknęła siostra Ronsona. - Najpierw włazisz do domu, i rzucasz jakże beznadziejnym pomysłem by go zabrać huj wie gdzie! Powinniście pomyśleć, że to trochę za szybko! Zwłaszcza po tym co się w jego życiu stało! Pomyśleliście o tym!?
- To nie trzeba się było zgadzać! - warknęła Rose. - Nie miej teraz do mnie pretensji!
- Po pierwsze drogie dziecko, to rodzice podjęli tą decyzję, a po drugie dziewczynko, pragnę zauważyć, że SAMA bardzo nalegałaś żeby z wami pojechał. Zapomniałaś!?
- Mieliśmy się bawić! - broniła się nastolatka.
- Chyba coś wam nie wyszło - prychnęła Kate.
- Ochrona nic nie wskórała?
- Był cały czas nawoływany przez megafon, ale nic - odparł po chwili ciszy Kolden. Jego głos praktycznie się łamał, bardzo przeżywał zaistniałą sytuację. - Przeszukano praktycznie cały obóz festiwalu..., ale go... ale go nigdzie nie ma...
- Policja została zawiadomiona - wtrąciła się Ashley. Ona również była bardzo przerażona zaistniałą sytuacją. Bo nikt się nie spodziewał, że zaginięcie bądź co gorsze porwanie zdarzy się w ich środowisku.
- Boże! - kobieta schowała twarz w dłoniach, by ukryć łzy. Tak bardzo martwiła się o brata. Gdzie on mógł teraz się znajdować? Co mu się tym razem przydarzyło?
    W pewnym momencie zadzwonił telefon Kevina, który został bardzo szybko odebrany. Chłopak przytakiwał parę razy, po czym podziękował za rozmowę i rozłączył się.
- No i? - dopytywała się Kate.
- Jak co roku dziwnym trafem nie wszystkie kamery są aktywne, ale ochroniarzom oraz policji udało się ustalić, że Damien wyszedł przez jedną z bram. Gdzie się udał nie wiadomo, ale przesłuchano część osób, które twierdzą, że on wręcz wybiegł z obozu imprezy, po czym rozpłynął się w powietrzu - wyjaśnił. - Został poinformowany posterunek w mieście, więc policjanci niedługo tu będą by przesłuchać wszystkich. Sadzą... sądzą że Damien... że on dobrowolnie uciekł. No wiecie, po tym wszystkim co się wydarzyło...
- To jakieś brednie - wyjęczała siostra chłopaka poprzez łzy. - Jak on sam uciekł!?
     Kobieta wybuchła płaczem, a Ashley szybko znalazła się przy niej, przytuliła ją i zapewniała, że wszystko się dobrze skończy.
- Gdzie on może być? - zastanawiał się na głos Kolden.
- Może jest w Dessex, chciał zobaczyć tego całego Graysona? - rzucił Ralf.
- Ciało Graysona zostało zabrane w dniu jego wyjścia z ośrodka - odpowiedział Kevin. - Poza tym uważam, że psychiatryk to ostatnie miejscy gdzie by poszedł...
- Myślicie, że mógł zostać porwany? - wychlipała Kate.
- Nie możemy odrzucać w tym momencie żadnej opcji - odparł Kevin, na co dziewczyna zaniosła się jeszcze większym płaczem.

    Czułem jak moje ciało powoli zaczynało dostawać drgawek z zimna, a smród panujący w pomieszczeniu przyprawiał mnie o odruchy wymiotne. Jake nie przychodził tutaj od naszego ostatniego spotkania. Kto wie, ile czasu mogło minąć. Minuty, godziny czy dni. W brzuchu burczało mi coraz bardziej, ale poprzez ciosy mężczyzny wiedziałem, że nie zjem niczego. Tak bardzo chciało mi się pić, a jedyne co robiłem to leżałem na środku pokoju. Tu, gdzie zostałem zostawiony przez Rossa. Kompletnie nie wiem dlaczego mnie porwał. Czemu mnie torturował? Czemu do mnie wydzwaniał? Czego chce ode mnie? I co, do huja, mam wspólnego z jakimś projektem CM00005?
    Nie miałem pojęcia nawet która jest godzina! Z tego wszystkiego musiałem załatwić swoją potrzebę w spodnie, gdyż zdrętwiałe dłonie nie potrafiły otworzyć rozporka. Leżałem i słuchałem jak gdzieś w oddali kapie woda. Próbowałem ze wszystkich sił wytężyć swoje zmysły by odkryć coś nowego, ale nic prócz tej jebanej kapiącej wody! Jedyne co odkryłem to to, że muszę się znajdować w jakieś piwnicy czy gdzie. Niewielkie okienko dawało mi słońce, które zachodziło bądź zbliżała się burza.
    Gdy miałem nadzieję, że wkońcu zasnę to znów usłyszałem kroki, ale nie potrafiłem określić z której strony one pochodzą.  Drzwi się otworzyły, i mężczyzna znów zapalił światło. Zbliżył się do mnie, i gdy oczekiwałem kolejnego ciosu to Jake posadził mnie przy ścianie i niedbale okrył kocem.
- Jeszcze mi tu się rozchorujesz - prychnął i zajął swoje miejsce.
- Czego chcesz? - wychrypiałem.
- Sądziłem, że jak będziesz współpracował to dam ci wody czy jeść, ale jak ty na dzień dobry chamsko się odnosisz to musisz ponieść konsekwencje - powiedział z swoim charakterystycznym szyderczym uśmiechem.
- Pierdol się!
- Wiesz co? - zapytał. - To właśnie najbardziej w tobie lubię...
    Spojrzałem na niego wymownie.
- Twoją nieugiętość oraz waleczność - oznajmił. - W każdej chwili mogłeś kogoś poinformować o tych telefonach, ale ty milczałeś. Starałem się w Dessex cię unikać bo bałem się, że mnie rozpoznasz, ale widać moje obawy były niepotrzebne. Sterowałem tobą taki kawał czasu, a ty nawet nie nabrałeś podejrzeń.
- Nie poznałem twojego głosu - odparłem. - Jak się maskowałeś?
- Czasami rozmawiałem z tobą jak teraz, a czasami używałem syntezatora mowy - powiedział opierając łokcie na kolanach. Świdrował mnie wzrokiem. - W mojej branży mam sporo tego typu zabawek, więc łatwo mi było coś skombinować by się ukryć...
    Zmierzyłem go spojrzeniem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że to ON! Przez ten cały czas uciekałem przed pielęgniarzem z psychiatryka. Pewnie jest tak samo mocno chory jak większość pacjentów z ośrodka. 
- Najbardziej szkoda mi Graysona...
    Wtedy do mnie dotarło! To on informował chłopaka o wszystkim co się u mnie dzieje! Dlatego on wiedział. Grayson może i był chory, ale Jake był wszystkiemu winny. Chłopak był jego zabawką przez cały czas! Wykorzystywał go do swoich pochrzanionych rzeczy!
- Skąd wiedziałeś, że trafię do Dessex? - zapytałem. - Musiałeś sporo ryzykować...
- Powiedzmy, że miałbym swoje sposoby by cię tam sprowadzić - mruknął.
- Ty go zabiłeś! - warknąłem.
- Możliwe - uśmiechnął się. - Początkowo nie chciał współpracować, ale obiecałem mu, że będzie mógł cię zabić...
    Oblał mnie pot. Obiecał nastolatkowi, że będzie mógł zabić drugą osobę!? Kurwa! Jak bardzo popieprzony on jest!?
- Niestety w pewnym momencie zaczął się buntować, ale udało mi się go poskromić...
- Nie masz wyrzutów sumienia, że zabiłeś niewinną osobę? - spytałem się go.
- Poprzez swoją śmierć odkupił winy za siostrę - odparł powoli. - Bo widzisz Damien! To ty powinieneś mieć wyrzuty sumienia.
- Co?
- Nigdy nie przypuszczałem, że ty i ten świrus - miałem ochotę mu coś zrobić za to jak nazwał chłopaka. - Że się tak dobrze dogadacie, ale to było jak najbardziej na plus dla mnie. Kontrolowałem was obu przez cały twój pobyt w Dessex - cmoknął ustami. - Może nie do końca jego samobójstwo było w moim scenariuszu, ale liczyłem, że twoja zszargana psychika po ostatnich wydarzeniach nie wytrzyma, i na wieść o śmierci cudownego współlokatora, również się zabijesz...
- Co!? - warknąłem.
- Gdybyś się zabił to ułatwił byś nam wszystkim pracę - rzucił szybko. - Ja oddałbym raport szefowi, że niestety projekt CM00005 niestety nie żyje. Miałbym na to pełno dowodów...
- Na moją śmierć? - pytam z ironią.
- Na to, że to ty jesteś CM00005 - odparł szorstko.
- Ty się lecz! - warknąłem buntowniczo. Miałem po woli dość tej pochrzanionej sytuacji! - Jaki, do cholery, projekt? 
- Proszę cię - odparł. - Nigdy nie rozmawiałeś z Dereckiem o jego pracy?
- Pracuje w banku...
    Mężczyzna wybuchł śmiechem, tak głośnym, że przez chwilę miałem wrażenie, że serio coś mu się stało w głowę.
- Damien...Damien....Damien... - wypowiadał między napadami śmiechu. - Nie wierzę, że uwierzyłeś w tej jego bajeczki, choć jesteś cholernie młody, te siedemnaście wiosen, które dano ci przeżyć. Szkoda, że nie dożyjesz osiemnastki...
    Jake wstał i myślałem, że znowu zostanę pobity. Zacząłem się przygotowywać mentalnie, że znów oberwę, ale on tylko pogłaskał mnie po policzku, i zostawił wodę w butelce przy moich nogach.
- Jeśli jesteś sprytny to wpadniesz na pomysł jak rozwiązać więzy i będziesz mógł się napić - wyjaśnił, i udał się w stronę drzwi. - Może za dwadzieścia cztery godziny jak przyjdę będę miał lepszy humor to dostaniesz jeść...
     Zgasił światło, a ja znów pogrążyłem się w ciemności. Chciałem pocierać dłońmi o siebie by wytworzyć ciepło, ale były tak zdrętwiałe, że ledwo nimi ruszałem. Chciało mi się płakać, byłem taki zmęczony tą sytuacją i tym wszystkim. Dlaczego takie rzeczy muszą zawsze się przytrafić dla mnie? Jestem jakiś przeklęty czy co...
    Wziąłem głębokie oddechy by się uspokoić. Musiałem zacząć działać, bo w przeciwnym razie zostanę tutaj na zawsze. To znaczy dopóki ten pojeb mnie nie zabije. Po dłuższych staraniach udało mi się odzyskać krążenie w dłoniach, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Zacząłem prawą dłoń ciągnąć w swoją stronę, a lewą w drugą. Niestety moje starania nie wychodziły mi zbyt dobrze, bo jedyne czego dokonałem to zdarcia skóry w kilku miejscach. Zakląłem i chwiejąc się podszedłem w miejsce, gdzie powinno stać krzesło. Trafiłem na nie, więc upadłem na kolana i zacząłem pocierać sznurem o nogę. Nie mogłem zobaczyć czy wysiłek się opłaca, ale pocierałem tak szybko i mocno jak byłem w stanie. Byłem bardzo wyczerpany zarówno psychicznie i fizycznie, ale gdy tylko poczułem, że wiąz nie jest tak mocny jak wcześniej uśmiechnąłem się w duchu i dokończyłem pracę.
- O kurwa - wyrzuciłem z siebie gdy tylko sznur upadł na podłogę. 
    Usiadłem i zaśmiałem się z mojego stanu. Ostatecznie skończyło się ponownym płaczem. Pewnie zachowywałem się jak zwykła ciota, ale miałem już dość wszystkiego. Tego popierdolonego świata. Czemu zawsze ja!?
    Może tak przewrócić krzesło i upaść na jedną z nóg? Nie wiem czy jestem aż tak zdesperowany by zabić się w taki sposób. Dosłownie przeczołgałem się pod ścianę by napić się wody. Odkręciłem korek i szybko wypiłem całą zawartość butelki. Ulżyło mi trochę, ale szybko zebrało mi się na wymioty. Zrzygałem się pod ścianą.
- Skurwysyn - powiedziałem. Mój brzuch był tak obolały, i ściśnięty po głodówce, że nawet wody nie dałem rady wypić. 
    Nie trudziłem się by zapalić światło, bo wiedziałem, że oprócz krzesła mnie ma tutaj niczego innego. Schowałem twarz w dłoniach i kompletnie się załamałem.

 --»۞«--
Witam w trzydziestym rozdziale opowiadania Nobody Can Save Me Now.
Jestem ciekaw Waszych opinii po tym poście, więc liczę na szczere słowa w komentarzach! :)
Przy okazji publikacji tego posta chciałbym poruszyć parę ważnych kwestii :
1) Do końca tej części zostało nam jedynie cztery rozdziały. Nie sądzę abym rozpisał się na więcej. To co chcę przekazać w NCSMN zostanie przekazane, a na resztę będziecie musieli poczekać do premiery drugiej części! :D
2) Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy zostawiają choć parę słów w komentarzach. Często zapadają mi w pamięć, i szczerze, to potrafią poprawić humor gdy mam zły dzień.  Pozwolę sobie odnieść się do komentarza Carrie pod rozdziałem 29. Rozdział miał około 3,5 tysiąca słów, co kwalifikuje go na pierwszym miejscu pod względem długości w tej części opowiadani, kochana :P 
3) Ostatnio wpadłem na pomysł by utworzyć dla Was specjalne konto w aplikacji Snapchat. Byście mogli poznać mnie bardziej, zobaczyć mój dzień, poznać moje inspiracje do tworzenia rozdziałów opowiadania itp. Piszcie w komentarzach czy podoba się Wam taki pomysł, i czy mam utworzyć takie konto :)
4) Chciałbym zaprosić Was do czytania mojego nowego opowiadania, pd. Children Of Storm, jest tam już opublikowany prolog, więc proszę o szczere opinie. Rozdział pierwszy powinien pojawić się już niedługo. Tak, dobrze czytacie! Dragoś będzie pisał dwa opowiadania na raz xD
DRAGON 

13 komentarzy:

  1. Po małych przeciwnościach losu docieram z komentarzem ;) Rozdział...wow...normalnie piszesz świetnie! Bardzo realistycznie opisałeś sytuacje Damiena! Tak trzymaj! Kurcze ale znowu przerwałeś w takin momencie, że nie wiem co robić. Ja chcę już wiedzieć co będzie dalej no! Nie rób tak więcej! Co będzie dalej z Damienem? Sam się wydostanie czy ktoś mu pomorze? Co do Rose to zachowuje się jak świnia. Najpierw mówi że mimo wszystko będzie walczyła o Damiena, a teraz jak zniknął to nic. Zero. Nie lubię jej. A co do Kevina to widać , że chłopak coś czuje do głównego bohatera. Mam nadzieję że coś z tego będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wkońcu trafiłaś na bloga :D
      Co będzie z Damienem? Dowiecie się już niedługo :D
      Co dzieje się z Rose? Odpowiedź zostawiam na drugą część :D
      Czy Kevin go kocha? Również wątek na drugą część :D
      Ogromnie raduje się me serce gdy czytam Wasze pozytywne opinie o mojej twórczości :)

      Usuń
  2. Snap, snap, snap! Damienie jeszcze nie przeczytalam, bo szkoła.. I no.. Ale we wakacje będę miała duużo czasu i przeczytam wszystkie opowiadania na innych blogach XD No cóż.. Wpadaj do nas hehe :') Pozdrawiam!

    freenagers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że historia Ci się spodoba :)

      Usuń
  3. Zabiłeś mnie już początkiem rozdziału. o.o Biedny Damien, tak strasznie mi go szkoda. :( Zawsze to on musi się wpakować w jakieś gówno. A Jake... A pff, szkoda słów na niego. Zamiast powiedzieć wprost czego od niego chce to gra w jakieś jebane gierki i nic nie powie. :/

    Projekt CM00005? Zainteresowałeś mnie bardzo i coś czuję, że niedługo dowiemy się o co chodzi w tym wszystkim, jaki związek ma z tym Dereck i mam nadzieję, że jednak Damien wyjdzie z tego żywy. Nie możesz mi tego zrobić i zabić go! Swoją drogą sprawnie to wszystko wymyślił. Mało znane wyjście, brak kamer, marni ochroniarze...

    Biedny Kevin! Całe towarzystwo panikuje, jednak on przeżywa wszystko najbardziej, wiadomo... Kate także stanęła na wysokości zadania, więc dość dobra z niej siostra. Każdy się teraz obwinia o to, że zostawili Damiena samego, ale skąd mogli wiedzieć co się wydarzy? Głupi Jake! Nie dość, że porwał Ronsona, przetrzymuje go Bóg wie gdzie, to jeszcze skłócił grupę.

    Końcowe załamanie Damiena było opisane strasznie realistycznie. Nie wiem jakim człowiekiem jest Jake, skoro robił tyle okropnych rzeczy. Doprowadził do samobójstwa Graysona, chciał by i Damien się zabił... Zero uczuć, wyrzutów sumienia. To nie jest człowiek, bo nie ma żadnych ludzkich odruchów!

    Poza tym jak można kogoś aż tak torturować? Obolały, zmarznięty, wygłodzony i odwodniony. W takim tempie Ronson umrze w przeciągu paru najbliższych dni. Dodajmy do tego niegodne warunki, brak światła i smród. Rany, nie widzę tego...

    Bardzo interesuje mnie ten projekt CM00005 i co z tym wszystkim miał wspólnego Dereck. Okłamywał chłopaka, to jasne, ale dlaczego Damien musi umrzeć?

    Rany, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi! Jak zwykle niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i już lecę na Twojego drugiego bloga, by zapoznać się z prologiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Damien no cóż, ma takie życie xD
      Projekt CM00005 będzie się przewijał przez najbliższe rozdziały, ale ostateczne wyjaśnienie czeka w drugiej części :)
      Każdy z jego przyjaciół przeżywa to na swój sposób...
      Cieszę się, że moja historia wywołuje w Tobie takie emocje :)

      Usuń
  4. Jeej, w pewnym momencie zrobiło się naprawdę stresująco. Genialny rozdział! Wciągnął mnie od początku i naprawdę, jej, świetnie opisane sytuacje. Kurczę,. serio jeszcze tylko cztery rozdziały? Właśnie w tej chwili jeszcze bardziej znienawidziłam Windowsa na komórce, bo nie ma na nim snapchata. Powodzenia z tymi opowiadaniami, jeżeli nie zapomnę, to przeczytam prolog później. :) Dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, to dla mnie miód na serce czytać takie komentarze :D
      Och szkoda, że nie masz snapchata :(

      Usuń
  5. Hmm, zostało nagrane, jak Damien rzuca telefon do kosza, nie mylę się? To w takim razie można zauważyć, jak zachowywał się podczas rozmowy! Policja xD.
    Dereck jest nieodpowiedzialny, że pozwala Damienowi pchać się głębiej w jego życie, bo, kurczę, przecież Dereck jest świadomy, że to wszystko jest niebezpieczne, a mimo wszystko ciągle kieruje nastolatka w, tak naprawdę, paszczę lwa.
    Masz mnóstwo literówek, które są denerwujące. Przeczytaj rozdział przed opublikowaniem.
    O wiele lepiej piszesz w trzeciej osobie. :-)
    Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się poprawiać błędy, ale nie zawsze uda mi się je wyłapać :D
      Hah, mi samemu też się dobrze pisze w 3 osobie :D
      Cieszę się, że historia się podoba

      Usuń
  6. Zapraszam do siebie na rozdział 19! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku, żeby nie było tak słodko, troszkę się poczepiam :D.
    1) "Chuj", nie "huj".
    2) Czasami mylisz "tę" z "tą" i wstawiasz jedno tam gdzie powinno być drugie. Ogólnie "ę" daje się tam, gdzie rzeczownik też kończy się na "ę", tak samo jest z "ą". Np. "tę sprawę", ale "tą sprawą". Niby mała rzecz, ale jednak zwracam na to uwagę. ;)
    3) W zdaniach, gdzie ktoś zwraca się do kogoś, przed imieniem, nazwiskiem, ksywką, przezwiskiem zwyczajowo stawia się przecinek. :D Np."Posłuchaj mnie, Damien (...)".
    4) Nie stawiaj przecinka przed "i" xDDD.

    A tak po za tym, to rozdział mega jak zawsze. Szczerze, to zawsze mam problem z dodawaniem komentarzy pod czyimś opowiadaniem, bo nie wiem, co mam napisać. Nie chcę komentować wyborów bohaterów itp., bo to w 100% Twoje opowiadanie, a po za tym nigdy nie można powiedzieć, że jakiś bohater zachowuje się "z dupy", bo przecież jest tyle typów ludzi, ile ludzi, nie? xd Ale serio, dobry rodział.

    Czekam na next i sorry, że mnie tak długo nie było ;D.

    PS: Te punkciki w dobrej intencji napisałem xd. Ot, taka darmowa lekcja polskiego ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wytknięcie błędów - cenię sobie każdą krytykę :)
      Haha, ale mimo wszystko cieszę się, że rozdział Ci się podobał :)

      Usuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia