Minęło kilka dni odkąd wyjawiłem Kate, iż znam prawdę.
Wyszła z mojej sali ze łzami w oczach, natomiast państwo Ronson nie odwiedzili
mnie wedle zapowiedzi. W końcu nie ma potrzeby już udawania? Wiem, że jestem
adoptowany. Początkowo ta myśl niezbyt mnie przerażała, ale to się trochę
zmienia. Za około trzy tygodnie mam opuścić szpital. Tak przynajmniej
powiedział mi Trellex, który był ordynatorem oddziału, na którym leżałem. Gdzie
ja się wtedy podzieję? Co z moją szkołą? Nie było mnie tam od marca. W ogóle
jestem jeszcze uczniem? Co z moim egzaminem kończącym szkołę średnią? Czy nie
będę miał możliwości studiować? Czy zacznę nowe życie jako osoba bez nawet
najmniejszego wykształcenia? Czy sobie sam poradzę?
Podczas powolnej wędrówki do szpitalnej toalety udało mi
się podsłuchać rozmowę innych pielęgniarek, które były wściekłe bo Kate Ronson
nie mówiąc nic nikomu wzięła urlop na żądanie i od jakiegoś czasu nikt jej nie
widział w pracy. Były również zszokowane, że nie odwiedza brata. Tyle, że ja
nie jestem jej bratem i nie należę do rodziny Ronson. Po męczącej drodze
powrotnej walnąłem się na łóżko i zupełnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
Paradoks dwudziestego pierwszego wieku. Nie masz telefonu czy tabletu i twój
czas się dłuży niemiłosiernie. Wprawdzie dostałem nawet telewizor do sali, ale
jakoś nie miałem siły się przełamać by go włączyć. Nie chciałem oglądać tych
wszystkich programów o tym, że mnie odnaleziono. Choć jestem sam na sali to
słychać plotki czy te wszystkie szepty innych ludzi gdy wyjdę do toalety czy po
prostu się przejść. Nadal jestem słaby, ale mój stan się poprawia, a ja mam
dość ciągłego leżenia w bezruchu na łóżku.
Chyba udało mi się trochę przysnąć, ale usłyszałem
jak ktoś otwiera drzwi. Za wcześnie na posiłek, a pielęgniarka była u mnie
kiedy wróciłem z toalety. Kto mógłby mnie odwiedzić? Czyżby Kate? Odwróciłem
się więc powoli w stronę drzwi i moje serce zaczęło bić mocniej.
Na środku sali stał Kevin. Był ubrany w krótkie jeansowe
spodenki i bluzę z kapturem bez rękawów. Na oczy założył okulary
przeciwsłoneczne, a w jednej z rąk trzymał niewielki pakunek. Stał tutaj jak
gdyby nigdy nic, a na jego twarzy błąkał się leniwy uśmiech gdy mnie obserwował.
- Kevin? Co ty? Tutaj? - udało mi się wydusić po chwili.
- Też się cieszę, że cię widzę - oznajmił z uśmiechem na ustach.
Odłożył opakowanie na stolik po czym złożył delikatny
pocałunek na moich ustach. Brakowało mi jego. Jego ust, jego rąk, czy całego
jego ciała. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to był miesiąc gdy go nie
widziałem na oczy. Musimy jak najlepiej spożytkować dany nam czas. Językiem
zaczął pieścić moje podniebienie, a ja zarzuciłem ręce na szyje i zacząłem ciągnąć
delikatnie mu włosy bo wiedziałem że to lubi. Jęknął dość głośno, a ja poczułem
jak rośnie mi ciśnienie w bokserkach.
- Nie będę cię przemęczał - zaśmiał się. Zdjął okulary, a ja przyjrzałem się
jego twarzy. Nadal była tak samo piękna, choć trochę się zmienił. Przestał być
nastolatkiem, na boga, on stawał się mężczyzną. Pieprzonym, chodzącym ideałem!
Jego brązowe włosy prosiły się o ścięcie, a iskierki w oczach utwierdzały mnie
w przekonaniu, że równie mocno cieszy się z tego spotkania. - Mam coś na
twarzy?
- Nie - odparłem. - Po prostu jesteś piękny, a ja cieszę się, że cię
widzę...
- Działo się trochę... - mruknął. - W ogóle jak się trzymasz?
- Niezbyt dobrze - wyznałem. - Dowiedziałem się wielu rzeczy na swój temat,
to mnie trochę zmieniło. Nie jestem już taki sam...
- Zmiany są czasami potrzebne - uśmiechnął się do mnie.
- Myślisz?
- Wierzę w to - odparł po chwili. - Czasami musi być naprawdę źle by potem
było bardzo dobrze. Nawet jeśli jakaś wielka burza nawiedzi twoje życie, to
pamiętaj jedną rzecz...
Popatrzyłem na niego uważnie.
- Po każdej burzy wychodzi słońce...
- Nie mogę się z tobą nie zgodzić - oznajmiłem urzeczony jego słowami. Kevin
nigdy nie wdawał się w strefę psychiczną człowieka. Owszem był obok ciebie, ale
to nie znaczyło, że cię wspierał. On po prostu był i znał wiele sposobów by
sprawić żeby twoje życie nabrało kolorów.
- Co u ciebie? - zapytałem. - Jak się tu znalazłeś?
- Odkąd dowiedziałem się od Kate, że już się obudziłeś z śpiączki to
chciałem przyjść jak najszybciej, ale spodziewałem się, że mnie nie wpuszczą -
wytłumaczył - Także się trochę tutaj zakradłem do ciebie miś.
- Jesteś szalony!
- To prawda - oznajmił.- Szalony z miłości do ciebie...
Po tych słowach znów mnie pocałował. Tym razem nie było
mowy o delikatności. Chciał przekazać wszelkie uczucia, jakie go nękały gdy
mnie nie było. Strach, złość, zawiedzenie, ale również przerażenie i miłość.
Pragnąłem go jak nigdy, ale nie będzie nam dane prędko cieszyć się naszym
szczęściem. Muszę pokonać demony z przeszłości, a póki co nasze języki walczyły
o dominację. Moje ręce zaczęły już rozpinać bluzę chłopaka i dotykać tych jego
cudownych mięśni. Jego całe ciało było cudowne. On sam był cudowny. Poczułem
jak się uśmiecha gdy moje dłonie zaczęły masować jego krocze.
- Pohamuj swoje żądze - mruknął.
- Kiedy tyle czasu czekałem na ciebie - wyjęczałem.
- Im się dłużej czeka tym lepszy smak - zaśmiał się, po czym wrócił na swoje
miejsce. - To dla ciebie.
Podał mi pakunek, który przyniósł ze sobą. Nie było to
ciężkie, ale zupełnie nie miałem pojęcia co to może być. Powoli by nie rozerwać
papieru zacząłem rozpakowywać. Byłem bardzo zszokowany gdyż moim oczom ukazał
się najnowszy iPhone.
- Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin, kochanie -
powiedział Kevin po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Kevin, ja... nie mogę... - powiedziałem oszołomiony. Owszem od zawsze
marzył mi się ten telefon, ale na boga! On kosztował majątek, a on dał mi go
tak po prostu.
- Możesz - powiedział dumny z siebie szatyn. - Nie sadzę byś odzyskał stary
telefon, a zawsze chciałeś mieć iPhone'a 6s plus w kolorze Gold.
Zaśmiałem się na te słowa. Stricte moje słowa. Marzył mi
się ten smartphone, ale nie wiedziałem czy powinienem go przyjąć.
- Kevin...
- Nie jęcz mi tutaj, tylko włączaj te cudeńko - prychnął Kolden. -
Aktywowałem go i zapisałem ci swój numer, żebyś zawsze mógł do mnie zadzwonić.
Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Pełen
ekscytacji włączyłem telefon, ale pierwsze co zrobiłem to selfie jak się
całujemy, które szybko stało się tapetą ekranu.
- Kocham cię - oznajmiłem.
- Ja ciebie również głuptasie - zaśmiał się szatyn.
Zacząłem obserwować jego wyrzeźbione ciało, przecież on
wyglądał jak pieprzony grecki bóg! W dodatku był tylko mój, a ja byłem cały
jego. Łączyło nas nierozerwalne uczucie. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i
nic nie mogło pokonać naszego uczucia.
- Widzę, że kogoś tu świerzbiła ręka - prychnąłem gdy zauważyłem, że na jego
prawej ręce perfidnie wystaje żyła. Oczywiście wiedziałem, że nie wzięła się z
masturbacji.
- Musiałem jakoś spuścić ciśnienie - chłopak podjął moją grę. - Zawsze
lepiej samemu niż w czyimś towarzystwie...
- Oglądanie porno pełnego nagich facetów też mogę uznać za towarzystwo -
zaśmiałem się, a na twarzy Koldena pojawił się soczysty rumieniec.
Byłem zszokowany gdyż szatyna nie łatwo było czymś
zawstydzić, a zwłaszcza sprawami cielesnymi. Może i miał opinię mocnego
kurwiciela, ale mi to nie przeszkadzało. Znałem jego przeszłość i wiedziałem co
go spotkało. Podczas naszych dość częstych spotkań wyjaśniliśmy sobie wiele
rzeczy. Mieliśmy możliwość poznania się z różnych stron. Oczywiście nasze
spotkania to nie tylko rozmowy, ale również inne, ciekawe rzeczy, wymagające
aktywności naszych ciał. To był cudowny czas. Rozumiałem jego działania, a poza
tym darzyłem go uczuciem. Kochałem go, ufałem mu i miałem pewność, że nie zrobi
niczego głupiego.
- Nie mogę? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście, że tak - orzekłem po długiej chwili ciszy.
- Jesteś tego pewny? - wyczuwałem zaskoczenie w jego głosie.
- Ufam ci, misiek - odparłem. - Wierzę, że nie zrobisz nic głupiego...
- To dobrze - mruknął chłopak.
- Jednak jak poczuje zagrożenie to zatłukę - zaśmiałem się, a Kevin mi
zawtórował.
Nim się zorientowałem Kevin leżał już na mnie, a moje
usta dotykały raz po raz jego ciało. Tęskniłem za tym. Za tymi chwilami gdy
robiliśmy te wszystkie niegrzeczne rzeczy. Kiedyś sam widok chłopaka bez bluzki
sprawiał, że dostawałem rumieńców, a teraz by się zawstydzić potrzebowałem
mężczyzny, nagiego. Najlepiej Kevina w mojej sypialni. Sam widok jego
umięśnionego ciała oraz ten zniewalający, zadziorny uśmiech sprawiał, że
przestawałem myśleć logicznie. Jego pocałunki były brutalne, otwarcie pokazywał
kto tu dominował. Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń rozpiąłem chłopakowi
spodnie, a on pozbył się mojej bluzki.
- Czekałem na to - rzucił zachrypniętym głosem, a ja poczułem, że dłużej już
nie wytrzymam.
Bez żadnego ostrzeżenia chłopak ugryzł mnie w szyję, a
potem zaczął bawić się płatkiem mojego ucha. Przestałem kontrolować wydawane
przez siebie odgłosy, przyjemność wypełniła całe moje ciało.
Chłopak zrzucił szpitalną kołdrę, po czym ściągnął ze mnie
wszelkie ubrania. Leżałem kompletnie nagi, a jego rozpalony wzrok utwierdzał
mnie, że oboje czujemy to samo. Wiedziałem, że bardzo mu się podoba to co
widzi. Zresztą sztywne części ciała czułem nie tylko u siebie. Kevin zaczął
całować moją szyję, a potem zaczął schodzić coraz niżej zostawiając mokre ślady
na moim rozpalonym ciele. Gdy doszedł do mojego naprężonego członka wstrzymał
się.
- Na co czekasz!? - rzuciłem niecierpliwie, wypychając biodra do przodu.
- Kochanie... - zaczął. - Oboje wiemy, że wiele baz chcemy zaliczyć, ale czy
szpital znajduje się na naszej erotycznej liście miejsc, gdzie będziemy się
kochać?
- Mamy taką listę? - zdziwiłem się.
- Możemy mieć - uśmiechnął się drapieżnie, po czym przejechał językiem po
całej długości mojego przyrodzenia.
- Boże...Kevin! - udało mi się z siebie wyrzucić.
Chłopak nie potrzebował kolejnych zachęt. Zaczął ssać
mojego członka, a ja jęczałem przynajmniej na pół szpitala. Jego język
wyczyniał cuda, a ja chyba nie koniecznie chciałem wiedzieć skąd on umie takie rzeczy.
Zaczął powoli zasysać moją główkę, a palcami penetrował moje wejście.
Kompletnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a tym bardziej jak się nazywam.
Nieświadomie prawą ręką złapałem jego głowę i zacząłem nadawać coraz szybsze
tempo tej przyjemności. Kolden ani na chwilę nie zaprotestował, więc jakby i on
zaczął się bardziej nakręcać.
- Kevin...
- O boże...
- Kolden!
- Do jasnej cholery!
- Oooo tak!
Nie kontrolowałem swojego słowotoku, a chłopak ani myślał
przestać. Jego język wyczyniał cuda, nie chciałem by to się kiedykolwiek
skończyło. Po kolejnej chwili poczułem, że jestem blisko
- KEVIN! - wrzasnąłem i wystrzeliłem prosto w jego gardło. Szatyn nie
zaprzestał ruchów głową, przełknął wszystko po czym obrzucił mnie zadowolonym
uśmiechem.
- Byłeś wspaniały - powiedział i mnie mocno pocałował w usta.
- Nie - odparłem. - To Ty byłeś zajebisty!
- Nie mówiłem, że im dłużej czekasz, tym lepiej smakuje? - zaśmiał się
chłopak.
Naprawdę byłem wielkim szczęśliwcem, że go mam. Nie zależało
mi na relacji wypnij się i obciągnij. Byliśmy osobami homoseksualnymi, a on
wcale się tym nie przejmował. Nie przeszkadzało mu, że jestem jego chłopakiem.
Zdążyłem poznać paru jego znajomych, a on ani razu nie wstydził się przyznać,
że jestem wybrankiem jego serca. Patrząc jak ruszają się jego mięśnie gdy
zakładał różne części garderoby, mój mózg zaczął tworzyć kolejne niegrzeczne
wizje mnie i Kevina w akcji.
- Chcę już stąd wyjść - rzuciłem szybko, po czym oblizałem usta.
- Zastanowię się, odnośnie rundki w szpitalu - chłopak wybuchł wielkim
śmiechem.
- Jesteś niemożliwy! - powiedziałem z uśmiechem na ustach.
Czułem się psychicznie lepiej. Mimo tych wszystkich złych
spraw krążących wokół mnie, Kevin wprowadzał jakieś promyki słońca do mojego
życia. Byłem mu dozgonnie za to wdzięczny. Po prostu był i nie oczekiwał
niczego w zamian. Darzył mnie uczuciem oraz akceptował takiego, jakim jestem.
To najcudowniejsza myśl, jaka mogła wpaść do mojej głowy.
- Skoczę coś zjeść, a potem wrócę do ciebie - pocałował mnie delikatnie w
czoło, po czym wyszedł z sali odprowadzony moim wzrokiem.
Po raz pierwszy od dawna czułem, że może być dobrze w
moim życiu. Z Kevin'em u boku mogłem nawet kruszyć mur. Wiedziałem, że czeka
mnie lepsze jutro. Nawet jeśli nie mam rodziny, to Kolden jest dla mnie jak
rodzina. Był moją opoką i ostoją. To on pokazał mi jak trzeba patrzeć na świat.
Pomógł mi zauważyć, że życie to nie tylko i wyłącznie pasmo złych wydarzeń.
Każdy medal ma dwie strony i w dużej mierze to od ciebie zależało, którą stronę
wybierasz.
Nie wiedziałem tylko jednego czy mówić chłopakowi
czego się dowiedziałem odnośnie mojej rodziny czy zostawić tą informację dla
siebie. Chciałem się komuś wygadać, ale wiedziałem, że Kevin będzie się
bardziej przejmował niż ja. Kto wie, może nawet spotka się z Ronson'ami. Nie
chciałem tego. Chociaż kochałem go, to ta sprawa musiała zostać rozwiązana
tylko przeze mnie. Powiem mu, jakrozwiążę tę sytuację. Wiem, że znalezienie
moich rodziców może okazać się niewykonalne, ale chciałem spróbować. Nawet
jeśli ich nie poznam to chcę wiedzieć kim są, a przede wszystkim dlaczego
zdecydowali się oddać mnie do adopcji. Czy może mieli już za dużo dzieci? Czy
jestem jedynakiem? Kim oni w ogóle są? Jak wyglądają?
Znów tyle pytań w mojej głowie, a ja jak zwykle nie wiem
co zrobić. Mam tyle czasu zanim wyjdę ze szpitala, a na dobrą sprawę to
pierwsze poszukiwania powinienem zacząć właśnie tu. Każdy szpital ma swoje
kartoteki urodzeń czy innych rzeczy. Owszem to nie jedyny instytut medyczny w
tym mieście, ale spróbować zawsze można. Ja właśnie chciałem to zrobić.
Spróbować...
Obudziło mnie szturchanie w bok. Leniwie otworzyłem oczy, po
czym przeciągnąłem się. Gdy się bardziej rozbudziłem to zamarłem. Obok mojego
łóżka siedział sobie Jake i podrzucał jabłkiem od Kate. Poczułem jak mój puls
przyśpiesza, a ręce pocą się nienaturalnie. Czy chwila szczęścia, którą
zaznałem z Koldenem była ostatnim promykiem słońca w moim życiu?
- Nie bój się - powiedział powoli, po czym wgryzł się w owoc.
- Czego chcesz? - warknąłem.
- Jak zwykle bez kultury - odparł. - Ładna zabawka.
Bez żadnego pytania wziął do ręki mojego iPhonie, ale że
był zablokowany to z krzywym uśmiechem na twarzy odłożył go na stolik.
- Wiesz, że gdybym chciał to odblokowałbym go bez zbędnego wysiłku? -
zapytał.
- Czyżby? - zakpiłem.
- Szkoda Damien, że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach - mruknął
rozglądając się po sali. - Mógłbym nauczyć cię wielu rzeczy...
- Jak porywać ludzi?
- Jeśli byś chciał...
- Czemu przyszedłeś? - spytałem się oschle.
- Bo widzisz... - ugryzł jabłko. - Chcę wiedzieć.
- Co?
- Czemu policja mnie jeszcze nie ściga? Czemu nikt niczego nie podejrzewa? -
zaskoczenie w jego głosie było bardzo słyszalne.
- Może nie gadałem jeszcze z nimi? - skłamałem.
- Odwiedzili cię zaraz po obudzeniu się - sapnął. - Wiesz, że ja cię
wszędzie znajdę? Prześledzę każdy twój krok choćbyś się zaszył na Antarktydzie!
- Imponujące - oznajmiłem, bacznie obserwując jego każdy ruch.
Był spokojny. Bardzo spokojny. Zachowywał się inaczej niż
miałem okazję go poznać. Nie przypominał Jake'a, który ciągle był wkurzony i
każde jego działanie było przeprowadzane tak szybko, jakby zaraz mieli nas
zabić.
- W sumie sam nie wiem czemu cię nie wydałem... - powiedziałem.
- Ty się słyszysz? - był zszokowany. - Porwałem cię, torturowałem cię
fizycznie i psychicznie, a ty, a ty...
- Otworzyłeś mi oczy - wyjaśniłem. - Gdyby nie ty, pewnie nadal bym żył w
kłamstwie jako syn Ronson'ów.
- Serio... Niczego nie podejrzewałeś? - zapytał, siadając obok mnie.
- A powinienem? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Zachowanie, wygląd - oznajmił. - Tego nie da się ot tak przeoczyć...
- Mam ten sam kolor oczu co Jack i Kate - odparłem.
- I to ci wystarczyło!? - kolejny szok w życiu tego mężczyzny odnośnie mnie.
- Co niby?
- Chłopie - wstał i oddychał bardzo szybko. - Oni nigdy cię nie kochali,
dawali złudną iluzję miłości, a ty byłeś gotowy się poświęcić dla tej bandy
idiotów...
- Nie podejrzewałem niczego! - syknąłem. - Mało to rodzin, co faworyzuje
jedno dziecko...
- Czemu więc siedzisz plackiem na dupie? - zaintrygował się.
- Kate wie, więc oni pewnie też - powiedziałem bawiąc się palcami. - Resztę
odnajdę sam.
- Sądzisz, że sam sobie ze wszystkim poradzisz?
- Nie mam wyjścia! - warknąłem. - Chcę zacząć nowe życie i choć nie mam
nazwiska, nie wiem czy Damien to moje prawdzie imię to zamierzam być
szczęśliwy! Nawet jeśli będę musiał ciężko na to zapracować!
- Masz jaja - uznał po chwili. - Mimo całego tego gówna w twoim życiu, nie
poddajesz się i chcesz iść dalej. Nie wydałeś mnie, choć miałeś ku temu
sposobność. Co się w tobie zmieniło?
- Wszystko - mruknąłem. - Cały ja się zmieniłem... Zrozumiałem, że to moja
jedyna szansa by żyć normalnie, że mam obok siebie Kevina, że może coś się
wreszcie zmieni w tym horrorze zwanym moim życiem.
- Właśnie dlatego cię cenię, że nadal chcesz iść przez życie - odparł i
podszedł do drzwi.
- Nigdy nie miałem w zamiarze cię wydawać - oznajmiłem. - Przysługa za
przysługę...
Zaśmiał się krótko.
- Uroczo Devin wygląda - powiedział stając w drzwiach - Szczególnie gdy
jeden drugiemu robi loda...
Wybuchłem śmiechem.
- Może kiedyś cię znajdę by ci pomóc - z tymi słowami zostawił mnie
samego.
Byłem bardzo zaskoczony jego przemianą. Choć równie
dobrze to mogła być jego kolejna gra, ale ja zawsze ufałem ludziom. Tak również
zrobię i tym razem. Zaufam mu. Kto wie, co przyniesie mi życie. Może w końcu
coś dobrego. Cieszyłem się tą chwilą. Chciałem wierzyć, że nareszcie będzie
dobrze w moim życiu. Że słowa Kevina, że po każdej burzy wychodzi słońce okażą
się prawdą. Szczęście. To tylko dziewięć liter, tworzące wyraz o wielkiej mocy.
Wszystko przede mną, czas zawalczyć o moje SZCZĘŚCIE.
Witam kochani w trzecim rozdziale Only Stars Can Be Happy!
W chwili oderwania od fabuły zająłem się teraz #Devin, bo wiem, że uwielbiacie ich :D
Powoli wracam do blogowania, pisania rozdziałów, planowania tego wszystkiego. Nie przerywam tej historii, chcę ją dokończyć i mam nadzieję, że spotkamy się w takim samym składzie gdy opublikuje epilog całego opowiadania.
Liczę na wszelkie opinie odnośnie mojej twórczości! :)
Byłoby mi bardzo miło gdybyście napisali choć słowo jak Wam się podoba ta część...
DRAGON
Czemu od kiedy przeczytałam ten rozdział zaraz po wstawieniu... odtąd nic się nie pojawiło... Ta historia była naprawdę ciekawa... Chciałam się dowiedzieć, jak to się skończy :< :<
OdpowiedzUsuńJezus Maria, czy ja mam zepsuty telefon czy przez to szaro biale tlo i ialy tekst nic nie widze? :o nawet komentarzy :o
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny fragment. Nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się co się dalej wydarzy. Przy okazji zapraszam do siebie https://weronifive.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń