niedziela, 8 stycznia 2017

Rozdział 3 - #Devin


    Minęło kilka dni odkąd wyjawiłem Kate, iż znam prawdę. Wyszła z mojej sali ze łzami w oczach, natomiast państwo Ronson nie odwiedzili mnie wedle zapowiedzi. W końcu nie ma potrzeby już udawania? Wiem, że jestem adoptowany. Początkowo ta myśl niezbyt mnie przerażała, ale to się trochę zmienia. Za około trzy tygodnie mam opuścić szpital. Tak przynajmniej powiedział mi Trellex, który był ordynatorem oddziału, na którym leżałem. Gdzie ja się wtedy podzieję? Co z moją szkołą? Nie było mnie tam od marca. W ogóle jestem jeszcze uczniem? Co z moim egzaminem kończącym szkołę średnią? Czy nie będę miał możliwości studiować? Czy zacznę nowe życie jako osoba bez nawet najmniejszego wykształcenia? Czy sobie sam poradzę?
    Podczas powolnej wędrówki do szpitalnej toalety udało mi się podsłuchać rozmowę innych pielęgniarek, które były wściekłe bo Kate Ronson nie mówiąc nic nikomu wzięła urlop na żądanie i od jakiegoś czasu nikt jej nie widział w pracy. Były również zszokowane, że nie odwiedza brata. Tyle, że ja nie jestem jej bratem i nie należę do rodziny Ronson. Po męczącej drodze powrotnej walnąłem się na łóżko i zupełnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Paradoks dwudziestego pierwszego wieku. Nie masz telefonu czy tabletu i twój czas się dłuży niemiłosiernie. Wprawdzie dostałem nawet telewizor do sali, ale jakoś nie miałem siły się przełamać by go włączyć. Nie chciałem oglądać tych wszystkich programów o tym, że mnie odnaleziono. Choć jestem sam na sali to słychać plotki czy te wszystkie szepty innych ludzi gdy wyjdę do toalety czy po prostu się przejść. Nadal jestem słaby, ale mój stan się poprawia, a ja mam dość ciągłego leżenia w bezruchu na łóżku.


     Chyba udało mi się trochę przysnąć, ale usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Za wcześnie na posiłek, a pielęgniarka była u mnie kiedy wróciłem z toalety. Kto mógłby mnie odwiedzić? Czyżby Kate? Odwróciłem się więc powoli w stronę drzwi i moje serce zaczęło bić mocniej.
    Na środku sali stał Kevin. Był ubrany w krótkie jeansowe spodenki i bluzę z kapturem bez rękawów. Na oczy założył okulary przeciwsłoneczne, a w jednej z rąk trzymał niewielki pakunek. Stał tutaj jak gdyby nigdy nic, a na jego twarzy błąkał się leniwy uśmiech gdy mnie obserwował.
- Kevin? Co ty? Tutaj? - udało mi się wydusić po chwili.
- Też się cieszę, że cię widzę - oznajmił z uśmiechem na ustach.
    Odłożył opakowanie na stolik po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Brakowało mi jego. Jego ust, jego rąk, czy całego jego ciała. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to był miesiąc gdy go nie widziałem na oczy. Musimy jak najlepiej spożytkować dany nam czas. Językiem zaczął pieścić moje podniebienie, a ja zarzuciłem ręce na szyje i zacząłem ciągnąć delikatnie mu włosy bo wiedziałem że to lubi. Jęknął dość głośno, a ja poczułem jak rośnie mi ciśnienie w bokserkach.
- Nie będę cię przemęczał - zaśmiał się. Zdjął okulary, a ja przyjrzałem się jego twarzy. Nadal była tak samo piękna, choć trochę się zmienił. Przestał być nastolatkiem, na boga, on stawał się mężczyzną. Pieprzonym, chodzącym ideałem! Jego brązowe włosy prosiły się o ścięcie, a iskierki w oczach utwierdzały mnie w przekonaniu, że równie mocno cieszy się z tego spotkania. - Mam coś na twarzy?
- Nie - odparłem. - Po prostu jesteś piękny, a ja cieszę się, że cię widzę...
- Działo się trochę... - mruknął. - W ogóle jak się trzymasz?
- Niezbyt dobrze - wyznałem. - Dowiedziałem się wielu rzeczy na swój temat, to mnie trochę zmieniło. Nie jestem już taki sam...
- Zmiany są czasami potrzebne - uśmiechnął się do mnie.
- Myślisz?
- Wierzę w to - odparł po chwili. - Czasami musi być naprawdę źle by potem było bardzo dobrze. Nawet jeśli jakaś wielka burza nawiedzi twoje życie, to pamiętaj jedną rzecz...
    Popatrzyłem na niego uważnie.
- Po każdej burzy wychodzi słońce...
- Nie mogę się z tobą nie zgodzić - oznajmiłem urzeczony jego słowami. Kevin nigdy nie wdawał się w strefę psychiczną człowieka. Owszem był obok ciebie, ale to nie znaczyło, że cię wspierał. On po prostu był i znał wiele sposobów by sprawić żeby twoje życie nabrało kolorów.
- Co u ciebie? - zapytałem. - Jak się tu znalazłeś?
- Odkąd dowiedziałem się od Kate, że już się obudziłeś z śpiączki to chciałem przyjść jak najszybciej, ale spodziewałem się, że mnie nie wpuszczą - wytłumaczył - Także się trochę tutaj zakradłem do ciebie miś.
- Jesteś szalony!
- To prawda - oznajmił.- Szalony z miłości do ciebie...
    Po tych słowach znów mnie pocałował. Tym razem nie było mowy o delikatności. Chciał przekazać wszelkie uczucia, jakie go nękały gdy mnie nie było. Strach, złość, zawiedzenie, ale również przerażenie i miłość. Pragnąłem go jak nigdy, ale nie będzie nam dane prędko cieszyć się naszym szczęściem. Muszę pokonać demony z przeszłości, a póki co nasze języki walczyły o dominację. Moje ręce zaczęły już rozpinać bluzę chłopaka i dotykać tych jego cudownych mięśni. Jego całe ciało było cudowne. On sam był cudowny. Poczułem jak się uśmiecha gdy moje dłonie zaczęły masować jego krocze.
- Pohamuj swoje żądze - mruknął.
- Kiedy tyle czasu czekałem na ciebie - wyjęczałem.
- Im się dłużej czeka tym lepszy smak - zaśmiał się, po czym wrócił na swoje miejsce. - To dla ciebie.
    Podał mi pakunek, który przyniósł ze sobą. Nie było to ciężkie, ale zupełnie nie miałem pojęcia co to może być. Powoli by nie rozerwać papieru zacząłem rozpakowywać. Byłem bardzo zszokowany gdyż moim oczom ukazał się najnowszy iPhone.
- Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin, kochanie - powiedział Kevin po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Kevin, ja... nie mogę... - powiedziałem oszołomiony. Owszem od zawsze marzył mi się ten telefon, ale na boga! On kosztował majątek, a on dał mi go tak po prostu.
- Możesz - powiedział dumny z siebie szatyn. - Nie sadzę byś odzyskał stary telefon, a zawsze chciałeś mieć iPhone'a 6s plus w kolorze Gold.
    Zaśmiałem się na te słowa. Stricte moje słowa. Marzył mi się ten smartphone, ale nie wiedziałem czy powinienem go przyjąć.
- Kevin...
- Nie jęcz mi tutaj, tylko włączaj te cudeńko - prychnął Kolden. - Aktywowałem go i zapisałem ci swój numer, żebyś zawsze mógł do mnie zadzwonić.
    Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Pełen ekscytacji włączyłem telefon, ale pierwsze co zrobiłem to selfie jak się całujemy, które szybko stało się tapetą ekranu.
- Kocham cię - oznajmiłem.
- Ja ciebie również głuptasie - zaśmiał się szatyn.
    Zacząłem obserwować jego wyrzeźbione ciało, przecież on wyglądał jak pieprzony grecki bóg! W dodatku był tylko mój, a ja byłem cały jego. Łączyło nas nierozerwalne uczucie. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i nic nie mogło pokonać naszego uczucia.
- Widzę, że kogoś tu świerzbiła ręka - prychnąłem gdy zauważyłem, że na jego prawej ręce perfidnie wystaje żyła. Oczywiście wiedziałem, że nie wzięła się z masturbacji.
- Musiałem jakoś spuścić ciśnienie - chłopak podjął moją grę. - Zawsze lepiej samemu niż w czyimś towarzystwie...
- Oglądanie porno pełnego nagich facetów też mogę uznać za towarzystwo - zaśmiałem się, a na twarzy Koldena pojawił się soczysty rumieniec.
    Byłem zszokowany gdyż szatyna nie łatwo było czymś zawstydzić, a zwłaszcza sprawami cielesnymi. Może i miał opinię mocnego kurwiciela, ale mi to nie przeszkadzało. Znałem jego przeszłość i wiedziałem co go spotkało. Podczas naszych dość częstych spotkań wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy. Mieliśmy możliwość poznania się z różnych stron. Oczywiście nasze spotkania to nie tylko rozmowy, ale również inne, ciekawe rzeczy, wymagające aktywności naszych ciał. To był cudowny czas. Rozumiałem jego działania, a poza tym darzyłem go uczuciem. Kochałem go, ufałem mu i miałem pewność, że nie zrobi niczego głupiego.
- Nie mogę? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście, że tak - orzekłem po długiej chwili ciszy.
- Jesteś tego pewny? - wyczuwałem zaskoczenie w jego głosie.
- Ufam ci, misiek - odparłem. - Wierzę, że nie zrobisz nic głupiego...
- To dobrze - mruknął chłopak.
- Jednak jak poczuje zagrożenie to zatłukę - zaśmiałem się, a Kevin mi zawtórował.
    Nim się zorientowałem Kevin leżał już na mnie, a moje usta dotykały raz po raz jego ciało. Tęskniłem za tym. Za tymi chwilami gdy robiliśmy te wszystkie niegrzeczne rzeczy. Kiedyś sam widok chłopaka bez bluzki sprawiał, że dostawałem rumieńców, a teraz by się zawstydzić potrzebowałem mężczyzny, nagiego. Najlepiej Kevina w mojej sypialni. Sam widok jego umięśnionego ciała oraz ten zniewalający, zadziorny uśmiech sprawiał, że przestawałem myśleć logicznie. Jego pocałunki były brutalne, otwarcie pokazywał kto tu dominował. Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń rozpiąłem chłopakowi spodnie, a on pozbył się mojej bluzki.
- Czekałem na to - rzucił zachrypniętym głosem, a ja poczułem, że dłużej już nie wytrzymam.
    Bez żadnego ostrzeżenia chłopak ugryzł mnie w szyję, a potem zaczął bawić się płatkiem mojego ucha. Przestałem kontrolować wydawane przez siebie odgłosy, przyjemność wypełniła całe moje ciało.
    Chłopak zrzucił szpitalną kołdrę, po czym ściągnął ze mnie wszelkie ubrania. Leżałem kompletnie nagi, a jego rozpalony wzrok utwierdzał mnie, że oboje czujemy to samo. Wiedziałem, że bardzo mu się podoba to co widzi. Zresztą sztywne części ciała czułem nie tylko u siebie. Kevin zaczął całować moją szyję, a potem zaczął schodzić coraz niżej zostawiając mokre ślady na moim rozpalonym ciele. Gdy doszedł do mojego naprężonego członka wstrzymał się.
- Na co czekasz!? - rzuciłem niecierpliwie, wypychając biodra do przodu.
- Kochanie... - zaczął. - Oboje wiemy, że wiele baz chcemy zaliczyć, ale czy szpital znajduje się na naszej erotycznej liście miejsc, gdzie będziemy się kochać?
- Mamy taką listę? - zdziwiłem się.
- Możemy mieć - uśmiechnął się drapieżnie, po czym przejechał językiem po całej długości mojego przyrodzenia.
- Boże...Kevin! - udało mi się z siebie wyrzucić.
    Chłopak nie potrzebował kolejnych zachęt. Zaczął ssać mojego członka, a ja jęczałem przynajmniej na pół szpitala. Jego język wyczyniał cuda, a ja chyba nie koniecznie chciałem wiedzieć skąd on umie takie rzeczy. Zaczął powoli zasysać moją główkę, a palcami penetrował moje wejście. Kompletnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a tym bardziej jak się nazywam. Nieświadomie prawą ręką złapałem jego głowę i zacząłem nadawać coraz szybsze tempo tej przyjemności. Kolden ani na chwilę nie zaprotestował, więc jakby i on zaczął się bardziej nakręcać.
- Kevin...
- O boże...
- Kolden!
- Do jasnej cholery!
- Oooo tak!
    Nie kontrolowałem swojego słowotoku, a chłopak ani myślał przestać. Jego język wyczyniał cuda, nie chciałem by to się kiedykolwiek skończyło. Po kolejnej chwili poczułem, że jestem blisko
- KEVIN! - wrzasnąłem i wystrzeliłem prosto w jego gardło. Szatyn nie zaprzestał ruchów głową, przełknął wszystko po czym obrzucił mnie zadowolonym uśmiechem.
- Byłeś wspaniały - powiedział i mnie mocno pocałował w usta.
- Nie - odparłem. - To Ty byłeś zajebisty!
- Nie mówiłem, że im dłużej czekasz, tym lepiej smakuje? - zaśmiał się chłopak.
    Naprawdę byłem wielkim szczęśliwcem, że go mam. Nie zależało mi na relacji wypnij się i obciągnij. Byliśmy osobami homoseksualnymi, a on wcale się tym nie przejmował. Nie przeszkadzało mu, że jestem jego chłopakiem. Zdążyłem poznać paru jego znajomych, a on ani razu nie wstydził się przyznać, że jestem wybrankiem jego serca. Patrząc jak ruszają się jego mięśnie gdy zakładał różne części garderoby, mój mózg zaczął tworzyć kolejne niegrzeczne wizje mnie i Kevina w akcji.
- Chcę już stąd wyjść - rzuciłem szybko, po czym oblizałem usta.
- Zastanowię się, odnośnie rundki w szpitalu - chłopak wybuchł wielkim śmiechem. 
- Jesteś niemożliwy! - powiedziałem z uśmiechem na ustach.
    Czułem się psychicznie lepiej. Mimo tych wszystkich złych spraw krążących wokół mnie, Kevin wprowadzał jakieś promyki słońca do mojego życia. Byłem mu dozgonnie za to wdzięczny. Po prostu był i nie oczekiwał niczego w zamian. Darzył mnie uczuciem oraz akceptował takiego, jakim jestem. To najcudowniejsza myśl, jaka mogła wpaść do mojej głowy.
- Skoczę coś zjeść, a potem wrócę do ciebie - pocałował mnie delikatnie w czoło, po czym wyszedł z sali odprowadzony moim wzrokiem.
    Po raz pierwszy od dawna czułem, że może być dobrze w moim życiu. Z Kevin'em u boku mogłem nawet kruszyć mur. Wiedziałem, że czeka mnie lepsze jutro. Nawet jeśli nie mam rodziny, to Kolden jest dla mnie jak rodzina. Był moją opoką i ostoją. To on pokazał mi jak trzeba patrzeć na świat. Pomógł mi zauważyć, że życie to nie tylko i wyłącznie pasmo złych wydarzeń. Każdy medal ma dwie strony i w dużej mierze to od ciebie zależało, którą stronę wybierasz.
     Nie wiedziałem tylko jednego czy mówić chłopakowi czego się dowiedziałem odnośnie mojej rodziny czy zostawić tą informację dla siebie. Chciałem się komuś wygadać, ale wiedziałem, że Kevin będzie się bardziej przejmował niż ja. Kto wie, może nawet spotka się z Ronson'ami. Nie chciałem tego. Chociaż kochałem go, to ta sprawa musiała zostać rozwiązana tylko przeze mnie. Powiem mu, jakrozwiążę tę sytuację. Wiem, że znalezienie moich rodziców może okazać się niewykonalne, ale chciałem spróbować. Nawet jeśli ich nie poznam to chcę wiedzieć kim są, a przede wszystkim dlaczego zdecydowali się oddać mnie do adopcji. Czy może mieli już za dużo dzieci? Czy jestem jedynakiem? Kim oni w ogóle są? Jak wyglądają?
    Znów tyle pytań w mojej głowie, a ja jak zwykle nie wiem co zrobić. Mam tyle czasu zanim wyjdę ze szpitala, a na dobrą sprawę to pierwsze poszukiwania powinienem zacząć właśnie tu. Każdy szpital ma swoje kartoteki urodzeń czy innych rzeczy. Owszem to nie jedyny instytut medyczny w tym mieście, ale spróbować zawsze można. Ja właśnie chciałem to zrobić. Spróbować...
    Obudziło mnie szturchanie w bok. Leniwie otworzyłem oczy, po czym przeciągnąłem się. Gdy się bardziej rozbudziłem to zamarłem. Obok mojego łóżka siedział sobie Jake i podrzucał jabłkiem od Kate. Poczułem jak mój puls przyśpiesza, a ręce pocą się nienaturalnie. Czy chwila szczęścia, którą zaznałem z Koldenem była ostatnim promykiem słońca w moim życiu?
- Nie bój się - powiedział powoli, po czym wgryzł się w owoc.
- Czego chcesz? - warknąłem.
- Jak zwykle bez kultury - odparł. - Ładna zabawka.
    Bez żadnego pytania wziął do ręki mojego iPhonie, ale że był zablokowany to z krzywym uśmiechem na twarzy odłożył go na stolik.
- Wiesz, że gdybym chciał to odblokowałbym go bez zbędnego wysiłku? - zapytał.
- Czyżby? - zakpiłem.
- Szkoda Damien, że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach - mruknął rozglądając się po sali. - Mógłbym nauczyć cię wielu rzeczy...
- Jak porywać ludzi?
- Jeśli byś chciał...
- Czemu przyszedłeś? - spytałem się oschle.
- Bo widzisz... - ugryzł jabłko. - Chcę wiedzieć.
- Co?
- Czemu policja mnie jeszcze nie ściga? Czemu nikt niczego nie podejrzewa? - zaskoczenie w jego głosie było bardzo słyszalne. 
- Może nie gadałem jeszcze z nimi? - skłamałem.
- Odwiedzili cię zaraz po obudzeniu się - sapnął. - Wiesz, że ja cię wszędzie znajdę? Prześledzę każdy twój krok choćbyś się zaszył na Antarktydzie!
- Imponujące - oznajmiłem, bacznie obserwując jego każdy ruch.
    Był spokojny. Bardzo spokojny. Zachowywał się inaczej niż miałem okazję go poznać. Nie przypominał Jake'a, który ciągle był wkurzony i każde jego działanie było przeprowadzane tak szybko, jakby zaraz mieli nas zabić.
- W sumie sam nie wiem czemu cię nie wydałem... - powiedziałem.
- Ty się słyszysz? - był zszokowany. - Porwałem cię, torturowałem cię fizycznie i psychicznie, a ty, a ty...
- Otworzyłeś mi oczy - wyjaśniłem. - Gdyby nie ty, pewnie nadal bym żył w kłamstwie jako syn Ronson'ów.
- Serio... Niczego nie podejrzewałeś? - zapytał, siadając obok mnie.
- A powinienem? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Zachowanie, wygląd - oznajmił. - Tego nie da się ot tak przeoczyć...
- Mam ten sam kolor oczu co Jack i Kate - odparłem.
- I to ci wystarczyło!? - kolejny szok w życiu tego mężczyzny odnośnie mnie.
- Co niby?
- Chłopie - wstał i oddychał bardzo szybko. - Oni nigdy cię nie kochali, dawali złudną iluzję miłości, a ty byłeś gotowy się poświęcić dla tej bandy idiotów...
- Nie podejrzewałem niczego! - syknąłem. - Mało to rodzin, co faworyzuje jedno dziecko...
- Czemu więc siedzisz plackiem na dupie? - zaintrygował się.
- Kate wie, więc oni pewnie też - powiedziałem bawiąc się palcami. - Resztę odnajdę sam.
- Sądzisz, że sam sobie ze wszystkim poradzisz?
- Nie mam wyjścia! - warknąłem. - Chcę zacząć nowe życie i choć nie mam nazwiska, nie wiem czy Damien to moje prawdzie imię to zamierzam być szczęśliwy! Nawet jeśli będę musiał ciężko na to zapracować!
- Masz jaja - uznał po chwili. - Mimo całego tego gówna w twoim życiu, nie poddajesz się i chcesz iść dalej. Nie wydałeś mnie, choć miałeś ku temu sposobność. Co się w tobie zmieniło?
- Wszystko - mruknąłem. - Cały ja się zmieniłem... Zrozumiałem, że to moja jedyna szansa by żyć normalnie, że mam obok siebie Kevina, że może coś się wreszcie zmieni w tym horrorze zwanym moim życiem.
- Właśnie dlatego cię cenię, że nadal chcesz iść przez życie - odparł i podszedł do drzwi.
- Nigdy nie miałem w zamiarze cię wydawać - oznajmiłem. - Przysługa za przysługę...
    Zaśmiał się krótko.
- Uroczo Devin wygląda - powiedział stając w drzwiach - Szczególnie gdy jeden drugiemu robi loda...
    Wybuchłem śmiechem.
- Może kiedyś cię znajdę by ci pomóc - z tymi słowami zostawił mnie samego. 
    Byłem bardzo zaskoczony jego przemianą. Choć równie dobrze to mogła być jego kolejna gra, ale ja zawsze ufałem ludziom. Tak również zrobię i tym razem. Zaufam mu. Kto wie, co przyniesie mi życie. Może w końcu coś dobrego. Cieszyłem się tą chwilą. Chciałem wierzyć, że nareszcie będzie dobrze w moim życiu. Że słowa Kevina, że po każdej burzy wychodzi słońce okażą się prawdą. Szczęście. To tylko dziewięć liter, tworzące wyraz o wielkiej mocy. Wszystko przede mną, czas zawalczyć o moje SZCZĘŚCIE. 

 --»۞«--
Witam kochani w trzecim rozdziale Only Stars Can Be Happy!
W chwili oderwania od fabuły zająłem się teraz #Devin, bo wiem, że uwielbiacie ich :D
Powoli wracam do blogowania, pisania rozdziałów, planowania tego wszystkiego. Nie przerywam tej historii, chcę ją dokończyć i mam nadzieję, że spotkamy się w takim samym składzie gdy opublikuje epilog całego opowiadania.
Liczę na wszelkie opinie odnośnie mojej twórczości! :)
Byłoby mi bardzo miło gdybyście napisali choć słowo jak Wam się podoba ta część...
DRAGON

3 komentarze:

  1. Czemu od kiedy przeczytałam ten rozdział zaraz po wstawieniu... odtąd nic się nie pojawiło... Ta historia była naprawdę ciekawa... Chciałam się dowiedzieć, jak to się skończy :< :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus Maria, czy ja mam zepsuty telefon czy przez to szaro biale tlo i ialy tekst nic nie widze? :o nawet komentarzy :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe opowiadanie i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny fragment. Nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się co się dalej wydarzy. Przy okazji zapraszam do siebie https://weronifive.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Calumi
Sosowa Szabloniarnia