niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 31 - Wywiad

    Minęło pięć dni odkąd Damien Ronson zniknął. Sto dwadzieścia godzin, a wydawać by się mogło, że mimo wszystko czas stanął w miejscu. Każdy starał się żyć swoim życiem, ale nie wszystkim to wychodziło. Kate musiała normalnie chodzić do pracy, ale była wymęczona wiszeniem nad telefonem i sprawdzaniem rzeczy brata by znaleźć jakąkolwiek podpowiedź, niestety bezskutecznie. W szpitalu była otępiała i praktycznie nic do niej nie docierało. Była tak załamana obecną sytuacją, że coraz częściej gubiła smutki w alkoholu i nie spała praktycznie od tego zdarzenia. Wiedziała, że rodzice, choć nie okazywali tego na zewnątrz, również byli załamani zaginięciem chłopaka.
    Jego przyjaciele też nie mieli lekko. Wkońcu zgubili Damiena. Żadne z nich kompletnie nie wiedziało jak do tego doszło. Mieli się bawić podczas Ret Music Festival, a wyszło z tego kompletne bagno. Kevin nie spał dobrze od tamtego dnia. Był wściekły na siebie, że tak zjebał tą sprawę. Obiecał sobie, że zaopiekuje się Ronsonem, że będzie dbał o niego. A on co? Stracił go przy pierwszej możliwej okazji. Nigdy nie był tak bezradny. Zupełnie nie wiedział co może zrobić by pomóc w poszukiwaniach chłopaka. Najgorszy był fakt, że nie wiadomo czy chłopak został porwany czy uciekł sam. Policja nie odkryła jak dotąd nic. Wszyscy mieli nadzieję, że dowiedzą się czegoś nowego gdy znaleziono telefon nastolatka, ale nie dostarczył on im żadnych dowodów. Większość wykonywanych połączeń była bowiem sprzed miesiąca czy dwóch. Skrzynka zapchana była wiadomościami gdy ten przebywał w Dessex. Niestety nic podejrzanego nie znaleźli. Tak jakby telefon nie był używany od kilkudziesięciu dni wstecz.
    Rose sama nie wiedziała co ma robić, bo z jednej strony miała ochotę się rozpłakać na te zdarzenie, a z drugiej chciała to mieć głęboko w dupie. Jednak nie potrafiła. Czy kochała Ronsona? Z perspektywy czasu uznała, że kocha go jako przyjaciela. Próbowała się pogodzić z myślą, że obaj jej eks są teraz razem, ale jakaś jej część nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Chciała by on wybrał ją. Jednak zdawała sobie sprawę, że za dużo mostów spaliła by teraz do niego wracać. Wolała teraz zrobić z siebie bóstwo by chłopcy bili się po głowie, że ją odrzucili. Obaj.
    Dziewczyna wyszła właśnie od kosmetyczki, i postanowiła udać się do banku. Roger za jakieś pół godziny powinien skończyć pracę, więc oboje pojadą po najmłodszego członka rodziny. Założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła w dół ulicy do banku. Po drodze mijała wielu ludzi, każdy starał się żyć swoim życiem. Choć było to dość spore miasteczko, a wieści rozchodziły się tutaj dość szybko to nikt specjalnie nie przejmował się zaginięciem nastolatka. Mieszkańcy mieli własne problemy, a dochodził kolejny, albowiem najnowsza plotka głosiła jakoby McHallisster'owie mieli wrócić do miasta. Gregory wraz z swoją żoną byli tutaj ostatni raz na pogrzebie jego matki, czyli dokładnie czternaście lat temu. Sofia McHallisster była bardzo znaną osobą w tym miasteczku, ale każdy też wiedział, że nie darzy uczuciem swojej synowej. Ich rodzina była bardzo bogata, a majątek można by było porównać do statusu rodziny królewskiej. Nie każdy lubił tę rodzinę, ale każdy ich szanował. Dzięki nim ta mieścina ruszyła dalej w procesie urbanizacji.
   Holl weszła do środka banku i od razu tego pożałowała. Panował tutaj bowiem wielki tłok, jakby każda osoba musiała coś tutaj pilnie załatwić. Dziewczyna przeklnęła pod nosem i usiadła na wolnym krześle obok grupy policjantów, która dyskutowała zawzięcie. Początkowo ich zignorowała, ale gdy usłyszała strzep rozmowy, zaciekawiła się.
- ...myślicie, że się tutaj pojawi - spytał się blondyn.
- Mamy dowody, że miał dość...spory kontakt z nim - odparła jakaś kobieta, której dziewczyna nie mogła dostrzec.
- Cholera! - powiedział inny mężczyzna. - Myślicie, że Hills może mieć Ronsona?
- Cicho bądź! - zgromiła go ta sama policjantka, i grupa zamilkła.
    Rose bardzo szybko połączyła wątki. Co oznaczało, że telefon Damien jednak miał jakieś informacje. Zatem Dereck Hills miał kontakt z chłopakiem. Tylko po co?
    Nie myśląc długo Rose wyszła z pomieszczenia pisząc wiadomość do taty, że wróci później do domu i żeby nie zapomniał odebrać Maksymiliana. Miała szczęście bo akurat przyjechał bus, który kursował w stronę mieszkania mężczyzny. Przez całą drogę zastanawiała się jakie relacje mogły łączyć obu facetów. Przecież dzieliła ich tak duża różnica wieku. Choć jedne pytanie nie dawało jej spokoju - skąd się znali? Dziewczyna odetchnęła głęboko i postanowiła przeprowadzić swoje, małe śledztwo. Może dowie się czegoś nowego. Kompletnie zignorowała tę myśl, że nie powinna się w to mieszać. Wysiadła przy opuszczonej fabryce u brzegu Exer River. Ciągle zastanawiała się czemu ta budowla jeszcze stoi, skoro jakaś firma wykupiła te ziemie i miał tu powstać park rozrywki czy inne nieprzydatne miastu gówno. Ruszyła przed siebie w stronę domków jednorodzinnych. Wiedziała gdzie mieszka Hills. Miała już dość, że mężczyzna zawsze bywał u niej w domu z dokumentami dla Rogera, choć i tak widywał się z jej ojcem parę razy dziennie. Przecież pracowali razem. Śledziła go, ale niestety niczego nie odkryła. Był czysty jak łza, a to Rose cholernie denerwowało, że nie ma żadnego haka na niego. Kiedy stanęła przed drzwiami jego domu wzięły ją wątpliwości. Bo niby co mu powie? Nie ma dowodów, że Damien u niego jest, ani tego, że czterdziestolatek mógłby być zamieszany w sprawę zniknięcia nastolatka. Poczuła się bezradna, i zdecydowała się wycofać, ale wtedy na podjazd wjechał Dereck.
    Był bardzo zdziwiony widząc dziewczynę tutaj. Odnosił wrażenie, że ona go nienawidzi, choć nie miałaby ku temu powodów. Przecież nie mogła wiedzieć, że posuwał jej chłopaka. Hills wysiadł z auta i zmierzył spojrzeniem nastolatkę, która wyglądała jakby miała zaraz uciec.
- Co jest? - zapytał, nie przejmując się zbytnio powitaniem. - Roger ma problemy?
- Roger? - spytała.
- Twój ojciec? - odpowiedział pytaniem.
- Ah - westchnęła. - Nie, a czemu pytasz?
- Bo bardzo mnie ciekawi czemu Rose Holl stoi na mojej posesji - warknął zirytowany zachowaniem dziewczyny. Czyżby domyśliła się co łączy, a wprawdzie łączyło go z Damienem.
- Chciałam...bo ja... - zawahała się.
- No? - ponaglił ją.
- Gdzie jest Damien? - wypaliła, a on wytrzeszczył oczy na jej słowa.
- Co kurwa!?
- No...
- Pogadamy w domu - rzucił i udał się w stronę domu. Otworzył drzwi  i wszedł do środka nie przejmując się zasadami savoir vivru.
    Zdjął buty i usiadł na łóżku. Szybko wróciło do niego wspomnienie jak jakiś czas temu na tym samym meblu całował Ronsona. Uśmiechnął się. Teraz siedzi z jego dziewczyną? Eks?
- Co jest? - zadał znowu to pytanie.
- To ja się pytam co jest - burknęła Holl.
- Sorry, ale byłem na urlopie - powiedział. - Ominęło mnie coś?
- Zapewne pięciodniowym, co? - rzuciła Rose zanim ugryzła się w język.
- Tak, a ma to coś do rzeczy?
- Gdzie on, kurwa, jest!? - zaatakowała.
- Kto? Damien? - dziewczyna pokiwała głową. - Skąd mam wiedzieć? Byłem w Kanadzie, w górach...
- Wiesz do czego służy telewizja? - warknęła.
- Sorry, ale jeśli mam urlop to chcę odpocząć - tłumaczył się, choć sam nie wiedział dlaczego. Dla Ronsona mógłby nawet napisać referat o jego wczasach, ale dla niej? Kim ona była.
    Jednak widząc jej zdenerwowanie, i to jak się zachowywała, świadczyło, że coś się musiało zdarzyć podczas jego nieobecności.
- Powiesz mi, o co chodzi? - zapytał grzecznie.
- Damien...on...Damien zaginął - wyjąkała, a w kącikach jej oczu zagościły łzy.
- Jak to kurwa zaginał!? - zareagował zbyt emocjonalnie niżby chciał.
- Byliśmy na RMF, i... skorzystaliśmy z rollercoasteru, a on zniknął - odparła przez łzy. - Od ponad pięciu dni nie ma żadnego śladu po nim, nikt nie wie co mogło się stać - wyrzuciła. - Policja nie natrafiła na żaden ślad, ale dziś podsłuchałam w banku jak mówili, że znaleźli na jego telefonie dużo wiadomości z tobą...
    Mężczyzna poczuł zimny pot na karku. Skoro mundurowi dobrali się do jego smartphone'a to wiedzieli prawdopodobnie wszystko o ich relacji, oraz stosunkach.
- No i? - zapytał powoli.
- Pomyślałam, że masz może z tym coś wspólnego - odparła - Przyjadą tu, gdy tylko Roger powie, że byłeś na urlopie, o ile na nim rzeczywiście byłeś.
- Nie wiem nic na temat jego zniknięcia - rzucił sucho.
- Im się będziesz tłumaczył - oznajmiła dziewczyna, po czym szybkim krokiem opuściła jego mieszkanie.
    Hills rzucił się do telefonu by zadzwonić do Artura, ale skoro policja się nim interesowała, to nie mógł wpaść. Przynajmniej nie w taki sposób. Ronson zniknął, a to oznaczało tylko jedno. Ktoś z projektu CM00005 zainteresował się nastolatkiem.

    Nie wiem ile czasu minęło odkąd ostatni raz widziałem Jake'a. Przez okno wpadała zaledwie smuga światła, ale mimo wszystko ciężko było mi określić czy jest dzień czy noc. Stwierdziłem, że mężczyzna odwiedza mnie zaraz po wyjściu z Dessex. Dlaczego pracownik zakładu psychiatrycznego mnie porwał? W jakie teraz gówno się wpakowałem?
    Załamałem się kompletnie, choć powinienem myśleć o ucieczce. Jak na złość parę godzin temu spaliłem żarówkę próbując ją włączyć. Siedziałem cały czas, co powodowało ból moich czterech liter. Wstawałem czy trochę pochodzić, ale obity brzuch oraz brak siły nie pozwalały mi na długie przemarsze. Zresztą wolałem oszczędzać siły, tak na wszelki wypadek.
    Gdy tylko usłyszałem kroki w oddali usiadłem na swoim dawnym miejscu. Drzwi otworzyły się z hukiem, a Jake wyglądał jakby goniła go sama śmierć. Nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, wbił mi w szyję strzykawkę, a ja poczułem się dziwnie lekko. Przełożył moją rękę przez swoje barki i ruszył w nieznaną mi stronę. Chciałem się odezwać, ale ledwo otworzyłem usta. Straciłem kontrolę nad swoim ciałem, byłem zupełnie bezwładny.
- Widzisz - zaśmiał się. - Czasami dobrze pracować jest w Dessex, przynajmniej mam dostęp do ekstremalnych środków jak ten. Spowodowałem paraliż zupełny twojego ciała, ale nie bój się. Zaraz minie, a służy do tego by złapać niesfornych kuracjuszy. Łatwo takiego delikwenta przywiązać i zwieść do izolatek.
    Trajkotał przez resztę drogi, a ja wcale nie czułem, że odzyskuję kontrolę nad kończynami. Zastanawiałem się, co on mi do cholery podał?
    Kopniakiem otworzył drzwi do większej sali, gdzie nie było okien, a światło sączyło się z paru lamp umieszczonych na suficie. Rzucił moje ciało na podłogę, i zaryglował drzwi.
     Po co to wszystko? - zastanawiałem się.
- Tak na wszelkie wypadek - odpowiedział na niezadane przeze mnie pytanie. - Jakbyś zdecydował się uciec.
    Po chwili zamknął drzwi ostatecznie wielką, metalową kłódką, a kluczyk schował do swoich spodni.
- Już czujesz? - zapytał.
    Nawet nie potrafiłem zmusić mięśni by ruszyć głową. Zbliżył się do mnie i kopnął mnie w nogę. Nic nie poczułem, nawet najmniejszego ucisku na mięsień.
- Och - udał zatroskanego. - Nie będzie zabawy, jeśli nie będziesz nic czuł...
- Zabawy? - wydusiłem z siebie po chwili.
    Uśmiechnął się zwycięsko.
- Będziemy się za chwilę świetnie bawić, Damien - przeciągnął moje imię, a do mojej głowy wkradła się myśl jakoby miał mnie zaraz tutaj zgwałcić.
    Zaczął przerzucać jakieś sprzęty na stole, niestety nie względu na moje położenie nie mogłem ich dostrzec. Nucił pod nosem jakiś utwór, ale nie mogłem usłyszeć o czym on jest.
    Uniosłem brwi do góry, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy podszedł do mnie z czymś co wyglądało jak maszynka do golenia.
- Kurwa! - krzyknąłem gdy przeszył mnie prąd. To nie była maszynka, a paralizator. Bardzo silny paralizator.
- To tylko pięćset tysięcy voltów - powiedział. - W sam raz by twoje ciało odzyskało umiejętność poruszania się.
    Zaatakował mnie jeszcze raz, co wywołało mój kolejny krzyk. Teraz czułem dokładnie każdy mięsień. Nie czekając na nic Jake uderzył mnie parę razy w brzuch. Krzyknąłem z bólu, a w oczach poczułem łzy. Zaciągnął mnie na środek pomieszczenia, gdzie zaczął mnie rozbierać.
- Będzie ostra zabawa - zaśmiał się z własnych słów. Próbowałem mu się wyrwać, ale moje ciało nie było jeszcze gotowe do działania po paraliżu. Poczułem jak na moją twarz wpłynął rumieniec gdy mężczyzna zdarł ze mnie bieliznę. Stałem przed nim zupełnie nago, a on uśmiechał się jak idiota. Zaciągnął mnie pod niewielką ścianę na środku pokoju i uczepił moje dłonie do wystających zatrzasków.
- Piękny jesteś, wiesz? - zapytał.
- Spierdalaj - rzuciłem szybko.
   Jake zupełnie ignorując moje słowa złapał mojego członka w swoją dłoń, a ustami naparł na moje. Poczułem jak łzy spływają po moich policzkach. Zacisnąłem wargi najmocniej jak tylko umiałem by uniemożliwić mu dostęp.
- Co jest? Nie chcesz się całować?
    Wymierzył mi siarczysty cios, aż zabolał mnie policzek. 
- W takim razie nie będę delikatny - rzucił z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jesteś chory - warknąłem.
- Nie powiedziałbym - odparł i ustawił przede mną dziwne urządzenie z pistoletem na wierzchu.
- Jaką temperaturę wolisz? - zapytał. - Plus czy minus?
- Co?
    Wpisał coś na komputerku owej maszyny, która po chwili zaczęła syczeć.
- Normalnie wywiad przeprowadzam w zupełnie innych warunkach, ale ty, jako główny gość programu CM00005 masz specjalny przywilej tortur - wybuch krótkim śmiechem. - Jeśli szybko odpowiesz na moje pytania bo będziesz cierpiał mniej, a jeśli nie, to cóż...
- To? - spytałem się.
- I tak umrzesz - rzucił najzwyczajniej na świecie.
    Odwrócił się i wyjął z torby tablet.
- Parę zdjęć - oznajmił. - Dla Derecka...
    Zamknąłem oczy bo nie chciałem na to patrzeć, ale załamałem się gdy ten znów mnie zaczął całować. Jego pocałunki nie miały w sobie nic romantycznego, były brutalne i ohydne. Czułem, że to się bardzo źle dla mnie skończy.
- Wiem co ci rozwiąże język - rzucił wesoło.
- Ohhh - wyrwało się z moich ust gdy ten wsunął członka do swoich ust.
- Hahaha - wybuchł śmiechem.
    Po raz kolejny tego dnia zostałem uderzony.
- Myślisz, że jestem jakimś chorym zjebem jak Dereck? - zapytał. - Nie będę cię pierdolił by uzyskać informacje, bo znam inne metody.
    Prychnąłem na jego słowa. On i zdrowy umysł? Nigdy w życiu.
- Choć w sumie fajnie by było mieć świadomość, że cię przeleciałem przed zabójstwem - uśmiechnął się szeroko, a ja zbladłem. Boże? Dlaczego?
- Chciałbyś pedałku, co? - zapytał lustrując moją twarz. - Niestety muszę ci odmówić przyjemności...

Here's to being human
Oto jak być człowiekiem
All the pain and suffering
Cały ból i cierpienie
There's beauty in the bleeding
Piękno jest w krwawieniu
At least you feel something
Przynajmniej coś czujesz
I wish I knew what it was like
Chciałbym, wiedzieć jak to jest
To care enough to carry on
Mieć coś, na czym by zależało
I wish I knew what it was like
Chciałbym, wiedzieć jak to jest
To find a place where I belong, but *

  Mieć miejsce, do któego się należy, ale

    Mężczyzna podszedł do tabletu i usiadł na krześle obok syczącej maszyny z pistoletem wycelowanym prosto we mnie.
- Odpowiesz teraz szczerze na parę pytań, co? - spytał się.
- Wal się - rzuciłem.
    Cmoknął ustami i wcisnął coś na maszynie.
    Strumień gorącej, wręcz parzącej wody uderzył we mnie z prędkością światła. Zacząłem wrzeszczeć na cały głos, jednocześnie próbując uciec z linii wody, ale skute dłonie mi to uniemożliwiały.
- Jedna z zasad - powiedział gdy wyłączył maszynę. - Odpowiadasz na moje pytanie, a nie rzucasz jakieś głupie słowa czy krzyki, których nikt nie usłyszy...
    Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową. Cała skóra mnie paliła od wody. Przecież on mnie tutaj do cholery usmaży!
- Co wiesz o Origin Scurity?
- Co kurwa?
    Znów poczułem parzącą wodę na całym swoim ciele, a moje krzyki wypełniły pomieszczenie. Jake zdawał się ich zupełnie nie słyszeć, przeglądając coś na tablecie.
- Zła odpowiedź - powiedział gdy wyłączył to cholerne ustrojstwo.
- Mam powtórzyć czy odpowiesz?
- Nie znam żadnej Origin Security - wypaliłem poprzez łzy.
- Patrz, a mój informator donosi, że słyszałeś o tej firmie parę razy, między innymi w Dessex po tym jak odwiedził cię Dereck Hills z pluszowym misiem - wyrecytował informacje z ekranu komputera.
- Podaj datę i godzinę to może sobie przymnę - warknąłem, a potem znów zalała mnie fala gorącej wody.
     Starałem się krzyczeć jak najmniej, ale woda tak parzyła moje ciało, że nie dałem rady tego wytrzymać. To był zbyt silny cios dla mojej psychiki. Cała skóra mnie piekła, i miałem wrażenie, że albo zostanie zdarta albo ja dostane silnych oparzeń. Nie hamowałem łez, które spływały rzeką na moje policzki czy klatkę piersiową. Były lekką ochłodą między atakami wody.
- Co wiesz, o McHallisster'ach? - zapytał po chwili ciszy.
- Nic! Kurwa! Nic! - wykrzyczałem w jego stronę, a on tylko się uśmiechnął i znów uruchomił wodę. 
    Moje wrzaski rozeszły się echem po pomieszczeniu. Nie wiedziałem jak bardzo chory jest Ross, ale chyba miał bardzo źle z głową, skoro posuwał się do takich rzeczy. 
- Damien, Damien, Damien - wyrecytował gdy się do mnie zbliżył - Kłamanie nic ci nie da, chcesz cierpieć? Dla mnie to też nie jest komfortowa sytuacja, bo wiesz mi, wolałbym spędzić milej ten czas podczas wywiadu, ale... bywa...
- Ale ja naprawdę nic nie wiem - wychlipałem. - Dlaczego mi to robisz? Co ci zrobiłem?
- Mi nic, ale są ludzie, którzy od ponad osiemnastu lat szukają czegoś, to jest projekt CM00005 - odpowiedział spokojnie przechadzając się po sali. - Widzisz, bo gdybyś odpowiadał na moje pytania byłoby szybciej...
- Mam zmyślać, tego chcesz? - zakpiłem.
- Nie - syknął. - Mów wszystko co wiesz, a może nie będziesz tak cierpiał zbytnio do śmierci...
- Dlaczego mam umrzeć?
- Bo jeśli mam rację, to nigdy nie możesz się spotkać z twórcami tego projektu - rzucił beztrosko. - Wybierając między twoim, a moim życiem, jest wiadomo co wolę zrobić. Zawsze mogę rzucić jakąś historyjkę jakoby mnie zaatakowałeś, a ja się broniłem...
    Prychnąłem na jego słowa.
- To jak? - zapytał mnie. - Pogadamy inaczej?
- Okej...
    Mężczyzna wziął tablet oraz przestawił sobie krzesło bliżej mnie. Może przez chwilę nie spali mi skóry.
- Naprawdę nie chcę cię krzywdzić, ale wybacz - rzucił zamyślony. - Gdybyś znał prawdę to również wolałbyś umrzeć...
- Dawaj te pytania - powiedziałem cicho.
- Co wiesz o Origin Security? - spytał się ponownie.
- Jedynie, że prowadzi ją Gregory McHallisster, a siedziba, siedziba jest w Nowym Yorku - oznajmiłem nie będąc pewnym miasta.
- To już coś - uśmiechnął się przyjemnie. 
    Jego zachowanie bardzo mnie dziwiło. Raz był bardzo miły, przyjemny, wręcz życzliwy, a czasami zachowywał się jak jakiś chory pojeb. Jak osoba, która jest bardzo, ale to bardzo chora psychicznie. Kompletnie go nie rozumiałem, bo czy można zwariować od przebywania w towarzystwie ludzi chorych psychicznie? Dessex nie jest idealnym miejscem dla ludzi o słabych nerwach.
- McHallister'owie? 
- Wiem tyle, że są w huj bogaci - powiedziałem powoli. - Mieszkali chyba w naszym miasteczku, ale teraz... są w Nowym Yorku...
- Dokładnie - oznajmił. - Data twoich urodzin?
    Chciałem go wyśmiać za te pytanie, ale nie chciałem znów oberwać wrzącą wodą.
- Dwudziesty szósty maj  tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt piąty rok - odparłem.
- Powiedz mi coś o swojej rodzinie.
- Mieszkam teraz z Kate, to moja siostra. Studiuje medycynę na miejscowy uniwersytecie, i pracuje w Szpitalu Świętego Łukasza - powiedziałem ze łzami w oczach. Jak ja cholernie tęskniłem za moją siostrą, w sumie za wszystkimi. Pewnie teraz każde z nich się martwiło o mnie. - Rodzice, z nimi... nie utrzymuje zbyt dobrego kontaktu...
- Nigdy cię nie dziwiło, że oni bardziej kochali Kate niż ciebie? - zapytał.
- Nie byłem dobrym dzieckiem - to było oczywiste kłamstwo. Nienawidziłem rodziców za to, że byli bardziej zżyci z moją starszą siostrą, a ja byłem jedynie dodatkiem na zdjęciach.
- To ciekawe - prychnął. - Kiedy poznałeś Derecka Hills'a?
- Nie zna...
- Poznałeś go parę dni po cudnej imprezie u Rafla Gretsona, na której wyrzuciłeś z obcego domu swojego najlepszego przyjaciela Dylana Knotter'a - rzucił bez zająknięcia. - Wpadł, a właściwie przejechał cię rowerem. W ramach przeprosin zabrał się do maca...
- Skoro wiesz, to po co pytasz!? - pewnie oberwę za taką odzywkę, ale teraz to się nie liczyło.
- Bo muszę to usłyszeć z twoich ust - powiedział.
- Aha...
- Mam jeszcze więcej pytań, ale skoro i tak umrzesz to możemy to podzielić na części - uśmiechnął się wrednie. Zabrał krzesło, wcisnął coś na owej maszynie i usiadł przy stole pisząc coś na tablecie. - Przykro mi CM00005, że to się tak skończy...
    Nie słyszałem jego dalszych słów, bo gdy tylko lodowata woda zaczęła we mnie uderzać moje wrzaski znów wypełniły pomieszczenie. Byłem wycieńczony, nie dałem rady stać. Praktycznie wisiałem przykuty do tej ściany. Czułem jak kajdanki zdzierają mi skórę, a cholernie zimna woda była jeszcze gorsza niż wrząca. Krzyczałem ile dałem rady, choć z każdym razem czułem jak moje gardło słabnie, a głos cichnie. Nie dałem rady trzymać głowy prosto, łzy mieszały się z wodą, która po mnie spływała. Czułem, że robię cię coraz słabszy, aż wkońcu straciłem przytomność. Ukojenie było tak cudowne, bo cudnie jest nic nie czuć...
    Jake gdy tylko zobaczył stan nastolatka wyłączył maszynę. Odczepił wiotkie ciało od ściany i zaniósł je na łóżko w rogu pomieszczenia. Dokładnie wytarł je ciepłym językiem, choć zbytnio nie przejmował czy chłopak przeżyje kilka następnych dni. Świadomość, że go ma, przyćmiła cały jego mózg. Całe miasto go szukało, a on był tak blisko. Bliżej niżby ktokolwiek się spodziewał. Ubrał Damiena w nowe ubrania, i przykrył co kołdrą wraz z kocem. Z szafki wyciągnął kroplówkę by dostarczyć mu trochę energii oraz pożywienia. Wyprawnym ruchem umieścił wszystko w ciele chłopaka. 
- Musisz żyć, bo jeszcze wiele pytań przed tobą - rzucił do nieprzytomnego Ronsona po czym wrócił do pisania sprawozdania z wywiadu. 

 --»۞«--
Witam w trzydziestym pierwszym rozdziale Nobody Can Save Me Now.
* Three Days Grace - I am Machine
Rozdział był pisany przy muzyce TDG, ale jakoś ten utwór najbardziej mi pasował do tego co się teraz dzieje. Znów ponad 3,5 tysiąca słów. Nie rozpieszczam Was?
Liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach! Mam nadzieję, że nie zrobicie mi krzywdy za to co się stało :D
Notka może nie jest zbyt dobrej jakości, ale jestem z niej zadowolony. Jeszcze nigdy nie dałem tak dużo spojlerów jak teraz. Powiem Wam tyle, że w ostatnim rozdziale tej części wiele się wyjaśni, a reszta w drugiej części. Teoretycznie zostały nam tylko 3 rozdziały, rozumiecie to? :O
Obiecane konto na Snapchacie -  @likethedragon
DRAGON 

4 komentarze:

  1. Całego opowiadania nie czytałam, ale muszę przyznać po opinii Twoich Czytelników, że jesteś w pisaniu naprawdę dobry :)

    Pozdrawiam

    world-chinese-rat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, sam mam taką nadzieję, że jestem dobry i czytelnicy nie kłamią xD

      Usuń
  2. Przeczytałem i zastanawiam się skąd ty czerpiesz inspirację... Czasami przerażasz mnie tą historią xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, przerażam?
      No bez przesady, uważam, że nie zdarzyło się jeszcze nic zbyt strasznego xD
      Aczkolwiek każdy ma swoją opinię, i ja Twoją szanuję. Czekaj na rozwój wydarzeń :D

      Usuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia