poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 1 - Świat ciszy

I walk a lonely road
Idę samotną drogą
The only one that I have ever known
Jedyną, jaką kiedykolwiek znałem
Don't know where it goes
Nie wiem, dokąd prowadzi
But it's home to me and I walk alone

  Ale jest dla mnie domem i idę sam
I walk this empty street
Idę tą pustą ulicą
On the boulevard of broken dreams
Na Bulwarze Straconych Marzeń
Where the city sleeps
Gdzie miasto śpi
And I'm the only one and I walk alone *
A ja jestem sam i idę sam

    Czy kiedykolwiek ludzie zastanawiają się dlaczego cierpią? Ból nie jest dobry dla każdego, on nie bierze urlopu. Jeśli zaczyna się walić nasze życie to mamy pewność, że kaskada złych rzeczy jest jak najbardziej realna. Poprzez ból i cierpienie dochodzi do wielu tragedii. Dlaczego więc cierpimy? Czy nasze krzywdy na ziemi są wstępem do raju niebios? Gówno prawda. Gdyby bóg rzeczywiście istniał to nie byłoby tylu katastrof oraz śmierci niewinnych ludzi. Nie byłoby wojen, tylu chorób oraz innych przekleństw na ludzkiej rasie. Życie to nie test, by sprawdzić kto jest najsilniejszy. To nie pieprzona dżungla, to prawdziwy świat, w którym przyszło nam żyć. 
    Zawsze zastanawiałem się czemu mam tak przesrane w życiu. Ojca tyrana, matkę, która nie zrobi nic oraz siostrę. Kate, do której moje nastawienie zmieniało się kilka razy w ciągu mojego żywota. Ostatecznie zapamiętam ją jako dobrą dziewczynę. Choć nie. Dam sobie rękę uciąć, że wiedziała, że jestem adoptowany. Musiała znać prawdę, że jej biologiczny brat nie żyje, a ja jestem niczym zabawka. Podstawiony by zabić smutek po śmierci ich prawdziwego potomka. Nie spodziewałbym się, że Ronson'owie będą do tego zdolni. Że zrobią ze mnie lalkę. Marionetkę, którą zechcą kierować. Choć z drugiej strony to całkiem zabawne. Umiera Ci dziecko, więc adoptujesz drugie. Masz pieprzonego fuksa, bo macie identyczny kolor oczu, oraz przymykając oko można stwierdzić, że brzdąc, którego trzymasz na rękach jest w jakiś sposób podobny do Ciebie. Livia udawała cały czas, ale Jack? Kiedy tatuś stwierdził, że nie chce wychowywać czyjegoś bachora? Kiedy uznał, że ma dość? Kate? Czy cały czas udawała, a może to ja jestem jej synem? Może puściła się na jakieś imprezce, ale nie chciała udawać przed ludźmi, że jest kurwą. Oddała więc dziecko starym, a mnie postanowiła nienawidzić z całego serca?
    Tyle pytań, a odpowiedzi brak. Mam nadzieję, że oni mimo wszystko będą się świetnie bawić na moim pogrzebie. Przecież udawali przez osiemnaście lat, to jeden dzień nie zrobi im pieprzonej różnicy...

    Rose chciała go jak najszybciej zobaczyć, jednak w szpitalu odmówiono jej jakichkolwiek informacji. Wprawdzie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale złość w głosie recepcjonistki wskazywała iż nie ona jedna pilnie chciała się dowiedzieć co się dzieje z Damieniem. Chłopcem, który zniknął i pojawił się tak niespodziewanie w ich życiu.
    Wraz z Ashley oraz Ralf'em usiedli na wolnych krzesłach i zastawiali się co zrobić.
- Myślicie, że Kevin mógłby coś wiedzieć? - zapytała z nadzieją w głosie Holl.
- Możliwe - odparła Ashley.
- Nie sądzę - orzekł blondyn. - Słyszeliście co powiedzieli nam w recepcji? Tylko rodzina jest upoważniona do jakichkolwiek informacji, no i pewnie prasa coś wyłuska bo szum po mieście niezły... Mówią tylko o tym.
- Naprawdę? - zdziwiła się szatynka.
- Serio - wtrąciła się czerwonowłosa. - Radio, telewizja lokalna oraz prasa już huczą. Sensacja na całą okolicę. Znika w niewyjaśnionych okolicznościach podczas festiwalu, jakieś kilkadziesiąt kilometrów od naszego miasta, by po miesiącu, a dokładnie w dniu swoich osiemnastych urodzin jego ciało znaleziono w Exer River...
- Myślicie, że to ma być jakiś znak? - spytała się Rose. - Że zostawili go w dniu jego osiemnastych urodzin?
- Jakoś nie chce mi się wierzyć by porywacze, bądź porywacz znał jego datę urodzin - odparł Gretson.
- Niby czemu - oznajmiła Wood. - Nie ma co ukrywać, że owe porwanie było zaplanowane. To nie był przypadek, ktoś wiedział, że on tam będzie, więc wykorzystał ten fakt...
- Chcesz wmówić, że porywacze specjalnie czekali aż opuści Dessex i zjawi się na jebanym festiwalu!? - chłopak nie krył wzburzenia.
- A czemu by nie - warknęła Ashley. - Ret Music Festival to najlepsza okazja do porwania kogoś. Tysiące osób skupione w jednym miejscu, masa atrakcji, koncerty. Zgubić się tam wcale nie trudna sprawa!
- Ale!?
- Skończcie! - uciszyła parę Holl. - Musimy znaleźć sposób by chociaż dowiedzieć się w jakim jest stanie, a ja bynajmniej nie zamierzam czekać aż poinformują o tym w telewizji...
    Trójka przyjaciół zupełnie nie wiedziała co mają zrobić. Nikt z pracowników szpitala nie udzieli im informacji. Mogli tutaj koczować przez następne kilka dni, ale każde z nich miało własne życie, a przede wszystkim szkołę. Musieli wymyślić coś szybko, skoro są już na miejscu. Wiedzieli, że taka okazja nie pojawi się szybko.
- Może pójdziesz do swojej niedoszłej szwagierki i się dowiesz? - Ralf nie mógł powstrzymać ironii w głosie. Od początku wiedział, że ten cały plan zemsty na Knotterze się zjebie i nie pomylił się ani o jotę co do tego.
- Myślisz? - Rose hardo spojrzała mu w oczy. - Pewnie...
    Dziewczyna wstała, ale zanim ruszyła uderzyła w twarz pewnego siebie blondyna. Chłopak zawył zaskoczony, a szatynka pewnym korkiem udała się na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet pielęgniarek, gdzie powinna znajdować się Kate Ronson, siostra Damiena. 
    Holl weszła do windy, nacisnęła guzik i poczekała aż drzwi się zamkną. Zaczęła skubać swój sweter z zdenerwowania. Nie chciała uderzyć swojego przyjaciela, ale ten doskonale zdawał sobie sprawę, że trafił w czuły punkt. Ralf już z góry założył, że jej i Ronsonowi się nie uda. Ona też doszła od takich faktów sama, ale nie mogła przyznać mu racji. Nie mogła i nie chciała. Wiedziała również, że nigdy tego nie zrobi. Ludzie znali ją w mieście. Była rozpoznawalna nie tylko jako córka Rogera, pracoholika, który stał się milionerem, ale również jako osoba z czarnego podziemia, jak potocznie nazywano nielegalne interesy w mieście. Każde miasto miało swoje dobre i złe oblicze, tyle, że tutaj ten nielegalny interes był wszystkim dobrze znany i tolerowany.  Nikt jednak nie spodziewał się, że to osiemnastolatka pociąga za tak ważne sznurki w podziemiu.
    Winda zatrzymała się, rozległo się ciche piknięcie, a głos kobiety oznajmił iż znajdują się obecnie na drugim piętrze. Dziewczyna wyszła z windy, przełknęła głośno ślinę i cała w nerwach podeszła do drzwi opatrzonych nazwą 'Pokój pielęgniarek'. Wzięła dwa głębokie oddechy i gdy miała już zapukać, to z gabinetu wyszła Kate. Nie była ubrana w służbowy uniform, co mogło oznaczać, że właśnie skończyła swój dyżur. Kobieta nie wydawała się być zaskoczona widząc Holl tutaj.
- Hej - przywitała się nieśmiało młodsza.
- Daruj sobie te przyjemności - rzekła cicho Ronson.
    Miała mocny makijaż, jakby chciała ukryć zmęczenie oraz stres ostatnich kilkunastu dni.
- Chyba wiesz po co tu przyszłam... - zaczęła Rose.
- Nie kupuję narkotyków - prychnęła Kate.
    Szatynka zignorowała jej słowa.
- Chcę wiedzieć co z Damienem...
- Odsyłam do recepcji - rzuciła starsza i ruszyła w stronę windy.
- Nic mi nie powiedzą - wyrzuciła z siebie bezradna Rose.
- To nie mój problem! - uśmiechnęła się wrednie Ronson.
- Huj mnie interesuje co o mnie myślisz! - warknęła Holl, lekko popychając straszą dziewczynę. Nie powinna tego robić, ale miała już dość słyszenia ciągłych przykrości na swój temat. - Chcę tylko wiedzieć co się dzieje z moim przyjacielem!
- Szkoda, że zaczęłaś go tak traktować jak już się nim zabawiłaś! - syknęła Kate. - Dobry był w łóżku?
    Rose nie kontrolowała swoich ruchów uderzyła pracownika szpitala, po czym zablokowała windę.
- Chcesz bym zainteresowała się twoim życiem!?
- Niby co mi zrobisz!? - zakpiła Ronson.
- Mogę sprawić, że Artur zginie w tym momencie, a Damiena zobaczysz ostatni raz w swoim życiu...
- Jasne - odrzekła lekko spanikowana Kate. Oczywiście nie wierzyła nastolatce, ale zdążyła poznać już o niej wiele informacji. Niestety głównie tych złych, dowiedziała się jakie ma wpływy w mieście. Wiedziała, że lepiej z nią nie zaczynać, ale ta gówniara nie będzie jej mówić co ma robić.
- Nie mów...
    Kate z mordem w oczach rzuciła młodszą dziewczynę na ścianę, gdzie znajdowała się tablica sterownicza dźwigu. Potem spoliczkowała młodszą, a po jej twarzy zaczęły spływać gęste łzy.
- Może i rządzisz trawką i innym gównem w tym posranym mieście, ale mną nigdy nie będziesz - rzuciła ostro Ronosn. - Dlatego lepiej spierdalaj stąd i nigdy się nie pokazuj w tym szpitalu. Bo ja również mogę wykorzystać swoje kontakty i zrobić Ci krzywdę dziecko...
    Winda się zatrzymała, a Kate wyszła.
- Obecnie jest w stanie śpiączki - rzuciła przez ramię.
    Kobieta ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Po drodze zauważyła jak Ashley i Ralf siedzą w poczekalni. Udała się w ich kierunku. Uśmiechnęła się sztucznie.
- Zabierzcie te ścierwo z mojego szpitala...
    Potem odeszła.

    Nie czułem nic, o ile ktoś kto umarł czuje cokolwiek. Czułem się lekki jak piórko, jak również moja dusza zdawała się być oczyszczona. Czy jestem już w niebie? Czy będę się znajdował w takim już na zawsze? Czy to już niebo? Nie wierzę w boga, ani w jakiekolwiek życie pośmiertne.
    Wokół mnie roztacza się świat pełen ciszy. Słyszę jedynie swoje myśli, które odbijają się gdzieś tam w oddali. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie się obecnie znajduję. Jednak mam szczerą nadzieję, że już nie żyje. Nie zniósłbym tego jeśli obudzę się drugi raz. Wtedy tak bardzo chciałem umrzeć, a teraz pragnę się nie budzić z tego błogiego stanu nieświadomości ciała i duszy.
    Nie będę za nikim tęsknił, ani nikt nie będzie płakał za mną. Rodzice to zwykli obcy mi ludzie, Kate to kłamczucha. Rose sama nie wiedziała czego chce od życia, była taką małą rozkapryszoną dziewczynką. Musiała jedynie szybko dojrzeć ze względu na brata, ale nie była z tego powodu zadowolona. Ralf był typem milczącego władcy, ale nie sadzę by był taki w rzeczywistości. Tylko Ashley zawsze wydawała się być najbardziej szczera z tej trójki. Owszem współczułem jej tego co zrobił jej Dylan, ale nigdy nie mogłem złapać do niej sympatii. Może to przez związek z Ralf'em, o ile byli razem. Przecież ja nigdy nie widziałem by się całowali, przytulali, a już nie mówmy o trzymaniu się za ręce. Czy to na pewno jest związek? Kevin stał się bliski mojemu sercu nie tylko za sprawą swoich umiejętności łóżkowych, ale przy nim naprawdę czułem się dobrze w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie musieliśmy nawet za dużo mówić, bo liczyła się jego obecność. W jego silnych ramionach czułem, że mogę pokonać zło całego świata i ból nie byłby w stanie mi nic zrobić. Całe szczęście Kolden czuł do mnie to samo, więc uzupełnialiśmy się wzajemnie.
    Dylan i Dereck? To już totalna przeszłość mojego życia, zresztą jak oni wszyscy. Jednak ta dwójka jest siebie warta. Zakłamani huje, którzy myślą, że wszystko ujdzie im na sucho. Oj, ja bym się chętnie na nich zemścił. To byłoby extra widowisko.
    Czy byłem dobrym człowiekiem? Nie mi to oceniać, ale uważam, że przez całe swoje żyłem tak by niczego nie żałować. Choć wątek Hillsa chętnie bym wyrzucił, ale co się stało to się nie odstanie. Ruszyłem dalej znajdując pocieszenie w ramionach kolegi. Czy nie zachowałem się przypadkiem jak jakaś tania dziwka? Z jednym mi nie wyszło to ruszyłem do drugiego? Czy to był dobry wybór? Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Cieszę się, że zakończyłem swoje życie, a raczej zostało ono zakończone. Może to i dobrze, że spotkałem na swojej drodze Jake'a. Pomógł mi najbardziej ze wszystkich osób, które chciały mi pomóc. Zniszczył mnie pod względem psychicznym by ostatecznie zabić. Bo właśnie tego było mi trzeba. Zdeptania mojej nikłej psychy by potem zniszczyć linię mojego życia.
    Cieszyłem się, że już nie żyję. Po raz pierwszy od dawna czułem się wolny, ale wolność nie trwała długo. Powoli zaczynałem odzyskiwać świadomość, a cudowna biel zaczynała się zmieniać w dobrze mi znane, szpitalne ściany...

 --»۞«--
Witam kochani w pierwszym rozdziale Only Stars Can Be Happy! :)
* Green Day - Boulevard Of Broken Dreams
Wiem, że długość rozdziału nie powala, ale specjalnie został on tak skonstruowany. Także jeśli wydał się on wam dziwny, to się nie przejmujcie. Wszystko jest pod kontrolą xD
Oczywiście pozostałe posty będą o wiele dłuższe, ale to jest właśnie taki mały wstęp. Wiem, że były już dwa prologi. Jeden odnosi się do całej trylogii, a kolejny do obecnej części, ale wszystko po kolei. Przed nami blisko 30 rozdziałów. Masa wzruszeń, łez, ale również uśmiechu. Dziś zostawiam Was z pierwszym rozdziałem.
Liczę na szczere opinie odnośnie tej notki ;)
DRAGON

3 komentarze:

  1. Doooooooooootarłam! Rozdział...cóż tu wiele mówić...genialny! Bardzo dużo w nim emocji u głównego bohatera jak i u reszty postaci. Ciekawym przeżyciem była rozmowa Rose i Kate..jedna i druga musi postawić na swoim jednak ostatecznie to siostrzyczka wygrała. Całość super i naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, żeby poznać reakcję Damiena na fakt że jednak żyje. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne i wciągające! Czekam na ciąg dalszy! Bardzo lubię taki styl pisania.

    http://shizuko-ai.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Dodany w Halloween!
    Kurczę, tak dawno nie czytałam od Ciebie prac, że wracając do tego teraz, jakoś wzbudziło we mnie wspomnienia, sentyment. Arleta

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia